Agnieszka Gołas przez wiele lat pracowała jako urzędnik państwowy, m.in. w Przedstawicielstwie RP przy UE w Brukseli i innych instytucjach zajmujących się stosunkami międzynarodowymi.
Publikowała felietony w magazynie „Unia & Polska” (który ukazywał się w latach 1998–2008), a także artykuły („Polska. The Times”) i drobne formy satyryczne („Przekrój)”.
Zawodowo zajmuje się tłumaczeniami z języka angielskiego, a także (od 2005 roku) uprawia masaże lecznicze i estetyczne twarzy. Początkowo była to jej pasja, a obecnie – jeden z wykonywanych zawodów
Jej pierwsza książka oparta na wywiadach to wywiad-rzeka z ojcem, Wiesławem Gołasem, pt. Na Goł(l)asa, wydana w 2008 roku nakładem wydawnictwa Świat Książki. W 2012 roku w PWN ukazała się jej książka Rodzinę mniej znaną pożyczę na chwilę, zawierająca rozmowy z dorosłymi dziećmi wybitnych rodziców, m.in. z Maciejem Stuhrem, Romanem Dziewońskim, Jerzym Kisielewskim, Joanną Szczepkowską i wieloma innymi.
Obecnie przygotowuje książkę, w której rozmawia z osobami cierpiącymi na rozmaite zaburzenia emocjonalne, z ich otoczeniem, lekarzami i terapeutami. Głównym celem autorki jest przeciwdziałanie stygmatyzacji i wykluczeniu społecznemu ludzi z tego typu problemami.
Tata mógłby zagrać każdą rolę!
Wywiad z Agnieszką Gołas, autorką książki Gołas
Ewa Karwan-Jastrzębska: Życie z kimś, kto może wcielać się w różne postaci, musi być dla dziecka fascynujące. Szczególnie jeśli tym „kimś” jest ojciec. Ale jednocześnie może niepokoić, gdy osoba bliska staje się kimś innym. Czy w dzieciństwie miała Pani czasem uczucie, że Pani Ojciec ma wiele niezwykłych twarzy, niemal jak czarodziej, zdolny przemieniać się w kogokolwiek zapragnie?
Agnieszka Gołas: Czarodziej? Prawdopodobnie tak go odbierałam. Patrzyłam na niego jak na zjawisko, kogoś niezwykłego, bliskiego mi, a jednocześnie potrafiącego w ułamku sekundy stać się kimś zupełnie innym – czasem obcym, nieznanym mi człowiekiem, ale zawsze fajnym dla mnie, dziecka. Gdy w domu „grał” prywatnie, rozśmieszał mnie gagami, udawał rozmaite zwierzęta (np. dwa psy przy płocie, szczekając na dwa głosy) czy śpiewał – to było fantastyczne. Nie obawiałam się jednak, nie przypominam sobie czegoś takiego: to był mój tata i przyjmowałam jego zdolności w sposób naturalny, jako zabawę. Podziw ogromny – tak, ale nie niepokój. Byłam za mała, by oglądać filmy, w których grał role dramatyczne. Potem, gdy byłam już nastolatką, ogromnie silnie przeżyłam film Ogniomistrz Kaleń – męczył się i ginął nie tylko bohater filmu, ale i mój ojciec. Jeszcze gorzej było z odbiorem filmu Jak być kochaną. Wtedy zimne okrucieństwo granego przez niego hitlerowca z koszmarnym uśmiechem na twarzy strasznie mnie poruszyło, nie znosiłam go, nie mogłam mu uwierzyć, a musiałam, bo o to przecież chodzi, gdy aktor całkowicie wciela się w rolę: widz musi wierzyć, że aktor naprawdę jest tym, kogo gra.
E.K.J.: Gdyby miała Pani sama wybrać rolę dla Wiesława Gołasa, mając w pamięci cały dorobek Ojca, w kogo, Pani zdaniem, mógłby się wcielić? Czy jako dziecko marzyła Pani, aby zagrał na przykład bohatera czytanej książki?
A.G.: Nie, nie kojarzyłam jego zdolności z książkami. Pewnie świetnie zagrałby Prosiaczka z Kubusia Puchatka. Absolutnie mógłby zagrać każdą rolę! Niewątpliwie powinien w życiu zagrać więcej ról poważnych, może nie aż tak drastycznych jak hitlerowiec gwałcący Polkę, ale ról serio w jego dorobku brakuje. I choć jest ich parę, to jednak zdecydowanie za mało. Ogół (widzowie i reżyserzy) doszedł do wniosku, że jest najlepszy jako komik, i tak już pozostało, mimo że sprawdził się doskonale i bez większego wysiłku w tych kilku rolach dramatycznych w filmie i w teatrze.
E.K.J.: Pisanie opowieści o życiu i twórczości Aktora jest zadaniem trudnym i wymagającym dużej dyscypliny. Role, epizody, przygody, okoliczności i różne przypadki składają się na portret, który musi oddawać Osobę. Jak tworzy się taki portret?
A.G.: Myślę, że z każdym człowiekiem pracuje się inaczej. Ani ojciec, ani ja nie mamy w sobie wewnętrznej dyscypliny, więc pracowaliśmy zgodnie z natchnieniem i dość chaotycznie. Z różnych źródeł wydobywałam listy ról taty i pytałam, co w związku z daną rolą, osobą lub wydarzeniem pamięta. Czasami inicjatywa, by o czymś porozmawiać, wychodziła od niego, a ja drążyłam temat głębiej, pojawiały się skojarzenia, zmienialiśmy temat, wykonywaliśmy skok dwadzieścia lat wprzód, a potem trzeba było te opowieści porządkować. Wiedzieliśmy oboje, że musimy, w miarę zasobów pamięci ojca, omówić teatr, kabaret, film i piosenkę – to była podstawa. I chronologia, której chciałam się trzymać. Czasami o czymś przypominali koledzy ojca, a ja z konkretnym pytaniem wracałam do niego i porównywałam, jak tamte okoliczności zapamiętali oni, a jak on – to było pasjonujące, bo każdy z nich zwykle wspominał co innego i w efekcie rodził się z tego bardzo bogaty i kolorowy obraz tamtych lat, ich wspólnej pracy, stylu życia. Czasami było odwrotnie: tata o czymś wspominał i konfrontowałam to ze wspomnieniami jego kolegów. Nie wyobrażam sobie tej książki bez opowieści jego przyjaciół.
E.K.J.: Na ile bycie tak blisko osoby opisywanej pomaga, a na ile utrudnia tworzenie portretu? Czy emocje związane z bohaterem opowieści mają pozytywny wpływ na pracę czy budzą w piszącym obawę o obiektywizm oceny dorobku? Czy łatwo się pisze o własnym Ojcu?
A.G.: Ja nie pisałam „o nim”, zapisywałam jedynie jego słowa i słowa jego kolegów. Dla mnie to bliskie pokrewieństwo było zdecydowanie ułatwieniem. Znam ojca doskonale, „czuję go” i często wiem, co odpowie na moje pytanie. Oboje odczuwamy podobne, czyli raczej silne emocje, więc pod tym względem „zgraliśmy się” również. Gorzej by mu się pracowało z osobą zdystansowaną, tak myślę. Moje zaangażowanie emocjonalne, pewne współodczuwanie, wpłynęło – mam nadzieję – pozytywnie na autentyzm przekazu. Identyfikowałam się z tym, o czym opowiadał, z jego odbiorem, przeżywaniem. Nie zawsze potrafił wszystko adekwatnie wyrazić w słowach, więc przekaz ustny dopełniał gestem, mimiką, pantomimą, a czasem prezentował przede mną całe etiudy. Ponieważ go znam, wiedziałam, jak zapisać to, co mi pokazywał. Co na tym straciła książka? Być może właśnie trochę obiektywizmu, bezstronnej oceny? Jednak naszym zamierzeniem nie było jedynie przedstawienie suchych faktów, lecz wierność temu, jak te wszystkie wydarzenia odbierał i interpretował..
E.K.J.: Gdy śledzi się role Wiesława Gołasa, widać, że każda z nich jest w filmie etiudą świetnego aktorstwa. Nawet najmniejsza rola daje szansę wybrzmienia jej znaczenia, a pierwszoplanowe aktorskiego spełnienia. Czy uważa Pani, że role grane przez Ojca pozwalały w pełni ukazać Jego talent?
A.G.: Tak, tata wykorzystywał każdą, nawet najkrótszą, swoją obecność na scenie, czy ekranie w stu procentach. Poza tym powinnam powtórzyć tutaj to, co odpowiedziałam na drugie pytanie: Tata mógłby zagrać każdą rolę!
fot. © Julia Karwan-Jastrzębska
rys. © Dennis Tzannatos