Tom drugi sagi rodzinnej Sternbergów autorstwa Stefanie Zweig – Dzieci z alei Rothschildów – kończy się tym, że bohaterowie czują się coraz bardziej osaczeni w rodzinnym mieście, w swojej ukochanej ojczyźnie. Jest rok 1937 i naziści wprowadzają własne porządki, trwa przerażająca antysemicka nagonka. Żydzi pozbawiani są uprawnień, miejsc pracy, bojkotuje się ich sklepy, a na życie nakłada się system absurdalnych zakazów. Niektórym dzieciom Sternbergów udaje się uciec z nazistowskich Niemiec – Alice wyjeżdża do Afryki, aby tam połączyć się z ukochanym Leonem, Erwin, Clara oraz Claudette udają się do Palestyny. Co czeka tych, którzy nie opuścili kraju?
Powrót na aleję Rothschildów otwiera dramatyczna scena pędzenia upokorzonych Żydów w kierunku Wielkiej Hali Targowej w 1941 roku (jeden z najmocniejszych – wręcz rozdzierających – fragmentów książki). Dla większości z tych ludzi to bieg w stronę obozu i śmierci. Frankfurtczycy przyglądają się temu z okien domu ze zgrozą lub zainteresowaniem. W rozpaczającym, biegnącym tłumie znajduje się stary Johann Isidor Sternberg (kiedyś szanowany, zamożny kupiec, dumny Niemiec, dziś – człowiek złamany, odarty ze złudzeń) ze swoją żoną Betsy, córką Victorią Feuereisen, wnukami – Fanny i Salem. Nagle zdarza się cud: Annie Dietz, córce Johanna Isidora, udaje się wyciągnąć z tłumu małą siostrzenicę i zabrać do domu.
Mija kilka lat. Wojna zbliża się ku końcowi. W ogarniętym wojennym koszmarem Frankfurcie trudno się żyje. Niemożność dostania podstawowych towarów, niepewność o los bliskich, funkcjonowanie w ciągłym poczuciu zagrożenia (z powodu zarówno spadających na miasto bomb – duża jego część zostaje zrównana z ziemią – jak i oddanych Führerowi Niemców, którzy są gotowi zadenuncjować choćby tego, kto wątpi w ostateczne zwycięstwo Rzeszy). Rodzinie Dietzów jednak udaje się przeżyć. Do Frankfurtu powraca także zdruzgotana Betsy – nie może sobie wybaczyć, że akurat ona przeżyła pobyt w obozie w Theresienstadt, a jej mąż, córka i wnuk zostali zamordowani. Zweig kreśli wyrazisty portret kobiety dręczonej przez poczucie winy osoby ocalonej. Betsy skrywa swoje emocje i cierpienie za maską pozornego chłodu. Przeszłość, od której nie może uciec (nie tylko czasy obozu, ale przede wszystkim te szczęśliwe lata, kiedy prowadziła prawie beztroskie życie bogatej mieszczki), staje się dla niej przekleństwem, tak samo jak doskonała pamięć. Przebłyski radości wpędzają ją w jeszcze większe wyrzuty sumienia:
"Czy to nie zdrada wobec tych, co stracili życie, pamiętać dobre rzeczy, które wydarzyły się we Frankfurcie? Czyżby rzeka i niebo nad nią, trawa na brzegu i drzewa nie były tymi samymi, co w dniach obfitości? Betsy uznała za swój obowiązek nie cieszyć się więcej pięknem. Piękno jest tylko dla żywych (…), a ona, Betsy Sternberg z Frankfurtu, była martwa".
Jednak życie toczy się dalej i musi mieć też swoje radości (choćby tę wynikającą z faktu odnalezienia bliskich). Ale koniec wojny nie oznacza końca problemów – trudno się odnaleźć w zniszczonym przez Wielką Historię powojennym Frankfurcie (a na tym skupia się Stefanie Zweig w tej części swego cyklu powieściowego). Jest to właściwie egzystencja wśród ruin. Brak komunikacji miejskiej, brak mieszkań czy rozmaitych budynków publicznych (na przykład dla służby zdrowia), źle funkcjonująca poczta (co uniemożliwia kontakty z krewnymi za granicą), głód, problemy z zaopatrzeniem (towary sprzedawane są na kartki, a te inne, luksusowe, można nabyć po niebotycznych cenach na czarnym rynku), obecność amerykańskiego wojska, zmiana porządku społecznego – to wszystko powoduje ogólny chaos. Niektórzy mieszkańcy miasta dochodzą do zdumiewających (czy aby na pewno?) wniosków: "Coraz więcej ludzi tęskniło za przeszłością i otwarcie mówiło, że "za Adolfa czegoś takiego nie było".
Siła cyklu polega na umiejętnym i przekonującym przedstawieniu przez Stefanie Zweig sytuacji panującej w Niemczech w pierwszej połowie ubiegłego wieku. Bardzo ważne jest tu wyraziste tło, oddanie przemian w sposobie myślenia Niemców. Sporo w Powrocie na aleję Rothschildów fragmentów, które zbliżają tę powieść do chłodnego, rzeczowego, a jednak głęboko poruszającego reportażu. Można niekiedy wręcz odnieść wrażenie, że losy Betsy, Anny, Hansa, Fanny i ich sąsiadów są tylko fabularnym "dodatkiem". Oto przykład – "reporterski" obraz rzeczywistości tuż po wojnie:
"Jesienią 1945 roku niemieckie kobiety nie zważały już na ojczyznę ani na narodową dumę. Nawet te, które przez ostatnie dwanaście lat przysięgały Hitlerowi wierność do śmierci. Teraz walczyły już tylko z głodem. Przyrządzały kawę z żołędzi i zupę z pokrzyw. Z jarzębiny rosnącej w parkach i na ulicach robiły marmoladę – dodając słodzik, środek żelujący i sztuczny aromat cytrynowy. Matki pruły stare swetry, by zrobić dla swoich dzieci ubrania na zimę, z zasłon szyły spódnice, a z obrusów ubranka na komunię, przerabiały worki po cukrze na białe pończochy dla dziewczynek, a z garniturów swoich poległych na wojnie mężów szyły stroje na konfirmację synów. Płakały tylko wtedy, gdy nikt nie widział, a w kolejkach powtarzały, że "w czasie wojny nie było tak źle jak teraz".
A to fragment tyczący się końca 1945 roku:
"Z dnia na dzień zaopatrzenie było coraz gorsze i narastało zwątpienie. Gazety, stacje radiowe i publiczne głośniki niezmordowanie przypominały, że tysiąc pięćset kalorii dziennie, które do tej pory przysługiwały każdemu dorosłemu, już nie obowiązywało – nawet w strefie amerykańskiej, która uchodziła za najlepiej zaopatrzoną. Rzeźnicy, handlarze żywnością i piekarze stali za pustymi ladami i odczuwali gniew ludu. Mleko dla niemowląt i małych dzieci było rozcieńczane, do margaryny dodawano wody, a sznycle – jeśli w ogóle były – robiono tylko z końskiego mięsa".
Jednak pomimo świetnie nakreślonego tła, ta część cyklu prezentuje się znacznie gorzej niż dwie poprzednie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Stefanie Zweig poszła w pewnym sensie na skróty. Dość powiedzieć, że w poprzednim tomie rozstajemy się ze Sternbergami pod koniec 1937 roku. Powrót na aleję Rothschildów rozpoczyna się w październiku 1941, ale to tylko jedna scena z jednego dnia. Akcja następnego rozdziału toczy się już wiosną 1944 roku. W zasadzie można więc powiedzieć, że pisarka pominęła blisko siedem lat. Nie towarzyszyła swoim bohaterom w tym czasie. Praktycznie nie wiemy, jak wyglądało życie Betsy, Johanna Isidora, Victorii i Sala w obozie (trzeba się zadowolić późniejszymi wspomnieniami tej pierwszej). Z powieści znikają także przebywający za granicą Erwin, Clara, Claudette i Alice – co się z nimi dzieje, dowiadujemy się na końcu ostatniego rozdziału (niekiedy to zaledwie kilka zdań). Można by przyjąć, że autorka konsekwentnie chciała ograniczyć miejsce akcji do Frankfurtu, ale akcja niektórych rozdziałów osadzona jest w Holandii. Takie ujęcie pozostawia bardzo duże poczucie niedosytu. Ma się wrażenie, że ogromnie ważny fragment rodzinnej historii został po prostu "wycięty".
Mimo to uważam, że warto zapoznać się z sagą rodziny Sternbergów. Stefanie Zweig bardzo obrazowo przedstawia funkcjonowanie niemieckiego miasta zarówno przed wojną, jak i tuż po niej. Z tego względu Powrót na aleję Rothschildów dla wielu czytelników może się okazać interesującą lekturą.