Co składa się na historię danej rodziny? Na pewno momenty przełomowe – śluby, narodziny kolejnych dzieci, chrzciny, pogrzeby, przeprowadzki. Ale również te drobne, z pozoru nieznaczące momenty, które na trwałe zapisują się w ludzkiej pamięci – szczególne słowa, określone okoliczności, gdy wszystko się zmienia, spotkania na zawsze naznaczające życie. Momenty szczęścia i wielkie tragedie. A wszystko rozgrywa się w cieniu Wielkiej Historii, która jednego roku pozwala ludziom znaleźć się na szczycie, następnego zaś zrzuca ich na dno. Jedną z takich właśnie historii przedstawia Stefanie Zweig w cyklu powieściowym Dom przy alei Rothschildów, którego pierwszy tom niedawno trafił do naszych księgarń.
Zamożną żydowską rodzinę Sternbergów poznajemy na początku 1900 roku, gdy przeprowadza się do okazałego domu przy alei Rothschildów 9 we Frankfurcie. Johann Isidor Sternberg jest blisko czterdziestoletnim kupcem, właścicielem dobrze prosperującej pasmanterii (w ciągu kolejnych lat dzięki swojej przedsiębiorczości i niemałej ambicji znacznie powiększy majątek). Jego dużo młodsza żona – Bertha Luise Strauss, zwana Betsy – to inteligentna, ale też wrażliwa kobieta o bardzo szerokich horyzontach. Ich pierworodny syn Otto jest czteroletnim, dobrze zapowiadającym się malcem; kolejne dzieci przyjdą na świat w następnych latach. Można stwierdzić, że dni Sternbergów upływają sielankowo. Są bogaci, szczęśliwi, spełnieni, cieszą się społecznym poważaniem. Ta harmonia jest jednak pozorna (Zweig sygnalizuje to dyskretnie).
Życie bohaterów zmieni się znacznie z chwilą wybuchu pierwszej wojny światowej. To, co z początku wydawało się błahym konfliktem zbrojnym (a młodym żołnierzom – przygodą!), który rozstrzygnie się w ciągu kilku miesięcy, przeradza się w żywioł burzący dotychczasowy świat. Ludzie są zmuszeni do dokonywania trudnych wyborów, nierzadko kwestionują dotychczas wyznawane wartości. Śmierć zbiera krwawe, wojenne żniwo, panuje coraz dotkliwsza bieda, w sklepach brakuje towarów, kwitną interesy na czarnym rynku, jutro niesie ze sobą niepewność.
Szukając literackich powinowactw, łatwo stwierdzić, że naprawdę wiele łączy Dom przy alei Rothschildów z Buddenbrookami, czego Zweig wcale się nie wypiera – oczytana Betsy nie bez przyczyny jest szczególnie zafascynowana tą powieścią Thomasa Manna. Obie książki to sagi rodzinne, ale poniekąd pozbawione ciągłości, koncentrujące się na przełomowych dla bohaterów momentach, obrazujące stopniowy upadek potężnych mieszczańskich rodów. Zarówno Buddenbrookowie, jak i Sternbergowie zostali nakreśleni dość grubą, lecz bardzo wyrazistą kreską. Autorka raczej opowiada niż opisuje, ale łatwo jej to wybaczyć, bo snuje opowieść z prawdziwą wirtuozerią. Swada, wyszukany język, niewpadanie w tzw. "czytankowość", odrobina humoru – te cechy charakteryzują narrację w Domu przy alei Rothschildów.
Bardzo istotne jest też przywiązanie do szczegółów (na którym zasadza się kolejne pokrewieństwo literackie z Mannem), sprawiające, że opowieść staje się niezwykle plastyczna. Bo historia rodziny to przecież – jak już wspomniałem – nie tylko zdarzenia, ale również przedmioty, spotkania, słowa, smaki. Co jest ważne dla Sternbergów? Lniane makatki, podarowane przez Johanna Isidora żonie z okazji przeprowadzki. Rotograwiura przedstawiająca cesarza Wilhelma II i jego wnuka. Śliwki w czekoladzie w złotych papierkach, których Victorii – młodszej córce Johanna Isidora i Betsy – nie dane było skosztować. Serduszka – roślina doniczkowa o wyjątkowo czarodziejskiej mocy. Biały dzbanek na mleko, który z powodu czerwonych kropek wyglądał tak, jakby nabawił się ospy wietrznej. Wygadana papuga. Tałes i tefilin, towarzyszące młodemu Ottonowi, gdy pełen ekscytacji wyruszał na wojnę. Rozbita patera, co nie zdążyła stać się gustownym prezentem. Wstrętna brukiew, w latach wojny zastępująca ziemniaki. I jeszcze słowa: "Chyba nie mówisz tego na poważnie, droga Fritzi"[1], dotyczące pewnego wstydliwego sekretu. Trzeba też wspomnieć o chałce drożdżowej – tej bogatej i pysznej w latach dobrobytu oraz tej stanowiącej jej erzac w czasach wojny.
Jednak najistotniejszym motywem w Domu przy alei Rothschildów jest zdecydowanie kwestia antysemityzmu. Sternbergowie prowadzą zwyczajne życie, ale nieustannie są piętnowani jako "inni", "gorsi". Johann Isidor – jak wielu mu podobnych – "chlubił się swoją ukochaną niemiecką ojczyzną i był niezbicie przekonany, że ojczyzna ta nigdy już nie wykluczy z życia żydowskich obywateli i na zawsze przygarnie ich do serca – byle tylko odcięli się od korzeni i przystosowali do nieżydowskiego otoczenia"[2]. Złudzenia traci po wybuchu I wojny światowej, kiedy to na ludność żydowską spadają pierwsze dojmujące upokorzenia. Stefanie Zweig jednak przypomina, że poniżające ataki antysemickie, konieczność wyboru tożsamości (tradycja kontra asymilacja otwierająca drzwi do europejskiej kultury) i ciągłego bronienia jej – wpisane są na stałe w biografie Żydów i nie zależą wcale od wojennych zawieruch. Warto tu przytoczyć dłuższy – niezwykle przejmujący – fragment:
"Tak jak wiele żydowskich rodzin, dla których właśnie za czasów cesarstwa poczucie przynależności do Niemiec i asymilacja z chrześcijańskim otoczeniem znaczyły więcej niż własne pochodzenie i tradycja, Johann Isidor i Betsy żyli w złudzeniu emancypacji i równości. Obchodzili ważne żydowskie święta i czasami też szabas, posłali synów na bar micwę, a całą czwórkę na lekcje religii ojców. Z przyzwyczajenia pościli w Jom Kippur, a także czuli wstręt do wieprzowiny. Zapewniali się nawzajem, że ani w głowie im nie postanie, by przejść na chrześcijaństwo. (...) Mimo to w śnionych na jawie snach tęsknili za światem, w którym na pytanie dotyczące wyznania odpowiadano jedynie »ewangelickie« bądź »katolickie«"[3].
Koniecznie zajrzyjcie do ubiegłowiecznego Frankfurtu i odwiedźcie Sternbergów w ich domu przy alei Rothschildów 9, a na pewno będziecie chcieli tam wrócić!
Na okładce można przeczytać, że książka Stefanie Zweig to "wirtuozerska powieść, w której idylla zderza się z tragiczną historią pierwszych lat XX wieku"[4]. Muszę przyznać, że takie podsumowanie jest nader trafne.
Mam nadzieję, iż Wydawnictwo Marginesy nie każe nam długo czekać na kolejny tom tej porywającej sagi, która, jak sądzę, zasłuży sobie na miano "»Buddenbrooków« XX wieku".
---
[1] Stefanie Zweig, Dom przy alei Rothschildów, przeł. Anna Kierejewska, Wydawnictwo Marginesy, 2015, s. 153.
[2] Tamże, s. 193.
[3] Tamże, s. 190.
[4] Tamże, tekst z okładki.