I była miłość w getcie, brzmi tytuł rozmów przeprowadzonych przez Paulę Sawicką z Markiem Edelmanem. Tatuażysta z Auschwitz udowadnia, że w piekle obozu istnieje coś więcej niż miłość. Wyróżniająca głównego bohatera wola przetrwania jest niezwykła.
Obdarzenie Lalego niezwykłą wolą przetrwania – Heather Morris, autorka książki, musiała mu po prostu uwierzyć – niesie jednak ze sobą pewne ryzyko. Czy naprawdę możliwe jest zaistnienie naraz aż tylu szczęśliwych okoliczności? Czy zatem ta historia jest prawdziwa, a czytelnik może zaufać, że opowieść o przetrwaniu Lalego to splot wielu różnych czynników?
Przy lekturze nieuchronnie narzucają się także porównania z innym ocalonym z piekła: z Viktorem Franklem, austriackim psychiatrą. Wola sensu i Człowiek w poszukiwaniu sensu, dwie książki tego autora, optymistycznie zakładają, że nawet obóz nie jest w stanie zniszczyć i ostatecznie upodlić człowieka. To oczywiście duże uproszczenie, jednak przejście przez wszystkie kręgi obozowego cierpienia i zachowanie przy tym w miarę zdrowego oglądu świata wydaje się nam, czytelnikom więźniarskich wspomnień, trudne do przyjęcia.
Tatuażysta z Auschwitz to fabularyzowane wspomnienia Ludwiga Eisenberga, znanego jako Lale, który 23 kwietnia 1942 roku trafia do Auschwitz. W krótkim czasie, na skutek przeróżnych zabiegów, po części też fortunnych przypadków, obejmuje funkcję obozowego tatuażysty, którego zadaniem jest tatuowanie numerów więźniom. Jego obozowa praca pozwala na dosyć dużą niezależność, oczywiście niezależność mieszczącą się w ramach mechanizmów Zagłady.
Cieszy na pewno fakt, że nie jest to kolejna narracja, w której Żydzi to pozbawione tożsamości ofiary. Lale to człowiek, który doskonale umie odnaleźć się w otaczającej go obozowej rzeczywistości. Instynktownie wyczuwa do kogo podejść, z kim porozmawiać, kto będzie mu najbardziej użyteczny. Nie jest przy tym cynicznym graczem: owszem, doskonale wykorzystuje swoich oprawców, umie uderzyć w ich czułe punkty (może dlatego, że nie ma w nim zbyt wiele pokory, że nie potrafi zgiąć karku, nawet przed Mengelem?), zachowując przy tym empatię do świata. Z każdą kolejną stroną czytelnik odkrywa sieć zależności, którą w dużej mierze utkał Lale (opartą na prostym schemacie przysługi za przysługę); w miarę czytania książki jego ocalenie przestaje być dziełem przypadku, a staje się zasługą dobrze przygotowywanej, ryzykownej, chociaż nieco nieświadomej, strategii. Lale, wrzucony w sam środek piekła, po prostu pozostaje człowiekiem.
Lale przetrwał, ale jego przetrwanie nie dla wszystkich jest sprawą oczywistą. Łatwo oskarżać go, nawet po przeczytaniu książki, o kolaborację. Ilość zbiegów okoliczności, szczęśliwych trafów, znajomości, które często ratują głowę nawet z największej opresji: wszystko to przypomina raczej powieść przygodową, dla której obóz staje się wyłącznie dekoracją. Można nawet doszukiwać się podobieństw z filmem Życie jest piękne: zarówno w książce Morris, jak i w filmie Benigniego, odbiorca ma do czynienia z próbą oswojenia przez bohaterów rzeczywistości Zagłady. Bohater filmu podchodzi jednak do obozu jak do dobrej zabawy – wszystko dla ocalenia syna. Z kolei Lale, poprzez swoją empatię, otacza się ludźmi, którzy zawsze będą skłonni mu pomóc. I tak, od przygody do przygody, zachowuje skórę, wychodząc nawet w miarę nienaruszonym (szczególnie psychicznie) z piekła Auschwitz. Nieco brakuje prawdopodobieństwa, ale może trudno szukać go w takim miejscu, jak obóz zagłady – i stąd oskarżenia o kolaborację z oprawcami. Lale wychodzi z założenia, że w walce o przetrwanie wszystkie metody są dobre. I skwapliwie korzysta z tej umiejętności, nie zarażając się przy tym cynizmem. Z tych dwóch powodów trudno do końca i jednoznacznie uwierzyć Tatuażyście z Auschwitz.
Nie zmienia to jednak faktu – czy czytelnik do końca wierzy w opowieść, czy ma z tym problem – że Lale jest bohaterem z krwi i kości, któremu czytelnik szczerze kibicuje (chociaż spodziewa się, jak skończy się historia). Nie częścią bezosobowej masy, która na chwilę pojawia się na scenie (jak np. w opowiadaniach Borowskiego), ale jednostką świadomie (i korzystając ze sprzyjającego losu) dążącą do własnego i innych ocalenia.