Towarzyszem jej życia była rozpacz, z której uczyniła główny temat swojej twórczości. Niepokorna i egocentryczna, a przy tym — krucha i wrażliwa. Historię Fridy Kahlo opowiada wydana właśnie biografia Frida Barbary Mujci.
"Chcę, by ludzie patrzący na moje obrazy mogli poczuć ból, którego doświadczam", mówiła Frida Kahlo, jedna z najsłynniejszych meksykańskich malarek. Pozostawiła ponad 200 prac — większość z nich stanowią autoportrety. Uwieczniła na nich siebie — zakrwawioną, z bliznami i charakterystyczną trupią czaszką na czole. Alegoryczne obrazy były jak pamiętnik, w którym zapisywała tragiczne wydarzenia ze swojego życia.
Żyję na planecie bólu
W dzieciństwie zachorowała na polio. Kilka lat później przeżyła wypadek — autobus, którym podróżowała, zderzył się z tramwajem. Frida znalazła się w grupie najbardziej poszkodowanych pasażerów — miała złamany kręgosłup, obojczyk i przebitą macicę. "Jeszcze niedawno szłam przez świat pełen kolorów i namacalnych kształtów. Teraz żyję na planecie bólu, przezroczystej niczym lód", pisała w pamiętniku. W wyniku odniesionych obrażeń, spędziła w szpitalu trzy miesiące. Mimo że odzyskała sprawność w nogach, do końca borykała sie z powracającymi bólami kręgosłupa. Przeszła ponad 30 operacji.
Pierwszy z 52 autoportretów namalowała za pomocą lusterka, leżąc w łóżku po operacji. Nie znosiła litości, nigdy nie dawała po sobie poznać, że cierpi. "Maluję siebie, bo jestem samotna. Jestem tematem, który znam najlepiej", mówiła. Każda z jej prac to w zasadzie to samo ujęcie — pełen powagi wyraz twarzy, posępne spojrzenie i charakterystyczne zrośnięte brwi. Twórczość Kahlo przyniosła ożywienie w światowej sztuce, a ona stała się symbolem niezależności. Entuzjastami jej malarstwa byli m.in. Pablo Picasso czy Wassily Kandinsky.
Powtarzała, że ma jeden cel — chce być "Wielką Fridą Kahlo". I to marzenie udało jej się zrealizować. Już za życia stała się legendą. Była jedną z czterech córek Guillermo Kahlo, fotografa o żydowskich korzeniach, i Matilde Calderón y Gonzalez. Jej dzieciństwo nie należało do szczęśliwych. Kłopoty małżeńskie rodziców przekładały się na atmosferę panującą w domu. Frida nie umiała porozumieć się ze swoimi dwiema starszymi siostrami — córkami Guillermo z pierwszego małżeństwa. Była agresywna, często wpadała w furię. W szkole za wszelką cenę starała się nie okazywać słabości. Przyjaźniła się głównie z chłopakami — grała w piłkę, trenowała boks, należała też do organizacji rewolucyjnych. Przez lata była w związku z jej przywódcą — Alejandrem Gomezem Ariasem.
Słoń i gołębica
W życiu przydarzyły jej się dwa wypadki — żartowała. Pierwszym był wypadek autobusu, drugim poznanie Diego Rivery, znanego meksykańskiego malarza i zagorzałego komunisty. Ich związek to pasmo kłótni — burzliwych rozstań i spektakularnych powrotów. Byli jak ogień i woda — kochali się i nienawidzili jednocześnie. "Ta miłość wyrosła na gruncie cierpienia", wspominał po śmierci Firdy Rivera. Wizualnie w ogóle do siebie nie pasowali — on monstrualnych kształtów, brzydki, z wielkim brzuchem. Ona przy wzroście 155 centymetry ważyła zaledwie 45 kilogramów. Matka Fridy, przeciwna temu związkowi, uważała, że wyglądają razem jak "słoń i gołębica".
Od początku ich małżeństwo nie należało do szczęśliwych. Frida po ślubie została sprowadzona do roli gospodyni domowej. "Czuję się samotna. Wypełniam swój czas, gotując, sprzątając i dotrzymując towarzystwa Diegowi. Nie mam czasu na malowanie", żaliła się. Poza tym Diego nie bez powodu nosił przydomek "pożeracza kobiet" — zawsze otaczał go tłum atrakcyjnych asystentek, z którymi romansował. "Lgnęły do niego jak pszczoły do miodu", mówiła Frida.
Początkowo przymykała oko na wyskoki męża, ale potem zaczęło jej to przeszkadzać. "Żyć z tobą, to jak żyć na huśtawce! Jak możecie mnie tak ranić?", krzyczała, kiedy odkryła, że Diego sypia z jej siostrą. Była zrozpaczona, chciała się zemścić, więc sama wdała się w kilka romansów — m.in. z Lwem Trockim, który wraz z żoną przez kilka miesięcy mieszkał w domu Riverów.
Kłopoty małżeńskie pogłębiały problemy z brakiem dziecka. Frida trzykrotnie poroniła. Ostatni raz przypłaciła załamaniem psychicznym — zamknęła się w domu i przez kilka miesięcy z nikim nie kontaktowała. "Czuję się tak, jakby mój świat rozpadł się na pół", pisała w pamiętniku. Ukojenie znalazła w pracy. Pod koniec lat 30. powstało najwięcej jej obrazów — na jednym z nich uwieczniła siebie leżącą na zalanym krwią szpitalnym łóżku. Stała się rozpoznawalna nie tylko w Ameryce, ale też w Europie, gdzie organizowano jej indywidualne wystawy. Wierzyła, że dzięki zarobionym pieniądzom zyska niezależność. Od dłuższego czasu myślała o rozwodzie, ale zdecydowała się na to dopiero w 1939 roku. Rozstanie, które miało przynieść ukojenie, okazało się dla Fridy źródłem cierpienia. Ucieczki od problemów szukała w alkoholu — podobno potrafiła wypić dwie butelki tequili dziennie.
Na Międzynarodowej wystawie surrealizmu pokazała swój najsłynniejszy autoportret "Dwie Fridy", przedstawiający jej dwa wcielenia — szczęśliwej Meksykanki zakochanej w Diego z widocznym pulsującym sercem — i Europejki, ubranej w białą suknię, na której widoczne są plamy krwi. Diego, widząc cierpienie żony, zgodził się na ponowny ślub.
Tak bardzo chciałabym umrzeć
Pod koniec życia jej stan zdrowia znacznie się pogorszył. Powracające bóle nogi doprowadziły do amputacji. "Cóż, od dziecka byłam znana jako Frida drewniana noga, to teraz naprawdę mam drewnianą nogę", żartowała. Ale ten optymizm był tylko pozorny. W jej pamiętnikach z tego okresu znaleziono rysunek przedstawiający protezę, na którą założony jest piękny, czerwony but, a pod tym podpis: "Nigdy w życiu nie cierpiałam tak bardzo". Przed śmiercią poruszała się wyłącznie na wózku inwalidzkim i wymagała stałej opieki.
Czuję się więźniem swojego ciała. Nienawidzę każdego jego fragmentu. Tak bardzo chciałabym już umrzeć", mówiła. Chorowała na zapalenie płuc, miała przewlekłą gorączkę. Kiedy czuła się lepiej, malowała albo pisała. "Mam nadzieję, że wyjście będzie radosne i nigdy więcej już tu nie wrócę", zanotowała w pamiętniku.
Zmarła w nocy z 12 na 13 lipca 1954 roku. Dzień wcześniej podarowała mężowi pierścień z okazji rocznicy ślubu. "Straciłem ukochaną Fridę na zawsze. Zbyt późno zdałem sobie sprawę, że najcudowniejszą częścią mego życia była moja miłość do niej", pisał Rivera w liście do przyjaciela. Zmarł trzy lata później. Na jego muralach do dziś zachowały się wizerunki Fridy — kobiety o tajemniczym spojrzeniu.