Musi pan wiedzieć, iż rzemiosło lekarskie jest podobne do ślimaka. I ma to swoje uzasadnienie. Nie wszystko, co nowe, jest właściwe. Najgorsze jednak jest to, że tak wielu z tych ludzi, którzy siedzą w ślimaku, ma wyobraźnię godną nosorożca... To jednak nie jest powód, aby rezygnować ze sprawy. Do diabła, to żaden powód!
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Ginekolodzy Jürgena Thorwalda to najgorętsza premiera stycznia i jedna z najbardziej wyczekiwanych książek tego roku. Egzemplarze ledwie się pojawiły, szybko zaczęły znikać z półek. Tydzień po premierze, wydawnictwo musiało przyszykować dodruk. Nie zdziwiło mnie to wtedy (choć twórczości autora nie znałam, to doskonale wiedziałam jak wysoko jest oceniana), tym bardziej nie dziwi teraz, kiedy lekturę wspomnianej książki mam już za sobą.
Mocniejsza niż najbardziej przerażający thriller!
Lubię literaturę kryminalną. Zaczytuję się w thrillerach. Często czytam o potwornych zbrodniach, psychopatach, torturach, przemocy. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć te tytuły, których lektura naprawdę mocno mną wstrząsnęła (co chyba nie najlepiej o mnie świadczy, ale co poradzić...). Jednak żaden z nich nie poruszył mnie tak jak ginekologiczny horror opisany przez Thorwalda.
Zmarły przed dziesięcioma laty niemiecki pisarz, dziennikarz i historyk pasjonował się historią medycyny sądowej i II wojną światową. Jego najbardziej znana książka, Stulecie chirurgów, wstrząsnęła tysiącami czytelników z różnych zakątków świata. Trudno było przypuszczać, by przybliżenie historii rozwoju ginekologii mogło szokować mniej. Przed lekturą proponuję zaparzyć kubek melisy, a na czytanie przeznaczyć kilka wieczorów. Ciurkiem, przy jednoczesnym zachowaniu zdrowia psychicznego, przeczytać się tego nie da.
Niezliczone kobiety przechodzące ciężki poród, które być może przeżyłyby wraz z dziećmi, umierały przez strach akuszerek przed karą i potępieniem, niecierpliwość, brudne strzykawki i skażoną wodę.
Jak dobrze! Jak świetnie!
Po lekturze tej książki naszły mnie dwie refleksje.
Refleksja pierwsza: jak dobrze, że żyję tu i teraz! Choć liczba nieuleczalnych chorób wciąż jest zatrważająco duża, choć mądre głowy pochylają się w laboratoriach nad mikroskopami i nadal mają więcej pytań niż odpowiedzi, choć tyle jest jeszcze do zbadania, odkrycia, zrozumienia, to jednak różnica między poziomem współczesnej medycyny, a tej sprzed wieku czy dwóch, jest kosmiczna!
Refleksja druga: jak ten Thorwald świetnie pisze! O ileż bylibyśmy wszyscy mądrzejsi, gdyby w ten sposób, w tym stylu pisane były szkolne podręczniki. O ileż łatwiej przyswajałoby się wiedzę podaną w tak przystępny sposób. Są daty, są nazwiska, a jednak nie przytłaczają. Są medyczne terminy, a nie trzeba być specjalistą z tej dziedziny, by pojąć ich sens. Tekst Jürgena Thorwalda czyta się jak powieść. Wciągającą, interesującą, mocną. Z postaciami wyjętymi z życia, nie z encyklopedii, z historiami złożonymi także z emocji, nie zaś z samych faktów.
Te refleksje naszły mnie w takiej właśnie kolejności. Zobaczycie, po lekturze Ginekologów odetchniecie z ulgą. Zwłaszcza jeśli jesteście kobietami. Zwłaszcza, jeśli dokucza wam jakakolwiek dolegliwość intymna lub lada moment znajdziecie się na sali porodowej.
W bólu będziesz rodziła dzieci
Pisząc Ginekologów autor sięgnął do czasów, w których to prekursorzy ginekologii do chorej wczołgiwali się tak, by nie wychylić się powyżej łóżka i nie dostrzec twarzy pacjentki, z opaskami na oczach przeprowadzali badania posługując się jedynie palcem będącym okiem ginekologa (co było obwarowane rozmaitymi zakazami i nakazami), a operacje wykonywali nurkując pod suknie i kołdry. Do czasów, w których kobiety niewiele miały do powiedzenia, uśmierzanie bóli porodowych nie wchodziło w grę, a o sterylizacji nikt nie miał pojęcia. Wszelkie odstępstwa od przyjętych zasad były nazywane niemoralnym, a medycy, którzy się ich dopuszczali, często wykluczani z lekarskiej społeczności, tracąc prawa do wykonywania zawodu. Czujny był też Kościół oraz jego zwolennicy. Skoro w Księdze Rodzaju napisano w bólu będziesz rodziła dzieci, to oczywistym było to, że przyszła matka nie mogła liczyć na znieczulenie, choćby jej wrzaski miały skruszyć kościelne mury. Takich ograniczeń było wiele i przerażającą jest myśl, jak wiele żyć można by uratować, gdyby nie zabobony, ciemnota, chowanie się za dziwnie pojmowaną moralnością, przedkładanie nad zdrowie i życie pacjentek właściwie... wszystkiego. Mur niechęci, wrogości, powoływania się na etykę czy Pismo Święte, wyrastał ilekroć znalazł się ktoś, kto próbował wprowadzić do medycyny coś nowego. Postęp. Tak jak kobiety rodziły w bólu, tak i w bólu medycy forsowali zmiany.
Walka o postęp
Wśród lekarzy nie brakowało tych, którzy szczycili się tym, że w wycinaniu macic na czas nie mają sobie równych, ale na szczęście dla współczesnych kobiet, pojawiali się też tacy, którym dobro płci pięknej leżało na sercu lub choćby ci, którzy kombinowali jak usprawnić coś, co można by robić zdecydowanie skuteczniej. Trup się w Ginekologach ściele gęsto. Nim nauczono się wykrywać nowotwór we wczesnym jego stadium, radzić z trudniejszymi porodami, przeprowadzać cesarskie cięcia, operacje przetok, stosować cytologię, środki antyseptyczne, antykoncepcyjne, znieczulenia, nim odkryto jak zapobiegać, jak leczyć, jak ratować - wiele kobiet w bólach umierało od zakażeń, nowotworów, podczas porodów, operacji, zabiegów, których przeprowadzanie dziś często jest dla lekarzy rutyną. Jürgen Thorwald przeprowadza czytelników przez świat kolejnych odkryć, zwycięstw i porażek, Pozwala im poznać tych, dzięki którym ginekolodzy przestali być rzeźnikami kobiet. Opisuje jak rozwijały się metody i narzędzia stosowane przez lekarzy, z jakim trudem forsowano nowości, z jakimi konsekwencjami musieli liczyć się ci, którzy wychodzili przez szereg.
Żywił przekonanie, że świat medyczny przyjmie z uznaniem jego pracę, tak jak kobiety, które leczył. Nie wiedział jeszcze, co go czeka.
Nie dla "damskich rzeźników"
Ginekolodzy to książka, którą można by przeczytać jednym tchem, gdyby nie to, że wymagałoby to stalowych nerwów. Sceny przybliżane przez Thorwalda niejednokrotnie wywołują przerażenie, niesmak, mdłości. Emocji tu nie brak. Towarzyszą one zwłaszcza operacjom, tym momentom, w których życie okazuje się jedynie chybotliwym płomieniem, który tak łatwo zgasić. Pojawiają się, gdy do głosu dochodzi świadomość jak ciemnota czy przywiązanie do nauk głoszonych przez Kościół ograniczały rozwój i jak przekładało się to na liczbę kobiet umierających na niewykryte choroby, niepowstrzymane zakażenia, nieumiejętnie przyjęte porody. Uderzają z całą mocą, gdy krzyki cierpiących kobiet nie chcą ucichnąć. Serio. Nie ma w tym przesady. Książka Jürgena Thorwalda mieści sobie więcej krwi, strachu i bólu niż niejeden thriller, a świadomość tego, że opowiada o czasach wcale nie takich odległych, że zbiera prawdziwe ludzkie dramaty - nie czyni tej lektury łatwiejszą.
Skupiam się na tych trudnych emocjach, jakby chcąc odreagować lekturę, która z jednej strony wciągnęła mnie ogromnie, z drugiej równie silnie wymęczyła ciężarem nagromadzonych w niej historii. A przecież Ginekolodzy to także opowieść o postępie, rozwoju, o ludziach, którzy ryzykując śmieszność, odrzucenie, utratę pracy, szacunku, a nawet życia, byśmy teraz my, kobiety, mogły świadomie decydować się na macierzyństwo, korzystać z tabletek antykoncepcyjnych i tamponów, mieć możliwości poddania się badaniom wykrywającym choroby nim ich stopień zaawansowania zagrozi życiu. Byśmy chodziły do lekarzy, nie do "damskich rzeźników".
Po lekturze Ginekologów pokochacie czasy, w których żyjecie.
Książkę polecam
ciekawym świata
zainteresowanym historią medycyny
ceniącym wartościowe książki napisane przystępnym językiem
spragnionym wiedzy
ciekawym rozwoju ginekologii
zaintrygowanym tym, dlaczego tak wielu czytelników szaleje na punkcie książek Thorwalda