Kariera Janusza Głowackiego mogłaby być materiałem na scenariusz, ale Elżbietę Baniewicz najbardziej interesuje sedno pisarstwa tego autora. W tomie Dżanus. Dramatyczne przypadki Janusza Głowackiego przygląda się sztukom, ich fabułom i pomysłom, samemu twórcy nie poświęcając szczególnej uwagi. Janusz Głowacki istnieje tu jako niezbędny, choć niekoniecznie chętnie eksponowany dodatek do swoich dzieł, a pojawia się zwłaszcza wtedy, gdy trzeba zmienić kontekst i, na przykład, przyjrzeć się twórczości już poza granicami kraju. Elżbieta Baniewicz do biografii nie sięga, a metody odczytywania utworów przez pryzmat życiorysu są jej (na szczęście) obce. Z dużą nieufnością podchodzi też do interpretacyjnych meandrów zahaczających o przypadki egzystencji. Woli, by teksty mówiły same i same się tłumaczyły. A to nie zawsze jest możliwe, bo przecież do skojarzeń i odniesień powraca raz Gombrowicz, raz Witkacy, raz Mrożek. Głowacki nie uwolni się od powiązań z prześmiewcami, sam zresztą funkcjonuje na przemian jako satyryk i ironista. Autorka proponuje jednak czytelnikom odczytania twórczości narzędziami spoza kanonu badań humorologa. Bardzo się stara nie przyczepiać Głowackiemu kolejnych wygodnych etykietek i nie przykładać do jego tekstów narzucających się szablonów. Pozwala, żeby sztuki działały same.
To oznacza, że biografię zastępuje monografią. Rytm wyznaczają tu już nie daty, a poukładane chronologicznie utwory, szczegółowo omawiane. Stanowią one w tym ujęciu rodzaj niebezpośredniego portretu autora, dają ogląd jego mentalności, lubianych rozwiązań czy sposobów komunikowania się z odbiorcami. Przez całą książkę Baniewicz wykorzystuje jeden „schemat” pisania o dramatach Głowackiego. Najpierw przedstawia fabułę, nie tyle nawet streszczenie, co przegląd akcji. Stopniowo dodaje tam pomoce interpretacyjne, komentarze uznanych krytyków i swoje oceny; przeprowadza rzeczowe analizy tekstów i próbuje pokazać czytelnikom genezę oraz znaczenia wybranych chwytów. Tu może też wytykać błędy recenzentów, którzy nie dostrzegli oczywistych wartości czy ciekawych konstrukcji – chociaż ci z reguły nie podpierają się tekstem i mają mocno zawężone pole obserwacji. Elżbieta Baniewicz zajmuje się tekstami dramatów w dużo szerszym kontekście – przytacza także ich sceniczne historie. Zwraca uwagę na uzależnienie rodzajów odczytań od miejsca wystawienia sztuki, przedstawia założenia reżyserskie, ale i pułapki, jakie pociąga za sobą nieodczytanie konkretnej warstwy utworu. Odpowiada na pytanie, dlaczego Janusz Głowacki mógł zrobić karierę za granicą – i odsłania odbiorcom prawdy o jego pomysłach. Szkoda jednak, że do „dramatycznych przypadków” nie dołączyły te życiowe, przynajmniej w ramach konstrukcyjnego szkieletu – oderwanie dzieł od twórcy i proces analizy na dłuższą metę nie musi wcale dobrze przygotowywać do recepcji utworów. Zabrakło w tomie spojrzenia na zewnątrz, pokazania powodów, dla których w ogóle należy zainteresować się Głowackim – powodów pozaliterackich i pozateatralnych. Elżbieta Baniewicz przez twórczość Głowackiego prowadzi bez zarzutu, ale przydałoby się jeszcze trochę „życia”, szerszego spojrzenia na autora. Namiastką uzupełnienia tych niedoborów jest zakończenie tomu, które nadawałoby się równie dobrze na wstęp i przygotowanie do lektury – takiego przewodnika po twórczości Janusza Głowackiego już bez odniesień do kolejnych dzieł tu brakuje. A jednak Dżanus to precyzyjna i ciekawa monografia napisana z charakterem i w stylu, którego często brakuje dzisiejszym krytykom. To pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcą w pełni odczytywać literackie pomysły Janusza Głowackiego.