Jak napisać biografię aktora, który z zasady nie zdradza tajników swojej pracy, a życia prywatnego broni przed dziennikarzami jak lew? Beata Guczalska w rozmowie z Magdaleną Śniecińską tłumaczy, jak jej się ta trudna sztuka udała.
Podobno już kilku autorów przed Panią zabierało się za pisanie książki o Jerzym Treli, ale ostatecznie to Pani monografia ukazuje się jako pierwsza. Na czym według Pani polega trudność pisania o Jerzym Treli?
To taka sama trudność jak w ogóle pisania o aktorach: sztuka aktorska jest trudno uchwytna, nie da się jej oddzielić zarówno od prywatnej osoby wykonawcy, jak i napisanej przez dramaturga czy scenarzystę postaci. Kiedy mówi się i pisze o aktorze, nie do końca wiadomo, czy mówimy o nim jako o człowieku, czy jako o artyście rozwiązującym postawione przed nim zadania twórcze.
Jednak w przypadku każdego artysty dokładają się trudności jednostkowe, związane z osobowością tej konkretnej osoby. Jeśli chodzi o Jerzego Trelę, do sforsowania były dwie rzeczy. Jerzy Trela nie zdradza tajników swojego sposobu pracy, nigdy nie mówi, w jaki sposób przygotowywał się do roli, jak dobierał się do zadania twórczego stawianego przez autora sztuki albo reżysera. Opowiada dużo o sprawach związanych z teatrem, ale na zasadzie anegdot czy informacji wokół przedstawienia, jego odbioru, reakcji widzów, itp. Natomiast nigdy nie wypowiada się o samym procesie pracy.
Po drugie Jerzy Trela ma bardzo restrykcyjne założenia dotyczące sfery prywatnej – niełatwo w tym względzie coś z niego wydobyć i fakt, że jest w książce w ogóle rozdział (krótki wprawdzie) poświęcony rodzinie, uważam za sukces – ale był on efektem długich negocjacji.
Półki księgarskie zapełnione są biografiami aktorów i innych sławnych osób. Tymczasem Pani pisze, że „sztuka aktorska nie jest łatwa do opisania”. Jak więc Pani pracowała nad tą książką?
Biografia i opisanie czyjejś sztuki to dwie różne sprawy. Dziewięćdziesiąt procent książek o artystach dotyczy właśnie ich biografii: gdzie się urodzili i wychowali, kto ich ukształtował, jakie mieli relacje z reżyserami, partnerami scenicznymi i życiowymi, i tak dalej. Sama sztuka aktorska bardzo rzadko jest przedmiotem analizy. Ona jest bardzo trudno dostrzegalna, mówi się, że aktor świetnie coś zagrał, ale jak to zrobił? Dlaczego właśnie on jest tak przekonującym bohaterem? Większość ludzi sądzi, że aktor wypadł dobrze, bo pasuje do roli i dlatego jest wiarygodny. Tymczasem wielcy aktorzy grają przecież bardzo rozmaite role, i właśnie zaskakują tym, że potrafią być przekonujący w roli, która niby do nich „nie pasuje”.
Aktorzy, jak zauważyłam, dosyć pilnie strzegą swoich sekretów. Między sobą dobrze wiedzą, jak inny aktor coś zrobił: pauza, intonacja, spojrzenie, gest, czyli rzeczy, które w naszym odbiorze są „naturalne”, składają się na ich warsztat, którego – obserwując kolegów – są świadomi.
A praca nad książką? Trzeba oglądać, oglądać i jeszcze raz oglądać: filmy, przedstawienia, zapisy spektakli teatralnych, spektaklu Teatru Telewizji. Po obejrzeniu kilkudziesięciu rysuje się obraz nie tylko osoby, ale również jej aktorstwa, to znaczy indywidualnego, charakterystycznego tylko dla niej sposobu kreacji postaci. Druga sprawa to lektura wywiadów i opracowań, recenzji prasowych (jest ich milion!) świadczących o odbiorze. Trzeci obszar działań to rozmowy: z samym Jerzym Trelą i z bliskimi mu ludźmi (zawodowo, nie prywatnie – nie rozmawiałam z nikim z rodziny, takie było założenie: że książka nie dotyczy spraw prywatnych.)
Ostatni etap pracy polega na przemyśleniu kompozycji (to kluczowy moment), a następnie przetworzeniu własnej wiedzy na zdania, które mają podmiot, orzeczenie, odpowiednie epitety, wynikają jedno z drugiego…
„Jurek to zwyczajność przy nadzwyczajności” – mówił o swoim przyjacielu Jerzy Bińczycki; Anna Dymna podsumowuje: „Woda jest woda, ogień jest ogień, Jurek jest Jurek. Po prostu”; „Pensjonarskie zakochanie zmieniło się w skończony szacunek i kult tego Mojego Rektora” – wspomina Dorota Segda. Jak do pomysłu pisania książki odnieśli się jego najbliżsi znajomi i przyjaciele?
Bardzo entuzjastycznie – właściwie byłam nieco wzruszona tym, że wiele osób chciało coś opowiedzieć, miało taki pozytywny impuls, żeby ich głos dołożył się do portretu Treli. Dowodzi to nieprzeciętnych więzów emocjonalnych, łączących Jerzego Trelę z ludźmi, z którymi pracował. Widać, że w środowisku teatralnym funkcjonuje on jako ktoś absolutnie wyjątkowy, nieprzeciętny, darzony szacunkiem i miłością.
Jerzy Trela jest aktorem wszechstronnym – podsumowując jego grę odwołuje się Pani do słów z szekspirowskiego Hamleta: „Żaden Seneka nie jest dla nich za ciężki, ani Plaut za lekki”. Jak Pani myśli, co sprawia, że Jerzy Trela świetnie sprawdza się w tak różnych rolach?
Chyba decyduje o tym rzetelność, z jaką podchodzi do każdej granej postaci. Mam wrażenie, że bierze postać od środka, to znaczy wnika w specyficzne motywacje tej osoby, próbuje ją rozgryźć, zrozumieć, i potem staje się niejako jej rzecznikiem. Występuje w jej imieniu. Ponadto trzeba wspomnieć, że Jerzy Trela ma niesłychane wyczucie formy – kończył Liceum Plastyczne, myślał o studiach w Akademii Sztuk Pięknych – a konsekwencją tego jest również świetne posługiwanie się różnymi konwencjami. Inaczej buduje postać groteskową lub komiczną, inaczej dramatyczną w rodzaju bohatera wielkich dzieł klasycznych (jak Dziady czy Wyzwolenie), a jeszcze inaczej – realistyczną, środkami wymaganymi, na przykład, w filmie.
Pisze Pani, że „rola jest wypadkową twórczych dążeń wielu osób, rodzi się ze zderzenia wizji autora, reżysera i samego wykonawcy”. Jerzy Trela pracował z największymi twórcami, m.in. Konradem Swinarskim, Jerzym Jarockim, Andrzejem Wajdą, Jerzym Grzegorzewskim, Krystianem Lupą, Kazimierzem Kutzem. Którego z nich ceni najbardziej? Z kim pracowało mu się najlepiej?
Nie da się odpowiedzieć na to pytanie – często w teatrze czy w filmie pracuje się bardzo dobrze z jakimś reżyserem, ale efekt artystyczny nie jest powalający. I odwrotnie – nieraz męka podczas prób owocuje znakomitym efektem. Inna sprawa, to czy aktor i reżyser prywatnie się lubią – na ogół wzajemna sympatia owocuje pozytywnym rezultatem artystycznym, ale też niczego nie gwarantuje.
Dobry aktor od każdego potrafi wziąć cenne nauki i wskazówki. Niewątpliwie w przypadku Jerzego Treli decydujące okazało się spotkanie i współpraca z Konradem Swinarskim – aktor przyznaje, że Swinarski ukształtował go jako artystę, ale też w dużej mierze jako człowieka.
Całkiem inny charakter miały przedsięwzięcia podejmowane z Jerzym Grzegorzewskim od tych, w których Trela pracował z Kutzem. Grzegorzewski i Kutz to zupełnie odmienne osobowości, inaczej skonstruowani ludzie, inne były ich cele. We współpracy z jednym i z drugim Trela odnosił wielkie sukcesy. Czy można powiedzieć, że któryś z nich był dla niego ważniejszy? Nie odważyłabym się na taki wniosek.
Podobno „prawda” to słowo najlepiej charakteryzujące sposób gry Jerzego Treli. W jaki sposób przygotowuje się on do ról?
Jak już wspominałam – tego nie zdradza. Więcej mówią o tym relacje współpracowników. Coś w sobie gryzie na boku, coś rozważa, przymierza się… Ale jakoś dyskretnie, nie pokazuje tego. Anna Dymna, która grała z nim bardzo dużo, zauważyła, że nieraz stan psychofizyczny postaci przenosi się wprost na organizm Treli. Jak postać jest w stanie choroby, to Trela też naprawdę choruje. Może stymuluje do tego podświadomie swój organizm?
Na pewno podchodzi do postaci bardziej od wewnątrz: próbuje wniknąć w jej dążenia i wyobrażenia, zrozumieć, dlaczego działa tak, a nie inaczej. Trela raczej nie buduje postaci poprzez drobiazgowe obserwacje zewnętrzne, nie gromadzi w roli jakichś rodzajowych szczegółów. Raczej ogarnia postać mocnym chwytem.
A Pani? Którą rolę Jerzego Treli ceni Pani szczególnie?
Znam z oglądania ponad setkę ról Jerzego Treli. Nie umiem z tego wybrać jednej. Na pewno wspaniały był Konrad z „Wyzwolenia”. Bardzo cenię dwie role z przedstawień Jerzego Jarockiego: Ojca w Ślubie i Mefista w Fauście. Z repertuaru Jerzego Grzegorzewskiego absolutnie genialny był Trela jako Samuel w „Sędziach”, mnie osobiście wzruszał też jako Prospero w Morzu i zwierciadle. Ale uwielbiam też role komediowe Treli: w Rodzinie Słonimskiego w reżyserii Kutza i w Zemście Fredry w reżyserii Olgi Lipińskiej (to teatry telewizji). No i szalonego menela w Aniele w Krakowie.
Jako rektor szkoły teatralnej w Krakowie Jerzy Trela często spotykał się z olbrzymią sympatią ze strony swoich studentów. Jak on sam traktuje pracę dydaktyczną z młodymi adeptami sztuki aktorskiej?
Mam wrażenie, że praca pedagogiczna – na ogół niedoceniana – jest jedną z ważniejszych spraw w zawodowym życiu Jerzego Treli. Bardzo wiele czasu i energii poświęcił uczelni – jako instytucji, ale także osobiście studentom. Indywidualnym ludziom, którym chciał jak najwięcej przekazać, i których wspierał również po ukończeniu studiów. Oprócz wspaniałych scen przygotowywanych na egzaminy Jerzy Trela wyreżyserował także wiele przedstawień dyplomowych – zawsze było w nich widać talenty i predyspozycje młodych aktorów.
Przy całej wielkości ról, kreacji aktorskich, które tworzy, jest człowiekiem zachowującym życie prywatne dla siebie. Jednak udaje się Pani przemycić w książce informacje o dzieciństwie, latach młodości, fakty z życia rodzinnego. Czy łatwo rozmawiało się z Pani bohaterem o takich sprawach?
Rozmawiało się łatwo i przyjemnie – Jerzy Trela, wbrew pozorom, nie jest człowiekiem zamkniętym, cudownie opowiada, uwielbia różne zabawne anegdoty. Ale tych swoich opowieści nie pozwala umieścić w książce – przeznacza je dla przyjaciół albo osób zaufanych, dla swojego kręgu prywatnego. Absolutnie nie chce, by tworzyły jego wizerunek publiczny. Powtarza, że jego życie prywatne i rodzina nie są na sprzedaż. Ma duży dystans do współczesnych praktyk wykorzystywania informacji osobistych dla rozgłosu medialnego.
Więc szczerze mówiąc mam wiele materiału, którego nie mogę wykorzystać. Nie ubolewam nad tym, przeciwnie – czuję się zaszczycona, że Jerzy Trela przekazał mi wiele barwnych opowieści nie po to, aby robić z nich użytek.
W dzisiejszych czasach, w których popularność aktora oznacza bycie bohaterem portali plotkarskich i prasy brukowej, Jerzy Trela raczej się nie odnajduje. A jednak publiczność go uwielbia. Na czym polega więc tajemnica jego popularności?
Może właśnie na tym, że się nie lansuje? Publiczność, wbrew pozorom, umie docenić także szlachetną powściągliwość. Ale myślę, że tajemnica polega na czym innym: postaci, jakie tworzy, są do bólu wiarygodne, a Trela umie nas, widzów, przekonać do ich punktu widzenia. Jego bohaterom wierzymy, ale