8 lutego 2022, Marzena Mróz-Bajon o „Anne z Zielonych Szczytów”.
Podoba mi się ta „Awantura o Anię”! Świadczy nie tylko o tym, że Ania/Anne żyje w świadomości czytelników, ale teraz ma kolejną szansę, by stać się ważną bohaterką literacką dla kolejnego pokolenia. W dzieciństwie wiele razy przeczytałam siedem tomów opisujących życie Ani Shirley. Pamiętam, że niektóre fragmenty książki znałam wręcz na pamięć. Podsunęłam więc w odpowiednim – jak sądziłam – momencie tę lekturę mojej kilkunastoletniej córce Zuzannie. Zaczęła czytać, ale bez pasji, i kiedy przebrnęła przez dwa pierwsze tomy, widziałam ją już z nosem w „Przygodach Mikołajka”.
– Dziwna ta Ania – podsumowała Zuzia, kiedy zapytałam ją potem o wrażenia z lektury. – Taka staroświecka.
Uważam, że nowe tłumaczenie tej ważnej książki po prostu się Ani/Anne i jej fanom należało. Nie ma w nim facjatki, Anne nie mówi o sobie „byłam gąską”, Maryla to Marilla, a upiorna sąsiadka Małgorzata, skądinąd o gołębim sercu, to Rachel Lynde. Za to czytamy tekst napisany pięknym współczesnym językiem, tłumaczenie Anny Bańkowskiej – wspaniałe. Dialogi są wartkie, a opisy nie nużą.
Zielone Szczyty, nie Zielone Wzgórze? Muszę jak najszybciej wybrać się na Wyspę Księcia Edwarda, żeby to sprawdzić! Lucy Maud Montgomery i jej miejsca od zawsze są na mojej liście domów pisarzy, które zamierzam odwiedzić. Plany wobec autorki „Anne z Zielonych Szczytów” pokrzyżowała mi pandemia. W pewnym momencie Kanada była nawet zamknięta dla podróżujących. Musiałam odłożyć to marzenie, jak wiele innych, i poczekać na lepsze czasy. Ale na pewno nie poddam się, tym bardziej że trasę wyprawy mam już opracowaną.
Z Warszawy polecę do Toronto i dalej – do Montrealu, żeby przesiąść się tam do samolotu lecącego do Charlottentown. Mogę również pokonać trzynastokilometrowy most łączący Nowy Brunszwik z Wyspą Księcia Edwarda albo wejść na prom w Nowej Szkocji. Te decyzje są jeszcze przede mną. Pierwszym celem będzie Cavendish – książkowe Avonlea, w którym powstała wioska mająca zobrazować życie, jakie wiedli sto lat temu Anne, Diana, Gilbert, Josie, Ruby, Marilla, Matthew. Można się tam ubrać w strój z epoki, kupić słomkowy kapelusz à la Anne z doczepionymi rudymi warkoczami, pojeździć bryczką, a także spróbować słynnego soku malinowego, który rozkojarzona bohaterka książki pomyliła z nalewką na alkoholu i w ten sposób spoiła swoją najlepszą przyjaciółkę Dianę Barry. Pewnie jednak nie zatrzymam się tam długo, bo nie muzeów szukam, opisując domy twórców. Pojadę do Clifton, gdzie Lucy Maud urodziła się ostatniego dnia listopada 1874 roku i spędziła pierwsze dwa lata dzieciństwa. Wprawdzie dom surowych dziadków, którzy ją wychowywali po śmierci matki, nie istnieje, ale chcę zobaczyć to właśnie miejsce. Popatrzę na wszystko, co zostało dookoła, bo przecież widoki, zapachy, kolory i wynikające z nich nastroje tak szybko się nie zmieniają.
Mam również zamiar pojeździć po wyspie, żeby zobaczyć to, co sobie wyobrażałam w dzieciństwie i przypomniałam kilka dni temu, czytając „Anne z Zielonych Szczytów” – pola ginące w błękicie wód Zatoki św. Wawrzyńca, szerokie plaże najlepiej widoczne ze stromych klifów, czerwony piasek, wschody i zachody słońca.
Pojadę do Bideford, gdzie autorka była nauczycielką w 1894 roku i mieszkała na plebanii. Nie ominę też Leaskdale w Ontario, dokąd przeniosła się po ślubie z Ewanem McDonaldem i już do końca życia mieszkała poza swoją ukochaną wyspą.
Czy odnajdę w jednym z tych miejsc opisywane w „Ani z Szumiących Topoli” dwa porcelanowe psy: Goga i Magoga? Zaraz, zaraz, w którą stronę patrzył Magog??
Marzena Mróz-Bajon, autorka książki „Domy pisarzy”