Kolejna po Seksbombach PRL-u bogato ilustrowana opowieść Krzysztofa Tomasika o kinie, seksie i PRL-u snuta poprzez biografie gwiazd polskiego filmu. Tym razem bohaterki – Ewa Krzyżewska, Halina Kowalska, Anna Chodakowska, Marzena Trybała, Ewa Sałacka i Maria Probosz – reprezentują typ dużo odważniejszy seksualnie, bardziej demoniczny. Po części jest to związane z latami, na które przypadają ich największe sukcesy – w latach 70. i 80. możliwe było bowiem silniejsze akcentowanie seksualności w filmach.
Z opowieści wyłonią się różne modele symbolu seksu, ponieważ każda z opisywanych aktorek reprezentowała inny typ erotyzmu, począwszy od najbardziej tajemniczej femme fatale (Ewa Krzyżewska), przez atrakcyjną zalotną blondynkę, specjalistkę od komedii (Halina Kowalska), gwiazdę teatru Hanuszkiewicza i Grzegorzewskiego, która w filmie grała kobiety demoniczne i prostytutki (Anna Chodakowska), często obsadzaną w rolach kostiumowych aktorkę o kształtach klasycznej seksbomby (Marzena Trybała), aż do ekscentrycznej Ewy Sałackiej oraz Marii Probosz, odtwarzającej w latach 80. role współczesnych dziewczyn zatracających się w miłości, seksie i nałogach, która w życiu prywatnym powtórzyła tę drogę.
Trzy z bohaterek Tomasika już nie żyją, z trzema kolejnymi – M. Trybałą, A. Chodakowską i H. Kowalską – spotkał się i usłyszał sporo fascynujących zwierzeń. „Opisując ich karierę, próbowałem wskrzesić czas, kiedy często niewinna nawet nagość wywoływała tak wielkie emocje, że z jej powodu rezygnowano z ról, zrywano zdjęcia, kłócono się i rozwodzono” – pisze Krzysztof Tomasik.
W książce znalazły się liczne zdjęcia, m.in. autorstwa Zofii Nasierowskiej, a także fotografie publikowane w archiwalnych wydaniach „Kina”, „Magazynu Filmowego”, „Stolicy”, „Ekranu”, „Filmu”, „Kwartalnika Filmowego ILUZJON” i innych ówczesnych kolorowych magazynów.
Recenzja ukazała się na stronie lustrorzeczywistosci.pl
rudno dziś wyobrazić sobie, że widok nagich kobiecych piersi czy scen erotycznych może kogokolwiej szokować. Inaczej sprawa przedstawiała się kilkadziesiąt lat temu, gdy nagość i subtelny erotyzm wywoływały morze emocji i rumieńce wstydu, a filmy zawierające "momenty" przyciągały tłumy widzów spragnionych zakazanych seksualnych bodźców.
Z niekłamaną przyjemnością sienęłam po bogato ilustrowaną publikację Krzystofa Tomasika traktującą o seksie, kinie i seksbombach PRL-u, a tym samym zapewniłam sobie ekscytującą podróż w przeszłość. Jakby tego było mało, przywołałam wspomnienia u starszych członków mojej rodziny, a takie chwile są bezcenne.
Bohaterkami opowieści są ikony kina lat 70. i 80. – Ewa Krzyżewska, Halina Kowalska, Anna Chodakowska, Marzena Trybała, Ewa Sałacka i Maria Probosz. Kobiety te, pewnie większości z Was nieznane, prezentowały odważny, wręcz demoniczny wizerunek, szokujący opinię publiczną ówczesnych lat. W mniej lub bardziej śmiały sposób rozbierały się na ekranie, w imię wyższej konieczności i po to, by wzbogacić przekaz twórcy filmu, a nie tylko dlatego, by sycić oczy mężczyzn.
Publikacja stanowi doskonale przygotowany przegląd kobiecych postaci, które podnosiły ciśnienie naszym ojcom i dziadkom, odważnie torujących drogę późniejszym gwiazdom kina. Nie bez powodu mówi się, że nagość otwierała drzwi do kariery, a elastyczność aktorek niejednokrotnie decydowała o ich być albo nie być w świecie kina. Tomasik skupił się na najpopularniejszych aktorkach: od tajemniczej Ewy Krzyżewskiej, która zdobyła popularność dzięki roli barmanki w filmie Wajdy Popiół i diament, przez grającą prostytutki Annę Chodakowską, aż po ekscentryczną Ewę Sałacką, odkrywającą swe wdzięki w Sztuce kochania Bromskiego.
Wywiad ukazał się na stronie styl.pl
"Trudno dziś przywołać atmosferę sprzed lat, gdy nagość i erotyzm wywoływały wielkie emocje. Wystarczyła pogłoska, że film zawiera 'momenty', a spragniona seksualnych ekscytacji publiczność waliła drzwiami i oknami" - pisze filmoznawca Krzysztof Tomasik we wstępie do opowieści o seksbombach polskiego kina lat 80. - Demony seksu.
Jak wyglądało polskie kino erotyczne lat 80.?
Krzysztof Tomasik: - To był ten moment, kiedy zaczęto silnie eksponować erotykę w filmach skierowanych do szerokiego grona. Oczywiście, już wcześniej pojawiały się filmy, które nazywano erotykami, ale w latach 80. zaczęto to wykorzystywać przy promocji, np. Widziadło Marka Nowickiego miało być horrorem erotycznym, a Och, Karol Romana Załuskiego z 1985 roku reklamowano jako komedię erotyczną. Właściwie tak to działało przez całą dekadę aż do filmu Marka Koterskiego Porno z 1989 roku - już sam tytuł jest znaczący - który w 1990 roku był najchętniej oglądanym filmem w polskich kinach. Film Koterskiego to oczywiście nie było porno, ale opowieść o życiu miłosnym mężczyzny w średnim wieku, który wspomina swoje partnerki. Ogromny sukces Porno jest w jakimś sensie podsumowaniem ekscytacji erotyką w polskim kinie lat 80.
Jak sytuacja polskich filmów erotycznych kształtuje się na tle kina europejskiego w tym czasie?
- Mieliśmy własną specyfikę. Na nasze kino duży wpływ miała sytuacja polityczna - jeszcze w czasie trwania stanu wojennego zaczął się wysyp kina gatunkowego przeznaczonego dla szerokiej publiczności, jednym z elementów wabienia widzów była także erotyka. Filmy miały przynosić rozrywkę i wytchnienie od trudów dnia codziennego. Z tym związana była presja, żeby polska kinematografia stała się dochodowa, w przeciwieństwie do wcześniejszego nurtu kina moralnego niepokoju, który poza wyjątkami nie bił rekordów frekwencji. To się udało, właśnie wtedy na ekrany kin weszły filmy będące zaprzeczeniem artystowskiego kino niezrozumiałego dla szerszego grona: melodramat Znachor Jerzego Hoffmana, kryminał retro Vabank Juliusza Machulskiego, horror Wilczyca Marka Piestraka, odpowiedź na filmy z Bruce'em Lee - Karate po polsku Wojciecha Wójcika. W latach 1984-85 oprócz Akademii Pana Kleksa i Seksmisji ogromną popularnością cieszyły się erotyzujące filmy: wspomniane Widziadło z Marzeną Trybałą i Anną Chodakowską oraz Och, Karol z Ewą Sałacką, a także Alabama z Marią Probosz.
Mówisz, że wiele scen z filmów tamtego okresu nie przeszłoby w dzisiejszym kinie. Dlaczego? Jesteśmy bardziej pruderyjni czy znajdujemy sobie tę erotykę w innych miejscach?
- Polskie kino wygląda dziś zupełnie inaczej, pierwsza zmiana nastąpiła zresztą bardzo szybko, już na początku lat 90., kiedy nasze filmy zaczęły mocno naśladować kino amerykańskie klasy B, pojawił się cały wysyp brutalnych filmów o wojsku, policji, mafii: Kroll, Miasto prywatne, Samowolka, Psy. To filmy praktycznie bez kobiet, rozgrywają się w męskim środowisku. Kobiety, jeśli już występują, to są tylko dodatkiem, pojawiają się na drugim planie jako żony, matki, prostytutki. Wtedy też nasiliło się zjawisko obsadzania niezawodowych aktorek, np. modelek (Renata Gabryjelską w Girl guide, Agnieszka Jaskółka w Psach) i piosenkarek (Kasia Kowalska w Nocnym graffiti). To bardzo znaczące, że gdy Jerzy Hoffman przystąpił do kompletowania obsady Ogniem i mieczem, odtwórczyni roli Heleny szukał wśród modelek, najpierw miała ją grać Barbara Kosmal, córka Barbary Brylskiej, a ostatecznie stanęło na Izabelli Scorupco.
Lata 80. to był dobry okres dla polskiego kina?
- Na pewno bardzo ciekawy i mam nadzieję, że moja książka jest tego świadectwem. Zazwyczaj jednak polscy filmoznawcy nie doceniają tego okresu, redukując wartość ówczesnych dokonań do kina politycznego, które wraz z nastaniem stanu wojennego trafiło na półki. Przypadek Krzysztofa Kieślowskiego, Matka Królów Janusza Zaorskiego czy Przesłuchanie Ryszarda Bugajskiego to ważne tytuły, ale ocenianie dorobku całej dekady jedynie z perspektywy potyczek z cenzurą wydaje mi się anachroniczne i szkodliwe.
Demony seksu, czyli kto? Myśląc o seksbombach kina polskiego mamy w głowie Szapołowską i Figurę, ty przypominasz inne nazwiska. To dosyć nieoczywisty wybór, np. śpiewaczka z serialu Alternatywy 4.
- Szapołowska i Figura to bohaterki mojej poprzedniej książki. W międzyczasie na rynku pojawiło się dużo opracowań dotyczących PRL-u, w tym o ówczesnych gwiazdach. Tak się jednak składa, że opisywane historie zazwyczaj zostają doprowadzone tylko do lat 60. i przedstawiają kilka wciąż tych samych osób: Elżbietę Czyżewską, Małgorzatę Braunek, Agnieszkę Osiecką, Ninę Andrycz. Dlatego w swojej książce postanowiłem położyć nacisk na lata 70. i 80., poszukać nieogranych nazwisk, o których jeszcze nie pisano. Kluczem przy doborze były dla mnie sceny nagości wywołujące wówczas wielkie emocje, zarówno wśród publiczności, jak i samych zainteresowanych. W ten sposób wybrałem sześć nazwisk, które nazwałem demonami seksu, bo tworzony przez nie wizerunek był odważniejszy niż poprzedniczek.
- Seksbomby lat 60. były nieco delikatniejsze, subtelniejsze, decydowało o tym także naśladownictwo światowych gwiazd, które wtedy królowały: Bridget Bardot, Marilyn Monroe, Jayne Mensfield czy Anity Ekberg. Kreacje aktorek, bohaterek mojej książki są mocniejsze, bo erotykę w kinie lat 70. i 80. odważniej pokazywano. Jeśli chodzi o liczbę scen rozbieranych to rekordzistką była Maria Probosz, bardzo popularna w latach 80., dziś niestety zapomniana. Jej historia jest szczególnie dramatyczna, przez dziesięć lat grała bardzo dużo, role przyjmowała wręcz zachłannie, ale po 1991 roku roku zniknęła z ekranów. Miała problemy z alkoholem, toksyczny związek. Zmarła przedwcześnie pięć lat temu.
Światowe kino wykształciło wzorce seksbomby - Sophię Loren, Marilyn Monroe, Bridget Bardot. Czy polskie gwiazdy kina były porównywane do tych światowych gwiazd? Filmy z ich udziałem ściągały przecież do kin całe jednostki wojskowe...
- O Ewie Krzyżewskiej mówiono polska Sophia Loren ze względu na podobny typ urody. Halina Kowalska była Cheri w Teatrze Telewizji Przystanek autobusowy, tę rolę w kinowej adaptacji sztuki grała Marilyn Monroe. Gwiazdy światowego formatu były także ważne dla Marii Probosz, fascynowały ją, w wywiadach często przywoływała nie tylko Marilyn Monroe czy Brigitte Bardot, ale też Catherine Deneuve. To ciekawe, bo była zupełnie innym typem, subtelna blondyna, zawsze grała bardzo młode dziewczyny. Reżyserzy rzucali ją w dramatyczne okoliczności - grała narkomanki, samobójczynie - takie zderzenie delikatnej urody z brutalnością życia.
- Ewa Sałacka - dynamit, rude włosy, ekstrawagancka, atrakcyjnie ubrana, wiedząca o swoich atutach, pokazująca chętnie posągowe ciało. Z kolei Marzena Trybała to typ klasycznej seksbomby, w pewien sposób w latach 80. stała się kontynuatorką ról Beaty Tyszkiewicz, ją również chętnie angażowano do filmów kostiumowych. O Trybale Krzysztof Mętrak powiedział, że tylko ona, podobnie jak Jane Mansfield, stojąc pod prysznicem nie moczy sobie stóp. Najbardziej demoniczna z tego grona jest Anna Chodakowska, grająca bohaterki silne, czasem wręcz doprowadzające mężczyzn do szaleństwa. Podsumowaniem tego typu jej ról stała się Renata w serialu W labiryncie o której aktorka mówiła mi dowcipnie, że to miała być "półkurew", która z czasem zostanie resocjalizowana, zacznie sprzedawać kwiatki i przestanie gwałcić młodych chłopców.
Aktorzy mówią, że rozbierane role są trudne.
- Jedynie dwie najmłodsze bohaterki Demonów seksu - Ewa Sałacka i Maria Probosz nie miały oporów przed graniem nagich scen, obie pozowały też do "Playtboya", polskiej podróbki "Playboya", która na początku lat 90. pojawiła się na polskim rynku. Pozostałe aktorki różnie radziły sobie z graniem nagich scen, początkowo zawsze były z tym jakieś problemy. Ewa Krzyżewska w "Zazdrości i medycynie" zaklejała sobie miejsca intymne watą i plastrami, co spowodowało szereg zabawnych komplikacji na planie. Gdy przyszło do kręcenia nagiej sceny Marzena Trybała, wówczas jeszcze studentka szkoły teatralnej, uciekła z planu filmu Krajobraz po bitwie Andrzeja Wajdy. Trzeba było ją kimś zastąpić - wówczas zadebiutowała Stanisława Celińska. Także Halina Kowalska właśnie z tego powodu odrzuciła kilka ról. Anna Chodakowska nie miała problemu z rozbieraniem się, ale nie chciała grać scen erotycznych, dlatego w Widziadle piersi, które całuje Roman Wilhelmi należą do dublerki. Potem miała zabawną "umowę" z Jackiem Bromskim, że na zasadzie zgrywy pojawia się w jego filmie na chwilę tylko po to, żeby się rozebrać i znika.
Czy tego rodzaju role zdecydowały o ich artystycznych losach?
- Na pewno kształtowały wizerunek, wpływały na kolejne propozycje. Kariera Marzeny Trybały zapewne inaczej by się potoczyła, gdyby zadebiutowała u Wajdy, u boku Daniela Olbrychskiego, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć co by się zmieniło i czy na lepsze. Dopiero z perspektywy czasu widać, że role układają się w jakiś ciąg, cześć tytułów zostaje zapomnianych. Halina Kowalska mówiła mi, że kiedy kręcili Alternatywy 4 to jej nawet do głowy nie przyszło, że to stanie się taki kultowy serial. Scenariusz był słaby i gdyby nie Bareja, z którym wcześniej świetnie się jej pracowało w ogóle nie przyjęłaby tej roli.
- Z kolei Maria Probosz doskonale wiedziała, że została zaszufladkowana. Jest taki jej wywiad z 1988 roku, w którym mówi, że stała się dziewczyną do rozbierania, że już nie ma na to wpływu, że chce grać i się rozwijać, ale wciąż dostaje role sprowadzające się do bycia ozdobnikiem i że to się wymknęło spod kontroli. Spora samoświadomość. Polskie kino nigdy nie miało wiele do zaoferowania dojrzałym kobietom. Maria Probosz zniknęła z ekranu kiedy skończyła 30 lat, Anna Chodakowska dziś gra głównie w teatrze, Halina Kowalska przez 16 lat nie dostała żądnej propozycji, chociaż nie tylko Alternatywy 4, ale też komedie w których grała w latach 70. (Nie lubię poniedziałku, Nie ma róży bez ognia, Jak to się robi) wciąż są chętnie oglądane.
Aktorki, o których rozmawiamy to gwiazdy polskiego kina, czy miały szansę zrobić karierę międzynarodową?
- Wszystkie występowały za granicą, ale chyba żadna nie miała w sobie determinacji Katarzyny Figury, która ruszyła na podbój Hollywood. Ewa Krzyżewska bardzo dużo grała w tzw. demoludach, szczególnie była popularna w NRD, ale w pewnym momencie zrezygnowała z aktorstwa. Przed największą szansą stała Marzena Trybała, ona dzięki Kieślowskiemu, którego filmy były pokazywane za granica, miała zagrać u Stanleya Kubricka, niestety ta produkcja nie doszła do skutku. Za to ważna w jej dorobku jest rola Hrabiny Cosel w niemieckim mini-serialu. Ewa Sałacka miała taki moment, że grała dużo na Węgrzech. Kariera zagraniczna był szalenie ważna dla Marii Probosz, ona celowała na Zachód. Bardzo często mówiła, że jej ukochanym reżyserem jest Roman Polański - przykład Polaka, któremu się udało zaistnieć w Stanach i Europie Zachodniej - jej marzeniem było zagrać u niego rolę taką jak Mia Farrow w Dziecku Rosemary. Pojechała nawet prywatnie do Cannes, żeby poczuć atmosferę wielkiego festiwalu.
Porozmawiajmy o amantach kina tamtej dekady. Z kim grały seksbomby?
- Ciekawe pytanie, bo na przykład Anna Chodakowska była niejako "samowystarczalna", w filmie nie stworzyła ważnego duetu z mężczyzną, a w teatrze często kluczowa była jej relacja z kobietą, choćby Krystyną Jandą w Pokojówkach. Także w innych sztukach punktem odniesienia była partnerka ze sceny - Grażyna Szapołowska w Śnie srebrnym Salomei, Halina Rowicka w Balladynie, Barbara Sułkowska w Białym małżeństwie. Podobnie w serialu W labiryncie, gdzie jest przeciwieństwem dobrej siostry.
- A reszta? Ewa Krzyżewska miała szczęście do czołowych amantów polskiego kina, na ekranie była ukochaną Marka Perepeczki, Stanisława Mikulskiego czy Andrzeja Łapickiego. Najważniejszy duet stworzyła ze Zbyszkiem Cybulskim, najpierw w Popiele i diamencie, a potem kryminale Zbrodniarz i panna. Z filmem Wajdy sporo jeździli po całym świecie, jeszcze kilka lat po premierze. Czołowym partnerem Haliny Kowalskiej był jej mąż, także aktor - Włodzimierz Nowak. Ona nie lubiła scen miłosnych dlatego często jako kochanków angażowano ich razem - poznali się na studiach, są małżeństwem ponad 50 lat. Studencka znajomość Kowalskiej to także Janusz Gajos, potem wiele razy grali wspólnie w teatrze, choćby w popularnej sztuce Za rok o tej samej porze.
- Marzena Trybała fajny duet stworzyła w Przypadku z Bogusławem Lindą. Po latach jeszcze raz spotkali się w polsko-angielskim filmie Cienie. Ewa Sałacka z kolei była często obsadzana z dużo starszymi mężczyznami - z Edwardem Linde Lubaszenko, Markiem Walczewskim. Pierwszym mężem Maria Probosz był aktor Marek Probosz, wiele osób brało ich wówczas za rodzeństwo, dwukrotnie grali parę - poznali się na planie filmu Niech cię odleci mara Andrzeja Barańskiego, zagrali narkomanów w Czasie dojrzewania. Marek Probosz zaczął zrealizować marzenie Marii o karierze na Zachodzie, pod koniec lat 80. wyjechał do Hollywood i próbował zaistnieć na tamtym rynku. Niestety bez większego powodzenia. Najwyraźniej czasy Poli Negri, kiedy Polka mogła stać się czołową gwiazdą fabryki snów, dawno się skończyły.
Aktorki, o których rozmawiamy to gwiazdy polskiego kina, czy miały szansę zrobić karierę międzynarodową?
- Wszystkie występowały za granicą, ale chyba żadna nie miała w sobie determinacji Katarzyny Figury, która ruszyła na podbój Hollywood. Ewa Krzyżewska bardzo dużo grała w tzw. demoludach, szczególnie była popularna w NRD, ale w pewnym momencie zrezygnowała z aktorstwa. Przed największą szansą stała Marzena Trybała, ona dzięki Kieślowskiemu, którego filmy były pokazywane za granica, miała zagrać u Stanleya Kubricka, niestety ta produkcja nie doszła do skutku. Za to ważna w jej dorobku jest rola Hrabiny Cosel w niemieckim mini-serialu. Ewa Sałacka miała taki moment, że grała dużo na Węgrzech. Kariera zagraniczna był szalenie ważna dla Marii Probosz, ona celowała na Zachód. Bardzo często mówiła, że jej ukochanym reżyserem jest Roman Polański - przykład Polaka, któremu się udało zaistnieć w Stanach i Europie Zachodniej - jej marzeniem było zagrać u niego rolę taką jak Mia Farrow w "Dziecku Rosemary". Pojechała nawet prywatnie do Cannes, żeby poczuć atmosferę wielkiego festiwalu.
Porozmawiajmy o amantach kina tamtej dekady. Z kim grały seksbomby?
- Ciekawe pytanie, bo na przykład Anna Chodakowska była niejako "samowystarczalna", w filmie nie stworzyła ważnego duetu z mężczyzną, a w teatrze często kluczowa była jej relacja z kobietą, choćby Krystyną Jandą w "Pokojówkach". Także w innych sztukach punktem odniesienia była partnerka ze sceny - Grażyna Szapołowska w "Śnie srebrnym Salomei", Halina Rowicka w "Balladynie", Barbara Sułkowska w "Białym małżeństwie". Podobnie w serialu "W labiryncie", gdzie jest przeciwieństwem dobrej siostry.
- A reszta? Ewa Krzyżewska miała szczęście do czołowych amantów polskiego kina, na ekranie była ukochaną Marka Perepeczki, Stanisława Mikulskiego czy Andrzeja Łapickiego. Najważniejszy duet stworzyła ze Zbyszkiem Cybulskim, najpierw w "Popiele i diamencie", a potem kryminale "Zbrodniarz i panna". Z filmem Wajdy sporo jeździli po całym świecie, jeszcze kilka lat po premierze. Czołowym partnerem Haliny Kowalskiej był jej mąż, także aktor - Włodzimierz Nowak. Ona nie lubiła scen miłosnych dlatego często jako kochanków angażowano ich razem - poznali się na studiach, są małżeństwem ponad 50 lat. Studencka znajomość Kowalskiej to także Janusz Gajos, potem wiele razy grali wspólnie w teatrze, choćby w popularnej sztuce "Za rok o tej samej porze".
- Marzena Trybała fajny duet stworzyła w "Przypadku" z Bogusławem Lindą. Po latach jeszcze raz spotkali się w polsko-angielskim filmie "Cienie". Ewa Sałacka z kolei była często obsadzana z dużo starszymi mężczyznami - z Edwardem Linde Lubaszenko, Markiem Walczewskim. Pierwszym mężem Maria Probosz był aktor Marek Probosz, wiele osób brało ich wówczas za rodzeństwo, dwukrotnie grali parę - poznali się na planie filmu "Niech cię odleci mara" Andrzeja Barańskiego, zagrali narkomanów w "Czasie dojrzewania". Marek Probosz zaczął zrealizować marzenie Marii o karierze na Zachodzie, pod koniec lat 80. wyjechał do Hollywood i próbował zaistnieć na tamtym rynku. Niestety bez większego powodzenia. Najwyraźniej czasy Poli Negri, kiedy Polka mogła stać się czołową gwiazdą fabryki snów, dawno się skończyły.
Czytaj więcej na http://www.styl.pl/magazyn/news-kino-pelne-zolnierzy-na-przepustkach,nId,1937023#pst100986418utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
"Trudno dziś przywołać atmosferę sprzed lat, gdy nagość i erotyzm wywoływały wielkie emocje. Wystarczyła pogłoska, że film zawiera 'momenty', a spragniona seksualnych ekscytacji publiczność waliła drzwiami i oknami" - pisze filmoznawca Krzysztof Tomasik we wstępie do opowieści o seksbombach polskiego kina lat 80. - "Demony seksu".
Czytaj więcej na http://www.styl.pl/magazyn/news-kino-pelne-zolnierzy-na-przepustkach,nId,1937023#pst100986418utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Aktorki, o których rozmawiamy to gwiazdy polskiego kina, czy miały szansę zrobić karierę międzynarodową?
- Wszystkie występowały za granicą, ale chyba żadna nie miała w sobie determinacji Katarzyny Figury, która ruszyła na podbój Hollywood. Ewa Krzyżewska bardzo dużo grała w tzw. demoludach, szczególnie była popularna w NRD, ale w pewnym momencie zrezygnowała z aktorstwa. Przed największą szansą stała Marzena Trybała, ona dzięki Kieślowskiemu, którego filmy były pokazywane za granica, miała zagrać u Stanleya Kubricka, niestety ta produkcja nie doszła do skutku. Za to ważna w jej dorobku jest rola Hrabiny Cosel w niemieckim mini-serialu. Ewa Sałacka miała taki moment, że grała dużo na Węgrzech. Kariera zagraniczna był szalenie ważna dla Marii Probosz, ona celowała na Zachód. Bardzo często mówiła, że jej ukochanym reżyserem jest Roman Polański - przykład Polaka, któremu się udało zaistnieć w Stanach i Europie Zachodniej - jej marzeniem było zagrać u niego rolę taką jak Mia Farrow w "Dziecku Rosemary". Pojechała nawet prywatnie do Cannes, żeby poczuć atmosferę wielkiego festiwalu.
Porozmawiajmy o amantach kina tamtej dekady. Z kim grały seksbomby?
- Ciekawe pytanie, bo na przykład Anna Chodakowska była niejako "samowystarczalna", w filmie nie stworzyła ważnego duetu z mężczyzną, a w teatrze często kluczowa była jej relacja z kobietą, choćby Krystyną Jandą w "Pokojówkach". Także w innych sztukach punktem odniesienia była partnerka ze sceny - Grażyna Szapołowska w "Śnie srebrnym Salomei", Halina Rowicka w "Balladynie", Barbara Sułkowska w "Białym małżeństwie". Podobnie w serialu "W labiryncie", gdzie jest przeciwieństwem dobrej siostry.
- A reszta? Ewa Krzyżewska miała szczęście do czołowych amantów polskiego kina, na ekranie była ukochaną Marka Perepeczki, Stanisława Mikulskiego czy Andrzeja Łapickiego. Najważniejszy duet stworzyła ze Zbyszkiem Cybulskim, najpierw w "Popiele i diamencie", a potem kryminale "Zbrodniarz i panna". Z filmem Wajdy sporo jeździli po całym świecie, jeszcze kilka lat po premierze. Czołowym partnerem Haliny Kowalskiej był jej mąż, także aktor - Włodzimierz Nowak. Ona nie lubiła scen miłosnych dlatego często jako kochanków angażowano ich razem - poznali się na studiach, są małżeństwem ponad 50 lat. Studencka znajomość Kowalskiej to także Janusz Gajos, potem wiele razy grali wspólnie w teatrze, choćby w popularnej sztuce "Za rok o tej samej porze".
- Marzena Trybała fajny duet stworzyła w "Przypadku" z Bogusławem Lindą. Po latach jeszcze raz spotkali się w polsko-angielskim filmie "Cienie". Ewa Sałacka z kolei była często obsadzana z dużo starszymi mężczyznami - z Edwardem Linde Lubaszenko, Markiem Walczewskim. Pierwszym mężem Maria Probosz był aktor Marek Probosz, wiele osób brało ich wówczas za rodzeństwo, dwukrotnie grali parę - poznali się na planie filmu "Niech cię odleci mara" Andrzeja Barańskiego, zagrali narkomanów w "Czasie dojrzewania". Marek Probosz zaczął zrealizować marzenie Marii o karierze na Zachodzie, pod koniec lat 80. wyjechał do Hollywood i próbował zaistnieć na tamtym rynku. Niestety bez większego powodzenia. Najwyraźniej czasy Poli Negri, kiedy Polka mogła stać się czołową gwiazdą fabryki snów, dawno się skończyły.
Czytaj więcej na http://www.styl.pl/magazyn/news-kino-pelne-zolnierzy-na-przepustkach,nId,1937023#pst100986418utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Recenzja ukazała się na stronie poranny.pl
Ewa Krzyżewska, Halina Kowalska, Anna Chodakowska, Marzena Trybała, Ewa Sałacka i Maria Probosz. 50, 40 i 30 lat temu te nazwiska znał każdy mężczyzna w PRL.
Zagłębiając się w portrety gwiazd polskiego kina wykreowane przez Krzysztofa Tomasika wypada tylko uchylić kapelusza. Łączy w nich nie tylko wiedzę o filmach, ale też dostrzega pracę aktorek i ich ważne role w teatrach. W dodatku, co dla młodych fanów X muzy może być szczególnie istotne, przypomina polskie filmy, o których istnieniu wręcz nie mają prawa wiedzieć. Dziś zapomniane, często artystycznie beznadziejne, są jednak świadectwem i czasów i faktu, że przemysł filmowy działał u nas nie mniej prężnie niż teraz, a i ilość premier, również telewizyjnych, była zaskakująco liczna.
Tomasik sportretował zaledwie sześć aktorek, z których każda – dla swego pokolenia, była swego rodzaju symbolem seksu. Warto uchylić kapelusza za przypomnienie postaci Ewy Krzyżewskiej. To barmanka i kochanka Maćka Chełmickiego, czyli Zbigniewa Cybulskiego z „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy. Dziś zapomniana, sama zdecydowała o przerwaniu swojej kariery aktorskiej. Grała za granicą, ostatnią ważną rolą w Polsce była Rebeka w „Zazdrości i medycynie”. Pyszne anegdoty o kręceniu scen erotycznych z udziałem Andrzeja Łapickiego ubarwiają raczej smutne losy aktorki.
Znacznie weselej wypadała na ekranie Halina Kowalska. Fani Barei pamiętają ją jako śpiewaczkę z serialu „Alternatywy 4”, ale swoim ciałem kusiła już 10 lat wcześniej w innej kultowej komedii – „Nie lubię poniedziałku”. Ale czy ktoś pamięta, że w superseksownym stroju reprezentowała Polskę w 1972 roku na festiwalu filmowym w Cannes dzięki roli Adeli w jednym z najważniejszych polskich filmów wszech czasów – „Sanatorium pod klepsydrą” Wojciecha Hasa. Dzięki dociekliwości Tomasika i gruntownym przeszukaniu bibliotek od takich wyjątkowych zdjęć umieszczonych w „Demonach seksu” może się zakręcić w głowie.
Pewnie każdy inaczej zapamiętał Annę Chodakowską. Warszawscy teatromani widzieli ją w „Antygonie” już w 1973 roku, wielbiciele Stachury poznali ją z wędrującej ze Starej Prochowni po całej Polsce „Mszy wędrującego”. Najpierw niechętna eksponowaniu nagości, kusiła ciałem w „Widziadle” choć Tomasik cytuje wypowiedź aktorki opowiadającą, że jej piersi zagrała… dublerka.
Do dziś niebywałą elegancją i wdziękiem czaruje Marzena Trybała. Mając 20 lat odmówiła się rozebrania na planie filmu Andrzeja Wajdy „Krajobraz po bitwie” i dzięki jej rejteradzie wypłynęła gwiazda Stanisławy Celińskiej. Za to po trzydziestce cieszyła polskich widzów obfitym biustem w „Widziadle”, „Przeznaczeniu”, „C.K. Dezerterach”, w dodatku ściągając historyczne kostiumy. „Współczesnym” partnerom prezentowała się w filmach Kieślowskiego „Przypadek” i „Bez końca”.
Wielka tragedia przerwała życie jednej z najodważniejszych i najpiękniejszych aktorek, które ozdabiały ściany warsztatów samochodowych w latach 80. XX wieku. Zanim Ewa Sałacka zmarła z powodu wstrząsu anafilaktycznego po kontakcie z jadem osy pojawiła się w filmach w rodzaju „Och, Karol”, czy „Sztuka kochania”, ale sama wiedziała, że znacznie ważniejszą była rola w telewizyjnym „Tragarzu puchu”, gdzie grała ostrzyżoną niemal na łyso Żydówkę, albo sceny lesbijskiej miłości w „Feminie” Szulkina. Oprócz wielu tytułów filmów, dziś zapomnianych, oraz barwnego życia aktorki, która uwielbiała ekstrawaganckie stroje, Tomasik wyciąga z archiwów jeden z trzynastu numerów „Playtboya” – polskiego satyrycznego magazynu, następcy „Szpilek”, który na okładkach drukował nagie gwiazdy. Ewa Sałacka była ozdobą pierwszego numeru.
Na okładkę numeru 9 trafił zaś ostatni z opisywanych demonów seksu – Maria Probosz. Z niewielkim biustem, szeroko otwartymi oczami dziecka, swoje nagie ciało pokazywała nad wyraz chętnie, także w serialu „07 zgłoś się”. Po stanie wojennym jej obnażone piersi ozdabiały plakaty filmów z narkotykami w tle. To były „…jestem przeciw”, „Czas dojrzewania” i najżywiej odbierana przez ówczesną widownię, „Alabama”. Jej popularność stała się takim wabikiem dla filmowców, iż w roku 1987 grała aż w dziewięciu produkcjach. Dziewczyna z Bałut nie miała szczęścia do mężczyzn. O jej pierwszym mężu, Marku Proboszu, później pisano, że kochał się w nim jeden z polskich reżyserów filmowych. Jak większość aktorek z tamtych lat marzyła o karierze w Hollywood. W 1989 roku na ekrany wszedł kręcony w Polsce „Triumf ducha”, gdzie zagrała kochankę hitlerowskiego komendanta obozu koncentracyjnego, a główną rolę grał Willem Dafoe. W latach 90. XX wieku jej dom zamienił się w melinę, później wyszła za mąż, ale przegrała z depresją i w efekcie pięć lat temu zmarła na zapalenie trzustki.
Oglądając stare fotosy, okładki magazynów filmowych, łza się kręci w oku. Dziś, zalewani dziesiątkami tytułów prasowych obwieszczających światu narodziny co rusz to nowych gwiazd, możemy zatęsknić do chwil, kiedy kino potrafiło ekscytować tak oczywistym dziś, choćby w reklamach, erotyzmem. Krzysztof Tomasik skrupulatnie wynotował te momenty z ostatniego półwiecza historii polskiej kinematografii, pod pretekstem „momentów” gromadząc kawał wiedzy o filmie nad Wisłą.
Recenzja ukazała się na blogu ksiazki-moj-maly-swiat.blog.pl
Praca aktora uważana jest często za lekką i przyjemną. Czy tak faktycznie jest? Jak w każdym zawodzie, tak i w tym przypadku wymagana jest sumienność, perfekcjonizm, ale także sporo wyrzeczeń, stresu i odwagi. Trzeba posiadać to „coś”, co przyciągnie uwagę widza i sprawi, że film będzie szczególny. Nie każdy potrafi dobrze wcielić się w powierzoną rolę bez sztuczności i z zachowaniem oryginalności. Dodatkowym elementem mogącym potęgować tremę są sceny rozbierane, które występują zarówno w filmach, jak i w sztukach wystawianych na scenie. Obecnie nagość nie wzbudza tak wielu emocji, ponieważ pojawia się często i nie stanowi takiego zaskoczenia. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych erotyzm i zmysłowość zaczęły być mocniej zaznaczane w polskim kinie. W tej książce znajdziecie biograficzne informacje na temat kobiet, które stały się symbolami seksu PRL-u i które przełamywały pewne bariery.
Krzysztof Tomasik to publicysta i autor książek, wśród których wymienić można między innymi Homobiografie, Seksbomby PRL-u, czy Gejerel.
Biorąc do ręki książkę, uwagę zwraca już sama okładka z dużym intensywnie różowym tytułem i w stylu czasów, do których się odnosi. Przerysowana i krzykliwa. Myślę, że zamierzony efekt został osiągnięty. Przyciąga uwagę i świetnie i pasuje do tematyki.
Zawartość podzielona jest na sześć części, a każda z nich to opowieść o życiu i karierze pięknych, odważnych i charakterystycznych aktorek, które na stałe wpisały się w historię polskiego kina na przekór przeciwnościom, kontrowersjom i krytyce. Lata te to początki i zarazem pierwszy moment pojawiania się coraz większej ilości filmów otwarcie ukazujących nagość na ekranie i przesiąkniętych erotyką. Filmów, które ściągały do kin rzesze ludzi ciekawych właśnie tych scen. Nakręcało to spiralę sprzedaży biletów i coraz częściej z takiej właśnie reklamy korzystali reżyserzy. Czasem przyjęcie bądź odrzucenie propozycji zagrania takiej roli mogło przekreślić karierę. Z drugiej strony rozebranie się przed kamerą mogło spowodować zaszufladkowanie i brak propozycji innego typu. Wybór nie był prosty, tak jak i dla wielu osób przełamanie się i rozebranie po raz pierwszy. Autorki, które uznane były za symbole seksu minionego okresu to: Ewa Krzyżewska, Halina Kowalska, Anna Chodakowska, Marzena Trybała, Ewa Sałacka oraz Maria Probosz. Kariera każdej z nich przebiegała nieco inaczej, ale łączą je role, w które się wcieliły: zmysłowe, tajemnicze, odważne i pociągające, czasem wręcz demoniczne. Ich życie to nie same radości, ale równie wiele trudności i wyrzeczeń oraz wydarzenia niekoniecznie pozytywne. Dla trzech z nich życie trwało zbyt krótko i nie zdążyły go dobrze zasmakować, lecz nadal możecie je spotkać w filmach, w których zagrały.
„Po drodze wiele się wydarzyło, między innymi aktorka opóźniła rozwój swojej kariery o dobre kilka lat, uciekając z planu od samego Andrzeja Wajdy. Poszło o scenę rozbieraną, której początkująca studentka nie chciała zagrać. To paradoks, bo po latach stała się dla wielu symbolem erotyzmu w polskim kinie.” str. 205
Publikacja poszerza wiedzę na temat rozwoju polskiego kina i przemianach, które w okresie PRL-u w nim następowały. Nie zabrakło pewnych porównań do chwili obecnej. Pisarz przybliża także fabułę filmów, które powstały w tym okresie, wśród których uplasowały się takie tytuły jak: „Popiół i diament”, „Sztuka kochania”, „Pięć kobiet na tle morza”, czy „Bez końca”. Tytułów jest znacznie więcej i oscylują wokół różnej tematyki.
Demony seksu to dobrze przygotowana publikacja dostarczająca ciekawych informacji w przystępnej formie na temat życia prywatnego i kariery sześciu kobiet i zarazem gwiazd polskiego kina okresu PRL-u. Każda strona to niespodzianka skrywająca ciekawostki, humor, ale także dylematy i trudności, z jakimi musiały borykać się aktorki i czasem zaskakujące sposoby na poradzenie sobie ze skrępowaniem. Lektura przyciąga interesującymi zdjęciami okładek czasopism, czy tez fragmentami z gazet z tamtego okresu oraz skrawkami wypowiedzi aktorek. Myślę, że książka może okazać się interesująca da szerokiego grona odbiorców, wzbudzając sentyment oraz dostarczając nowych, ciekawych informacji o tych charakterystycznych czasach i zmianach, jakie wówczas zachodziły.