Julia Fiedorczuk napisała poetycką książkę o gorzkiej wymowie. Gdyby traktować Nieważkość jak kolejną historię o tym, co życie robi z ludźmi bliskimi sobie w młodości, ta narracja szłaby w stronę niebezpiecznej sztampy i trudno byłoby się jej wyróżnić. Tymczasem niespodzianka jest duża, bo po pierwsze - Fiedorczuk zbliża nas do swych bohaterek tylko na odpowiednią odległość i dystans ten uzasadnia potem rozwiązaniami fabularnymi, po drugie zaś - jest to książka tak wielu niedopowiedzeń, że nie można być pewnym ani jednego opisu bliskości, ani jednego opisu skrytego lub jawnego okrucieństwa. Nieważkość pozostawia nas w sferze domysłów. Byty opisywanych kobiet osadzone są mocno w rzeczywistości, ale my jesteśmy przy nich efemeryczni. Bo w tej tajemniczej opowieści ważne są znaki i sygnały oraz wszystko to, co Zuzanna, Helena i Ewa zamknęły w sobie, gdy rodzice z takim, a nie innym bagażem doświadczeń wyprawili je w świat, zmuszając do trzech nierównych startów i trzech dróg, na których wstyd, upokorzenia i braki rekompensowane były na tyle, na ile pozwalały na to okoliczności życiowe. Poszły w świat dodatkowo obarczone tragedią Mirka - nadwrażliwego chłopaka, który nie chciał dorosnąć i nie chciał być wyprawiony w drogę, po której ruszyły jego koleżanki.
Zuzanna obecnie nie sięga myślami zbyt daleko wstecz. Jej pamięć jest nieuporządkowana, a wszystko to, co przeżywa aktualnie, stara się zawrzeć w rysunkach, bo rysowanie zawsze było jej bliskie. Zuzanna jest samotną kobietą sukcesu. Taką, która musi sobie organizować piątkowy wieczór w towarzystwie sera, oliwek i wina. Dobrego wina. To, co dobre, pożegnało się z nią już na zawsze. To były lekcje miłości i jedna gorzka lekcja odrzucenia. To też wspomnienia ze świata, w którym zbudowały się przed laty jakieś bliższe więzi, ale ówczesne koleżanki są gdzieś daleko i tego dystansu już się nie zmniejszy. Zuzanna zna wiele języków obcych, ale nie zna języka samej siebie. Walczy o sprawy prozaiczne - chce schudnąć, stać się młodsza, odespać stres. Wyruszając w podróż służbową do Grecji, nieświadoma jest bodźców i impulsów, które ożywią w niej czas przeszły. Ten, gdy prawdziwe życie toczyło się wokół, a nie na kartkach zapełnianych kształtami.
Życie Heleny ma bardzo wyraźne kształty i jest niezwykle uporządkowane, choć to pewien niepokój każe bohaterce budzić się każdego poranka, zanim zadzwoni budzik. Helena nieustannie planuje wszystko to, czego nie może zrealizować. Wciąż w bliskości śmierci aktualnie mierzy się z odchodzeniem matki. Helena walczy z kurzem i z pamięcią. Utknęła w miejscu, zasadziła się w czymś bezpiecznym, nie musi powracać do minionych lat ani wybiegać myślą w przyszłość. To ona weszła przed laty w bliską relację z nieszczęśliwym Mirkiem i to na nią spada odium tragicznych wydarzeń...
Ewa natomiast nie bierze niczego serio, bo tak naprawdę nigdy nie brała i nieważko czuła się już na gałęzi jarzębiny w młodości, kiedy każdy śmiał się z jej głupiej matki, z jej biedy i bezradności, smrodu i braku jakiejkolwiek refleksji nad sobą. Ewa widzi i czuje zdecydowanie więcej, niż inni myślą. Opuszcza miejsce, do którego przynależy, by potem rozpocząć odyseję bezdomnej. Takiej, która również ma pewne wspomnienia, ale do nich nie wróci z innych powodów niż Zuzanna czy Helena.
Kobiety Fiedorczuk rozeszły się bez dramatów. Trudno orzec, czy wtedy, kiedy zaginął Mirek, były sobie w jakikolwiek sposób bliskie. Pewna więź pozostała, ale to tylko jeden ze śladów, który autorka podsuwa nam do przemyślenia. Najważniejsze w "Nieważkości" jest to, co niewypowiedziane. To, co kryją w sobie umysły kobiet i czego one same nigdy sobie nie powiedzą, bo nie ma już czasu wspólnego, nie ma żadnej wspólnej przestrzeni; pozostały ślady po okrutnych zachowaniach i po okrucieństwie ujawniającym się dopiero po latach. Tak jak po latach Zuzanna wyciąga naukę z nietrafionych lekcji miłości z profesorem rysunku.
Która z kobiet Fiedorczuk została królową życia, a która żyje w gniewie ciągłej utraty? Co ma być wspólnego, a co dramatycznie osobnego w losach bohaterek, do których wnętrza nie mamy pełnego dostępu? Ta książka ukazuje dramat przebywania być może nie tam, gdzie chciałoby się przebywać, i tęsknoty za czymś, co mogłoby się wydarzyć, ale nie było w życiu takiego momentu, by właściwie wybrać. Drugie pokolenie kobiet umiejscowionych w różnych życiowych scenariuszach jest tu równie istotne, co same bohaterki. Cierpiący rodzice, rodzinne dylematy, skryte przed dziećmi kłótnie albo kompletna beztroska - jak w przypadku Łysej Marii, matki Ewki, miejskiej wariatki odrzucającej wszystko na rzecz własnej nieograniczonej wolności.
Julia Fiedorczuk poetycko kreśli stany i nastroje, w których jej kobiety starają się zrozumieć swoje decyzje oraz wyjaśnić sobie, dlaczego dzisiaj znalazły się tutaj, gdzie są. Każda z nich na pewnym etapie życia chciała się od czegoś odciąć. Wszystkie trzy wyrzekają się dawnej znajomości, każda w nieco inny sposób. Żadnej nie będzie dane opowiedzieć swego życia, a tym bardziej przeprosić za błędy lub objąć rozumem okrucieństwo życia, okrucieństwo ich samych. Wszystkie trzy dryfują po powierzchni życia, pozostawione są z tajemnicami i bólem, z tęsknotami i wyrzutami sumienia. To niebywałe, w jak kameralny sposób Fiedorczuk opisuje dramaty mogące brzmieć donośnie jak w epopei. Bo każde życie uczy akceptować siebie, lecz nie w każdym można zaakceptować zmiany. Nieważkość to taka książka, która otwiera nam na chwilę drogę do rozgoryczenia i smutku swoich bohaterek, ale wymaga także uważności oraz wnikliwości, bo za moment pozostaniemy sami i bez zrozumienia. Tak jak kobiety, które nie są w stanie zrozumieć, kim się stały i ile z życiowych decyzji zawdzięczają jedynie sobie.