Tajemnice Astrid Lindgren w Gazecie Wyborczej

6 marca 2015, Gazeta Wyborcza, Kultura

Tajemnice Astrid Lindgren. Dziecko z Bullerbyn i 150 milionów egzemplarzy.

Natalia Szostak

Astrid Lindgren? Schludny szwedzki dom z pomalowanego na czerwono drewna. Z zewnątrz wszystko wygląda dobrze. Trudno nawet pomyśleć, że w środku kryje jakieś koszmary. To wielki dzień. Premier Szwecji Goran Persson wbija łopatę w mokrą ziemię. Błyskają flesze, tłum wiwatuje. Persson ma ze sobą czek na 7,5 mln szwedzkich koron - to mniej więcej taka kwota, jaką dostaje pisarz nagrodzony Noblem.

- Prośmy Boga, by uchronił mnie od tego! Niemiecka poetka Nelly Sachs od Nobla umarła, jestem o tym przekonana, i ze mną stałoby się to samo - powie Astrid Lindgren pod koniec lat 80. I rzeczywiście, Nobla nie dostanie, choć każdej jesieni przed rozdaniem nagród jej czytelnicy będą domagać się dla niej tego wyróżnienia. Za to dzięki czekowi od premiera będzie mieć swój park rozrywki. Zagrodę Astrid Lindgren w Vimmerby - z Willą Śmiesznotką, kilkunastometrowym żaglowcem Podfruwajką i ulicą Awanturników przeniesionymi żywcem z kart jej książek.
 Park i pieniądze to prezent na 90. urodziny Lindgren. Ale jej samej nie ma, gdy premier pod rodzinnym domem pisarki w Vimmerby inauguruje budowę i przemawia do tłumów. Na poprzednim jubileuszu kazano jej siedzieć na scenie w wianku na głowie przed premierem i ambasadorem USA, a tresowane białe gołębie kręciły nad nią kółka. Przed urodzinami wyznaje przyjaciółce, że chce „uciec, być samotnym zwierzątkiem w środku gęstego lasu”. I wyjeżdża.

1926 - wygnanie z Bullerbyn

Astrid z dzieciństwa zapamiętała na przykład dźwięk skrobania nożem po papierku od masła. Jej matka Hanna skrupulatnie przesuwała nóż tak długo, aż papier był zupełnie czysty. Delikatnie rozbijała jajko, potem wprawnym ruchem wybierała resztkę białka. W jej domu nic nie mogło się zmarnować. - Pamiętam komentarz matki na temat pewnej rodziny, którą znaliśmy - wspominała Ingegerd, siostra Astrid. - „To nic dziwnego, że im się źle powodzi. Ona nigdy porządnie nie wybiera jajka ”.

Polecenia ojca można było ignorować. Matki - nigdy. Astrid wspomni kiedyś, że Hanna przytuliła ją tylko raz - kiedy wróciła do domu po długiej nieobecności. Wychowuje się w dużym domu otoczonym jabłoniami. Wokół słychać szum lasu i śmiech dzieci. Astrid jest druga z czwórki rodzeństwa, na świat przychodzi w 1907 r. W domu mówią na nią Bele. Bawią się w „nie dotykaj podłogi”, skaczą na drzwi, z drzwi na komodę, z komody na kominek, który w rezultacie trzeba bielić raz w miesiącu, żeby zakryć kolejne ślady stóp. Cała czwórka śpi z rodzicami w jednym pokoju.

„Puszczali swoje łódeczki z kory, wycinali sobie świstawki, budowali domki do zabawy na zboczach” - pisała Margareta Stromsted, biografka i przyjaciółka Lindgren.

Astrid: - Myślę, że tym, co czyniło nasze dzieciństwo tak szczęśliwym, były dwie rzeczy: wolność i poczucie bezpieczeństwa.

W szkole niemal każde jej wypracowanie jest odczytywane na głos przed całą klasą. Kiedy ma 16 lat, kończy gimnazjum z oceną celującą z języka szwedzkiego na świadectwie. Rok później dostaje się do lokalnej gazety w Vimmerby. I wkrótce wydarza się katastrofa.

- Jak mogłaś? - Astrid po raz pierwszy widzi matkę w takim stanie. Jej głos jest lodowaty, kiedy nakazuje: - Nic nikomu nie mów.

Vimmerby huczy od plotek. Kiedy wchodzą do sklepu, cichną rozmowy, piekarz przygląda się matce chwilę za długo, gdy wydaje jej resztę. Astrid się pakuje. To dla niej koniec raju z Bullerbyn.

1944 - rodzi się Pippi

Gdyby tego marcowego wieczoru na ulicach Sztokholmu nie było ślisko, historia literatury wyglądałaby trochę inaczej. Astrid ma 37 lat, biegnie do dwójki swoich dzieci. Szczęśliwie jest mroźno: wywraca się na lodzie i skręca kostkę. Dzięki kontuzji, która unieruchomi ją na kilka tygodni, Lindgren spisuje historyjki o Pippi, które opowiada dzieciom na dobranoc.

Na biurko dyrektora wydawnictwa Bonnier trafia niepozorny pakunek z dopiskiem: „W nadziei, że nie zaalarmujecie Urzędu Opieki Społecznej nad Nieletnimi”. Pippi jest pyskata, nie chodzi do szkoły i robi, co chce. Bonnier odrzuca książkę. Tej decyzji szef wydawnictwa musiał później żałować do końca życia. Nad Pippi ostatecznie lituje się oficyna Rabén & Sjögren, która w owym czasie ledwie zipie. Wydanie tej książki zwraca się po tysiąckroć.

O książce od początku jest głośno. We Francji tłumacz odmawia dosłownego przełożenia tekstu, bo przecież dziecko nie może udźwignąć konia. W NRD nauczycielka zostaje zwolniona za czytanie uczniom tej demoralizującej lektury.  Ale dzieci od razu zakochują się w tej bohaterce i chcą jeszcze. Nic dziwnego. Astrid przetestowała swoją opowieść na własnych dzieciach oraz ich koleżankach i kolegach.

Przez kolejne lata książki o Pippi zostają przetłumaczone na 64 języki (w tym hindi i zulu). Czytelnicy oszaleją na punkcie historii o dziewczynce, która potrafi podnieść konia, mieszka sama w wielkim domu, a w utarczkach z dorosłymi ma zawsze ostatnie słowo. Dziś, w erze Koszmarnego Karolka to nic szczególnego, ale w latach 40. bohaterka Lindgren szokowała.

Za tym niespodziewanym sukcesem przychodzą kolejne: „Dzieci z Bullerbyn” (gdzie w zasadzie opisuje beztroskie dzieciństwo własne i trójki rodzeństwa), „Karlsson z dachu” o psotnym człowieczku ze śmigłem na plecach, „Ronja, córka zbójnika” o dziewczynce, która buntuje się przeciwko ojcu - hersztowi bandy - i wynosi się, by mieszkać sama w puszczy. W sumie 34 książki, które sprzedadzą się na całym świecie w ponad 150 milionach egzemplarzy.

Jej powieści pokazują świat widziany oczami dziecka i zarazem dotykają najpoważniejszych tematów. W „Braciach Lwie Serce” opisuje nieuleczalną chorobę i śmierć, w „Mio, mój Mio” bohater żyje w przytułku dla sierot. Zawsze jednak pisze w sposób zrozumiały dla najmłodszych.

Nagłą sławę przyjmuje ze spokojem. Nie zmienia mieszkania, przez 25 lat dorabia w Rabén & Sjögren jako redaktorka (lubi się wtrącać, autorom każe zmieniać zakończenia). Status literackiej gwiazdy ma też niespodziewane plusy - pije herbatę z Elżbietą II, szwedzkiego premiera publicznie głaszcze po policzku, gawędzi z Borysem Jelcynem. W Rosji jest hołubiona, ambasador ZSRR w Sztokholmie na początku lat 80. powie jej: - Istnieją dwie książki, które można spotkać w większości naszych domów - to Biblia i „Karlsson z dachu”. - Nie wiedziałam, że Biblia jest u was tak popularna - odpowie pisarka.

Pisze w gabinecie w swoim mieszkaniu w Sztokholmie; o samej Pippi powstaje dziewięć książek. Dziewczynka mieszka w żółtej trzypiętrowej Willi Śmiesznotce otoczonej werandą, z dachem, po którym można chodzić, i pustym w środku lemoniadowym drzewem. Dom rodzinny Astrid to trzypiętrowa żółta willa z werandą i dachem idealnym do biegania oraz spróchniały dąb.

Kiedy pisze, na chwilę znowu jest Bele z Vimmerby, ulubienicą rodziców i rodzeństwa. Dorosłość zaczęła się dla niej, kiedy w wieku 18 lat musiała wyjechać z miasteczka. Szwecja cenzuruje popularną powieść Ojciec Pippi nie może być murzyńskim królem.

1926 - trasa Sztokholm - Kopenhaga - Sztokholm

Elegancka czterdziestolatka w zapiętej pod szyję koszuli przygląda się Astrid zza biurka i w ciszy notuje. Siedzą w gabinecie pełnym książek. Astrid ma 18 lat, jest głodna i zmarznięta, ale nie dlatego szczelnie owija się płaszczem. Próbuje się zakryć.

- Czy naprawdę jest pani całkowicie sama? Nie ma nikogo, z kim mogłaby pani o tym pomówić?

- Nie - odpowiada Astrid. W głowie dźwięczą jej słowa: „Nic nikomu nie mów”.

W Sztokholmie jest od kilku miesięcy, ale nie czuje się pewnie. Matka ostrzegła ją przed handlarzami ludzi, którzy podobno wbijają człowiekowi igłę z narkotykiem, a potem wywożą gdzieś daleko. Jest listopad, Astrid chodzi po ciemnych ulicach i zastanawia się, czy takie zniknięcie nie byłoby dla niej dobrym rozwiązaniem. Na razie wynajmuje pokój, który nazywa szpitalem wojskowym - metalowe łóżko, na nim brudna narzuta. Często głoduje.

Do gabinetu eleganckiej kobiety trafia przez ogłoszenie w gazecie. To Eva Andén, znana w Skandynawii prawnik-feministka, specjalizująca się w obronie praw samotnych matek. Astrid jest w zaawansowanej ciąży. Zaczyna opowiadać Evie swoją historię.

Dwa lata wcześniej zaczęła pracę w lokalnej gazecie w Vimmerby. Jest zdolną nastolatką o pociągłej twarzy, której nieregularny kształt podkreślają ścięte do ucha włosy. Dręczy ją poczucie, że jest zbyt brzydka, żeby ktokolwiek się w niej zakochał. W gazecie obsługuje wydarzenia, na które nie chce się fatygować poważnym dziennikarzom. Redakcja wysyła ją np. na uroczystość otwarcia linii kolejowej. Goście zostają przywitani przez dyrektora kolei i zaproszeni na obiad w budynku stacji. Mężczyźni rozmawiają, poklepują się po plecach, a Astrid - jedyna kobieta - zostaje na zewnątrz. Stoi przed budynkiem, przestępuje z nogi na nogę, pociera zmarznięte dłonie. Mężczyźni wracają po godzinie. Astrid w ciszy idzie za nimi na część oficjalną wydarzenia, z którego potem napisze relację.

Jeden z redaktorów czasem na biurku zostawia dla niej liściki. Nie komentuje w nich jej pracy, koncentruje się raczej na jej wyglądzie. To naczelny gazety Reinhold Blomberg - ma drugą żonę i siedmioro dzieci, zawsze otacza go wianuszek wielbicielek. Jest starszy od Astrid o 30 lat. Dziewczyna jest załamana, kiedy odkrywa, że spodziewa się dziecka. W jednej chwili staje się rozbijaczką małżeństw, latawicą, mało brakuje, żeby w Vimmerby zaczęto spluwać na jej widok. Musi uciekać do Sztokholmu. Reinholda nie chce już znać.

Prawniczka Eva Andén słucha tej relacji w milczeniu. Nie jest zdziwiona. Była pierwszą kobietą w szwedzkiej Izbie Adwokackiej w czasie, kiedy kobiety w Szwecji nie mogły zeznawać przed sądem bez zgody męża. Astrid nie jest pierwszą dziewczyną, której pomaga. Dlatego ma już plan działania.

Na początku grudnia Astrid z wielkim brzuchem siedzi w pociągu do Kopenhagi. Jedzie do jedynego ówcześnie szpitala w Skandynawii, w którym porody samotnych matek nie są zgłaszane władzom. Na świat przychodzi Lars. Astrid zachwyca malutka dłoń, którą chłopiec zaciska na jej palcu. Wie, że nie może zabrać dziecka do Szwecji. Jest połowa lat 20., niezamężna kobieta z nieślubnym dzieckiem naraża się na wiele nieprzyjemności. Do tego Astrid jest bardzo młoda, przestraszona i bez grosza. Po kilku dniach zanosi Larsa na drugie piętro domu z białego kamienia stojącego przy ulicy Nadziei. Mieszka tam pani Stevens, która opiekuje się już kilkorgiem szwedzkich dzieci. Rodzinę zastępczą znalazła Eva Andén.

Jest 23 grudnia, Astrid po niespełna trzechJest pracująca sobota. W biurze nie ma kierownika, Astrid cicho zgarnia swoje rzeczy z biurka i w samym środku dnia wymyka się z pracy, żeby pojechać do Larsa. To 600 km drogi. Wszystko idzie zgodnie z planem, ale na ulicy prowadzącej na dworzec wpada na swoich dwóch szefów. Kłania się im i biegnie do pociągu. Z Larsem jest dwa dni. Czas spędzony osobno próbuje nadrobić tak intensywnie, że przez kilka dni po jej wyjeździe dziecko odsypia te zabawy. W poniedziałek prosto z pociągu zdyszana Astrid wpada do biura tylko po to, żeby dowiedzieć się, że już nie pracuje.

W nowej pracy - jest teraz asystentką redaktora w dziale wydającym przewodniki turystyczne - poznaje przystojnego, o dziewięć lat starszego mężczyznę. Godzinami rozmawiają i śmieją się z tych samych żartów. To jej nowy szef, Sture Lindgren. Postanawiają, że chcą być razem. Sture musi się jeszcze tylko rozwieść z żoną.

Chwilę przed ślubem Astrid i Sture'a przyjdzie czas na zemstę na jej małym miasteczku. Lars mieszka już wtedy w Vimmerby: kiedy chłopiec ma trzy lata, pani Stevens podupada na zdrowiu i nie może się już opiekować dziećmi. Astrid na chwilę zabiera go do Sztokholmu, ale chłopiec ciągle choruje, a ona nie może pracować. Jej rodzice zgadzają się wziąć chłopca do siebie.

Któregoś razu, kiedy Astrid odwiedza syna w Vimmerby, zabiera go na zakupy. Składa zamówienie u ekspedientki i literuje swoje nazwisko: „pan-na Eric-sson”. Chwilę później Lars wskazuje na coś i woła do niej „mamo”. - Panna powiedziała pani: panna? - pyta wstrząśnięta ekspedientka. Astrid łapie chłopca za rękę i wychodzą. Przejdzie z Larsem przez całe miasteczko. Niech gadają. Po latach powie, że czuła się dumna jak paw: - Dokonałam czynu pionierskiego. Mieszkańcy mojego miasteczka nie przywykli do tego, aby samotne matki spacerowały sobie ze swymi dziećmi, uważając je za taki sam ósmy cud świata jak wszystkie inne dzieci.

W 1929 r. Astrid na stałe zabiera Larsa do Sztokholmu. Jest już mężatką, więc może mieć dziecko.

1929-1975 - gul, gul, gul

Astrid nie jest jak inne mamusie. Te siedzą na ławkach i przyglądają się, jak ich dzieci bawią się na placu. W tym czasie mama Larsa i Karin skacze razem z nimi po drabinkach. Kiedy zjeżdża z dziećmi z pagórka, rozrywa sobie spódnicę na pupie. Do domu wracają gęsiego, dzieci idą za nią, żeby zasłaniać rozdarcie.

Od kiedy w 1934 r. Astrid rodzi córkę Karin, na pewien czas zostaje matką na pełen etat.

- Nigdy nie byłam zakochana w zwykłym tego słowa znaczeniu. Tak to jest, zawsze kochałam bardziej dzieci niż mężczyzn.

Sture dobrze zarabia, przeprowadzają się do jasnego mieszkania z trzema sypialniami. Zaraz przy wejściu stoi biały stół nakryty czystym obrusem i cztery krzesła - to tu cała rodzina siada do obiadów. Drewniane podłogi, wysokie okna i wszędzie książki, mnóstwo książek. O tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami mieszkania na Dalagatan, Astrid rzadko rozmawia nawet z najbliższymi.

Karin w dokumencie nakręconym przez szwedzką telewizję wspomina: - Ze wspólnych niedzieli zapamiętałam jeden dźwięk: gul, gul, gul, zaraz po tym, kiedy ojciec otwierał kolejną butelkę. Sture bryluje. Lubi imprezy, wyjścia na drinka, flirty. Co chwilę zakochuje się w kimś nowym.

„Tak szalenie łatwo jest się stoczyć - pisze Astrid do przyjaciółki. - Tylko z tego prostego powodu, że człowiek nie wie, że używa czegoś, co jest bardziej niebezpieczne od dynamitu”.

Wspólne życie przypomina siedzenie na beczce prochu. Karin: - To było aż nudne. Ogromny niepokój za idealną fasadą.

W czerwcu 1952 r. 53-letni Sture zaczyna wymiotować krwią. Astrid przez dwa dni siedzi w szpitalu przy jego łóżku, trzyma męża za rękę: - W końcu zasnęłam, ale obudził mnie jego oddech - wcześniej gwałtowny, teraz stawał się coraz wolniejszy. Krótko po godzinie 11 wieczorem zamarł zupełnie.
Lekarze przekazują jej diagnozę, choć przecież Astrid ją zna od lat. Sture zapił się na śmierć.

- Jedno wiem na pewno: nie ma na świecie mężczyzny, który mógłby mnie namówić na ponowne zamążpójście.

Karin ma 18 lat, Lars - 26. Z obojgiem ma dobry kontakt, ale Lars od początku jest inny, osobny. Jakby pierwsze trzy lata życia, które spędził bez matki, w nim zostały.

Jako dziecko ma problemy z koncentracją, jest nerwowy i trudno go uspokoić. Kiedyś, już po powrocie do Szwecji, gdy Astrid kładzie go spać, słyszy, jak trzylatek mamrocze: „Teraz śpią, i matka, i Esse, i Carl!”. Przez wiele lat Astrid na wspomnienie tej chwili płacze. Wie, że nie ona jest matką, którą dziecko wspomina przez sen.

Swój niepokój przelewa na papier. „Mio, mój Mio” to historia o chłopcu, który nigdy nie poznał swoich rodziców. Mały Bertil z opowiadania „Nils Paluszek” godzinami stoi przy oknie i za zaszronioną szybą wypatruje mamy i taty. Chłopcy w jej powieściach są smutni, bezradni i samotni.

- Jej opieka i troska chyba nie do końca odpowiadały Larsowi - uważa Jens Andersen, biograf Astrid. - Nigdy szczególnie nie cieszył się życiem i Astrid obwiniała się za to.

Lars umiera w 1975 r., w wieku 59 lat. Przyczyna bezpośrednia to rak, przyczyna pośrednia: alkohol. Na zewnątrz Astrid trzyma fason. Podczas wywiadu nagranego krótko po jego odejściu mówi: - Trzeba żyć tak, żeby się przyzwyczaić do śmierci - głos lekko jej się łamie, a po chwili dodaje, niemal niedosłyszalnie: - Tak myślę, tra, la, la.

Odreagowuje, pisząc: silna Ronja mieszka sama w grocie pośrodku lasu; Pippi jest najsilniejszą dziewczynką na świecie i niczego się nie boi; Madika jest psotnicą. Dziewczyny w jej powieściach są zbuntowane, niezależne, dzielne.

2014 - babcia wszystkich Szwedów

Przez media przesuwa się kilka obrazów Astrid. Jest szczęśliwą, psotną dziewczynką z zagrody w Vimmerby; czułą, dowcipną matką, która bawi się z Lassem i Karin; pisarką, która mimo wieku pozostała na zawsze dzieckiem; babcią wszystkich Szwedów. Fasada? Jaka fasada?

- Przez lata tak przedstawiała historię swojego życia: „wyjechałam do Sztokholmu, zostałam sekretarką, wyszłam za mąż za Sture'a Lindgrena, z którym miałam dwójkę dzieci” - opowiada Jens Andersem, autor skandalizującej biografii „Denne dag, et liv”.

Maren Gottschalk, niemiecka biografka Lindgren: - Media raczej nie drążyły. W każdym wywiadzie zadawano jej te same pytania, a ona odpowiadała na nie tak samo. Głównie o swoim mitycznym dzieciństwie w dawnej, nieistniejącej już Szwecji.

Ludziom wydawało się, że wiedzą o niej wszystko. Przecież cały czas było o niej głośno.

Kiedy ma 60 lat, wydawnictwo Rabén & Sjögren ustanawia „dziecięcego Nobla” - nagrodę jej imienia dla autorów najlepszych książek dla dzieci.

Krótko przed 70. urodzinami jedną publikacją obala rząd Szwecji. Pisze bajkę polityczną krytykującą politykę podatkową w jej kraju. Gunnar Sträng, urzędujący od 21 lat minister finansów, lekceważąco komentuje jej głos w dyskusji. Niesłusznie. Między innymi na skutek protestu Astrid partia Stranga przegrywa wybory, po raz pierwszy od 40 lat.

Na osiemdziesiatkę od premiera Ingvara Carlssona dostaje ustawę o ochronie zwierząt (zwaną później „Lex Lindgren”), o którą od lat się dopominała.

Rok przed jej 90. urodzinami Rosyjska Akademia Nauk postanawia nazwać asteroid nr 3204 jej imieniem. Pisarka odpowiada: - Od tej chwili możecie nazywać mnie Asteroid Lindgren.

Mediom mówi jednak tylko tyle, ile chce. Prawdę o ojcu Larsa ujawnia dopiero pod koniec lat 70. Szybko tego pożałuje.

„Nieznany syn Astrid Lindgren!” - widzi w witrynie każdego kiosku. Gazety pastwią się nad tą historią przez długie tygodnie. Astrid znów czuje się jak zahukane dziewczątko. Jakby po raz kolejny siedziała ze swoją matką w kuchni i musiała się jej tłumaczyć z tego, co zrobiła. Więcej tego błędu nie popełni.

Maren Gottschalk: - Tabloidowa sensacja nie mogła zaszkodzić jej reputacji. Była dla Szwedów ikoną. Mnie kojarzy mi się z zadbanym szwedzkim domem z pomalowanego na czerwono drewna. Z zewnątrz wszystko wygląda dobrze. Ale nikt się nie zastanawia, jakie koszmary kryje w środku.

Do środka zaglądają 12 lat po jej śmierci. W grudniu 2014 r. telewizja SVT pokazuje trzyodcinkowy film dokumentalny „Astrid”. Gazety znowu mają temat: „Inna Astrid!”, „Astrid cierpiała na depresję!”, „Nieszczęśliwe małżeństwo Lindgren!”.

Nawet dziewczynka ze Szwecji, z którą Astrid pisała przez 30 lat i którą prosiła o dyskrecję, w końcu wyda ich korespondencję. Książkę nazwie, o ironio: „Twoje listy chowam pod materacem”.

Karin, córka Astrid, mówi w filmie : - Nie ma już więcej tajemnic.

Podchodzi do biurka w gabinecie, w którym Astrid przez lata trzymała pamiętniki i listy. Z trzaskiem odsuwa szufladę: - Widzicie? Jest już pusta.

2002 - powrót

- Mogłabym umrzeć nawet dziś, ale muszę jeszcze posprzątać w domu - brzmiał jeden z jej znanych bon motów.

Odchodzi 28 stycznia 2002 r., w wieku 94 lat. W ceremonii pogrzebowej bierze udział 100 tys. ludzi, w tym członkowie rodzinny królewskiej. Biała trumna prowadzona w kondukcie żałobnym jest eskortowana przez policję konną. Na czele konduktu idzie dziewczynka, która prowadzi białego konia, jak Pippi. Ceremonię transmituje szwedzka telewizja.

Po wszystkim zostaje przewieziona do Vimmerby. Chowają ją pod zwykłym szarym kamieniem.

fot. źródło Gazeta Wyborcza

http://wyborcza.pl/piatekekstra/1,144108,17525901,Tajemnice_Astrid_Lindgren__Dziecko_z_Bullerbyn_i_150.html#ixzz3U1QicgZV