Praca copywritera kojarzy się raczej z walką z potworem zwanym deadline niż walką o życie, ale jak się okazuje, niekoniecznie musi to być skojarzenie słuszne. Wie o tym doskonale bohater thrillera Niszcz, powiedziała Piotra Rogoży, historii, która zaczyna się od realizacji zlecenia dla klienta, a kończy... No, tego przecież nie zdradzę, ale nie jest to finał, w którym klient płaci za wykonanie pracy, a zadowolony twórca może zająć się innym projektem.
Najwyższa śniadomość, czyli wyimki z życia copywritera
Firma, w której pracował Szymon, zwija żagle. Żyć trzeba jednak dalej i dobrze by było, gdyby miało się na to życie środki. Wydaje się, że do naszego bohatera uśmiechnęło się szczęście. Praca właściwie sama go znajduje. Na dodatek już pierwsze zlecenie daje podstawy do wysnucia przypuszczenia, że będzie to zajęcie dla copywritera dalece bardziej satysfakcjonujące niż wymyślanie śniadaniowych sucharów w stylu: Jaki stan umysłu wywoła miska pełna naszego przysmaku? Najwyższą śniadomość!.*
Co będzie dalej? Cóż... Jedno trzeba przyznać. Szymon nudzić się nie będzie. Owoce jego pracy stają się inspiracją dla kogoś, kto wykorzystuje je, delikatnie mówiąc, w celu niezgodnym z założeniem. Ujmując to mniej subtelnie, są częścią akcji, której cel brzmi przerażająco: zabić. Wedle zapowiedzi, ulice Warszawy mają spłynąć krwią. I faktycznie, wkrótce rozchodzą się wieści o pierwszym ataku i ofiarach śmiertelnych.
Uwaga mieszkańcy Warszawy, ulice miasta spłyną krwią!
Thriller Niszcz, powiedziała opiera się na ciekawym koncepcie. Główny bohater para się zajęciem dość współcześnie popularnym, a autor, który sam ma za sobą copywriterskie doświadczenia, świetnie portretuje środowisko podobnych im twórców. Mamy tu więc rozmaite branżowe smaczki i nie jeden copywriter odnajdzie w tekście dobrze sobie znane sytuacje.
Bardzo spodobał mi się pomysł na to, by pokazać ewolucję kreatywnej twórczości i różnorodność jej interpretacji. Dzieło wypuszczone w świat zaczyna żyć własnym życiem, a chwytliwy slogan może nabrać zupełnie nowego znaczenia, gdy dorobi się do niego odpowiednią ideologię.
Wróćmy jednak do naszego bohatera. Szymon ma za sobą trudne przeżycia, nowa praca okazuje się być bardziej obciążająca emocjonalnie niż zakładał, a wokół niego zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Coraz bardziej podejrzliwie patrzy na współpracowników. Dostrzega niepokojące powiązania, zachowania i w ogóle zaczyna do niego docierać, że wpakował się w sytuację równie tajemniczą, co niebezpieczną. Kim są ludzie wokół niego? Czego chcą? Czy może komuś zaufać czy może liczyć tylko na siebie? Co tak naprawdę dzieje się w Warszawie i czy życie mieszkańców jest zagrożone? Mnożą się pytania i potęgują wątpliwości, a Szymon już sam nie wie, co dzieje się naprawdę, a co jest tylko projekcją jego zmęczonego umysłu.
Odjechane perypetie odjechanego bohatera
Thriller Piotra Rogoży to książka... odjechana. Zaczyna się dość zwyczajnie, by stopniowo stawać się coraz bardziej tajemniczą i mroczną, a pod koniec zostawić czytelnika w stanie mniejszego lub większego zdumienia.
Niszcz, powiedziała jest przyjazne w czytaniu, bo krótkie rozdziały dynamizują akcję, narracja pierwszoosobowa wywołuje uczycie uczestnictwa w zdarzeniach, a styl Piotra Rogoży ma w sobie ten rodzaj lekkości, która odczuwaniu przyjemności czytania sprzyja. Fabuła dryfuje w rejony z pogranicza jawy i snu, normalności i schizofrenii, logiki i szaleństwa. Z racji wspomnianej narracji pierwszoosobowej, mamy wgląd nie tyle fakty, co w emocje głównego bohatera. Możemy mu zaufać i kupić taką wizję zdarzeń, jaką on nam przedstawia lub zacząć sobie zadawać pytania. Co wydarzyło się naprawdę? Czy sposób, w jaki nasz bohater odbiera rzeczywistość jest z tą rzeczywistością zgodny? Muszę przyznać, że sama nie jestem pewna odpowiedzi.
Piotr Rogoża oferuje thriller dość nietypowy i choćby przez to wart uwagi. Niepewność interpretacyjna może być traktowana zarówno jak wada, jak i zaleta. Autor dużo uwagi poświęcił swojemu bohaterowi i jego emocjonalnym stanom, a że stany te bywają "odjechane", więc i książka taka jest.