Mieć wszystko to sprawnie napisana powieść obyczajowa, podejmująca ważny temat życiowych wyborów i priorytetów kobiet. Kariera czy rodzina? Jak sprawić, by dało się pogodzić obie rzeczy? A może są one nie do pogodzenia?
Ta książka jest swoistym fenomenem. Została wydana w 1991 roku – ćwierć wieku temu! – ale ani na trochę nie straciła na swojej aktualności. Co musi smucić, bo oznacza, że poruszane tutaj problemy nie zostały do dziś rozwiązane. Chodzi o sytuację kobiet na rynku pracy, które z racji macierzyństwa stoją na gorszej pozycji. Co więcej, obecny system zatrudniania nadal nie ułatwia pracującym mamom osiągania równowagi pomiędzy pracą a życiem rodzinnym. Nadal widać, że choć mężczyźni angażują się w życie rodzinne bardziej niż kiedyś – to nie wystarcza, by można było mówić o równych szansach.
Liz i Dawid to małżeństwo z dwójką dzieci w wieku przedszkolnym. Oboje mają prestiżowe zawody – są wysoko postawionymi dziennikarzami. Liz pracuje w telewizji, David jest dziennikarzem prasowym. Mają piękny dom w Londynie, poczucie sukcesu i perspektywy rozwoju na przyszłość. Widać jednak, że ta dobra passa bardzo dużo Liz kosztuje. Pracuje na pełnych obrotach i z trudem godzi wszystkie obowiązki. Gdy po jakimś czasie dostaje propozycję przejścia na wyższe stanowisko w swojej stacji telewizyjnej – łatwo można dostrzec, że Liz jest na granicy wypalenia, a rozwój jej kariery jeszcze bardziej odbywa się kosztem dzieci.
Bohaterka wybiera jednak inną drogę niż robienie dobrej miny do złej gry. Nie chce grać roli niezłomnej supermenki. Stawia sprawę otwarcie: za karierę płaci się wysoką cenę, dlatego ona chciałaby jednak w życiu czegoś innego. Tym bardziej, że w jej firmie jest jak w gnieździe żmij: intrygi, spiski i czyhanie na cudze potknięcia. Liz odczuwa ulgę, gdy niespodziewanie dla wszystkich (także dla samej siebie) wycofuje się z zawodu i postanawia wyprowadzić się z Londynu na prowincję.
Do tego dochodzą jeszcze komplikacje w małżeństwie. Chcąc uniknąć spoilerowania, nie będę o nich pisać w szczegółach. Dość powiedzieć, że Maeve Haran tak poprowadziła losy swoich bohaterów, że mogą one się złożyć na ostrzeżenie dla nas: nie podejmujcie pochopnych decyzji pod wpływem emocji. Nie popełniajcie zbyt szybko błędów, których niedługo będziecie żałować. Pomyślcie o przyszłości, a zwłaszcza – o przeszłości, która łączy was z najbliższą osobą. Czy warto to wszystko zaprzepaścić pod wpływem chwilowych impulsów? Gdy weźmiemy to pod uwagę, stanie się jasne, że „Mieć wszystko” to nie jest w żadnym wypadku „kobieca” literatura (o ile oczywiście istnieje taka kategoria). To niezła życiowa lekcja – i to dla wszystkich bez wyjątku.
Autorka portretuje tutaj nie tylko Liz, ale także kilka jej przyjaciółek. Każda z nich ma inne ambicje, odmienne podejście do pracy i rodziny, życiowe priorytety. Warto się przekonać, która z tych postaci jest nam najbliższa. Przyjaźnie między nimi zostają w powieści wystawione na próbę, ale tak przecież jest w życiu, które stale wymaga od nas tego, aby stawiać czoło trudnym sytuacjom. Zwraca uwagę to, że Maeve Haran ostro „punktuje” wady swoich bohaterek, ale jednocześnie sprawia, że rozumiemy ich postępowanie, nawet to, że wyrządzają komuś krzywdę. To oczywiście nie jest jednoznaczne z akceptacją tego, co robią.
Zagadnienie wyboru pomiędzy rodziną a karierą zostało zarysowane w powieści bardzo prawdziwie i z wielką znajomością rzeczy. Oczywiście nie wszystkie pracujemy tak jak Liz w telewizji czy innej prestiżowej korporacji, ale nasze problemy i dylematy są jakże podobne. Tym bardziej szkoda, że pod koniec „Mieć wszystko” zbacza z głównego tematu – i przekierowuje się już do samego końca w stronę drobiazgowych (i nudnawych) biznesowych rozgrywek pomiędzy małą firmą a wielkimi rekinami rynku. Z tła znikają dzieci Liz – podczas gdy wcześniejsze sceny z nimi, bardzo emocjonalne, dodają wzruszeń oraz sprawiają, że jeszcze bardziej przeżywamy losy bohaterki. Końcowa scena – w porównaniu z całością powieści, życiową i naprawdę sensowną, nie przekonuje swoją wyidealizowaną „cukierkowością”.
Wyborów dokonuje także David. Warto zauważyć, że właściwie w całej powieści, gdy chodzi o dokonywanie przez Liz wyborów pomiędzy rodziną a pracą – ani razu nie ma mowy o tym, że to mąż i ojciec powinien się bardziej zaangażować, by odciążyć na równi z nim pracującą żonę. On – wychodzi do pracy, bez skrupułów i oglądania się za siebie, podczas gdy ona najpierw musi załatwić tysiące spraw z opiekunką do dzieci, porozmawiać z wychowawczyniami w przedszkolu, ułożyć swój dzień i przemyśleć każdy ruch. Na ile się to w naszych czasach zmieniło?
Mieć wszystko budzi niejedną gorzką refleksję. Jak się wydaje, po dwudziestu pięciu latach od wydania tej powieści niewiele się w tym względzie zmieniło. Pracy albo nie ma wcale, a jeśli już jest – pochłania wszystkie nasze siły, wywiera na nas presję, stresuje i niszczy. Za czym tak gonimy? Do czego nam jest potrzebne to, że życie zawodowe wypełnia nam szesnaście godzin dziennie? Dlaczego praca musi rujnować naszą równowagę na tyle, że nie pozostaje nam oprócz niej już nic innego? Naprawdę nie da się inaczej? Jeśli nie potrafimy odnaleźć się w takim systemie, wcale nie oznacza, że to z nami jest coś nie w porządku.