Królowa świata mody
Eileen Ford to kobieta-instytucja, która ma na swoim koncie wypromowanie ponad setki kultowych modelek XX wieku. Przez ponad pięć dekad systematycznie, raz na 3-4 miesiące, odkrywała nową twarz i udowadniała, że założona przez nią agencja Ford Models jest jednym z najważniejszych graczy w branży. Eileen przekonała do siebie takie sławy jak Carmen Dell'Orefice, Rene Russo czy Kim Bassinger, które wiedziały, że w agencji prowadzonej przez państwa Ford panuje niezwykła, rodzinna atmosfera. Co nie znaczy, że Eileen głaskała swoje podopieczne po głowie i ulegała ich kaprysom. Robert Lacey w książce Agencja modelek Eileen Ford przedstawia obraz prawdziwej rewolucjonistki, która już w latach 40. zaczęła ustalać nowe reguły panujące w zawodzie modelki. Nie godziła się na ustępstwa, potrafiła się postawić Coco Channel i Dianie Vreeland, byleby tylko osiągnąć zamierzony cel. Tym samym odmieniła oblicze tej branży i przez ponad 50 lat stanowiła istotny element świata mody. A wszystko to w towarzystwie męża, który pod niemal wszystkimi względami był jej totalnym przeciwieństwem.
Krótka kariera modelki
Eileen Cecile Ottensoser, urodzona w 1922 roku w Nowym Jorku, w świat modelingu wkroczyła już na studiach, pozując do zdjęć i trafiając na okładkę magazynu Liberty. Mimo to praca modelki była dla niej jedynie epizodem. Po skończeniu college'u 21-letnia Eileen miała już za sobą jedno nieudane małżeństwo (po 12 dniach znajomości wyszła za nauczyciela z Teksasu; ślub został wkrótce po tym unieważniony) i liczne romanse. Nic nie wróżyło, że dziewczyna się wkrótce ustatkuje, tymczasem na jej drodze stanął poborowy Jerry Ford. Para pobrała się w listopadzie 1944 roku, wpisując w akcie małżeństwa zawód: żołnierz marynarki i stylistka. W rubryce „pracodawca” Eileen wpisała „fotograf reklamowy”, mając na myśli Elliota Clarke'a, który dojrzał ją kilka miesięcy wcześniej na plaży. Fotograf poprosił ją o pozowanie w sesji z kostiumami kąpielowymi, i mimo że Eileen wykonała świetną robotę (między innymi nosząc odważny, jak na rok 1944, strój dwuczęściowy), to była to ostatnia sesja w jej karierze. Przyszła pani Ford dogadała się jednak z Clarkiem, który w owym czasie szukał asystentki.
Wygadana oszustka
„Elliot potrzebował kogoś w rodzaju sekretarki albo osobistej asystentki. Kogoś, kto by przyszedł co rano otworzyć biuro. Spytał, czy potrafię prowadzić księgowość, pisać na maszynie i stenografować. Powiedziałam, że umiem każdą z tych rzeczy. Oczywiście kłamałam” - wspominała po latach Eileen Ford. Młoda absolwentka college'u, która ledwie stukała na maszynie do pisania i nie miała bladego pojęcia o księgowości, przekonała do siebie Clarke'a. Fotograf, nieświadomy jej rzeczywistych umiejętności, „dostrzegł w energicznej młodej asystentce potencjał”, dzięki czemu stała się ona wkrótce częścią jego zespołu, skompletowanego do zrealizowania ważnego zlecenia. Tym sposobem Eileen Otte, na kilka tygodni przed ślubem z Jerrym Fordem, znalazła się w grupie osób przygotowujących pierwszy w historii magazyn dla nastolatków - Seventeen.
Kolejna praca, kolejne zwolnienie
Pierwszy numer magazynu był wielkim sukcesem, a zarazem końcem współpracy młodej asystentki i fotografa. „Gdy w listopadzie 1944 roku Eileen wyruszyła przez Chicago do San Francisco, zapomniała poinformować Elliota Clarke'a o odważnych planach matrymonialnych... oraz o tym, że wciąż ma w kieszeni klucz do studia”. Ostatecznie fotograf wybaczył jej ekstrawaganckie, a zarazem nieodpowiedzialne zachowanie i wiosną 1945 roku wystawił młodej pani Ford referencje, dzięki którym zyskała angaż w Becker Studios - największym amerykańskim studiu specjalizującym się w fotografii reklamowej. „Do jej obowiązków należało koordynowanie, numerowanie, pakowanie i wysyłanie ubrań które miały być fotografowane w studiu w Tuscon, i wynajmowanie modelek na sesje w Arizonie. Wtedy po raz pierwszy prowadziła poważne negocjacje z wówczas największymi agencjami modelek - Powers, Conover i Thornton”. Eileen wykazywała naturalny talent do tej pracy, jednak przez błahy konflikt z sekretarką nie zagrzała miejsca u Beckera. Pani Ford mimo młodego wieku (miała wówczas 23 lata) nie dawała sobie w kaszę dmuchać i pod wpływem emocji wyszła z biura, zatrzaskując za sobą drzwi na dobre.
Rozwiane marzenia
Kolejny przystankiem na drodze do sukcesu była praca w dziale reklamy domu towarowego Arnold Constable, znajdującego się przy Piątej Alei. Ford znowu mogła się rozwijać jako stylistka i współautorka gazety reklamowej. Coraz głębiej wnikała również w świat modelingu. „To ja zatrudniałam wszystkie modelki (...), więc ciągle wisiałam na telefonie. Musiałam zrozumieć, jak pracują różne agencje, a przy okazji zaprzyjaźniłam się z wieloma modelkami” - wspominała Eileen Ford. Z działu reklamy Arnold Constable Eileen trafiła do redakcji Tobe, która od 1927 roku wydawała „bilblię branży mody”. Początkowo zdawało jej się, że to praca marzeń, polegająca na chodzeniu po butikach i wyławianiu nowych trendów. W rzeczywistości ambitna stylistka musiała pisać o tym, "ile przyszyto guzików, jakie dominują kolory, jak gruby jest materiał”, co jej zupełnie nie pasowało. W czerwcu 1946 roku, uradowana z powrotu męża odbywającego służbę na Pacyfiku, rzuciła pracę w Tobe i wkrótce postawiła pierwszy krok w kierunku stworzenia własnej agencji modelek.
Nowoczesna agencja modelek
Natalie Nickersona, której „nogi kończyły się półtora metra nad ziemią”, w 1945 roku „wysunęła się przed peleton powojennych modelek”. Zarabiając 40 dolarów na godzinę, była najlepiej opłacaną modelką w Stanach Zjednoczonych, jednak komfort pracy pozostawiał wiele do życzenia. Nickerson musiała wiedzieć, gdzie się zjawić i o której godzinie, co przynieść do studia, gdyż ówczesne agencje modelek nie zaprzątały sobie tym głowy. Modelki musiały same zadbać o szkolenia, opiekę zdrowotną, fryzjera i charakteryzatorkę. Nickerson wraz z Eileen Ford, którą poznała za czasów Arnold Constable, doszły do wniosku, że trzeba to zmienić. „Eileen została agentką i bookerką Natalie”. Zajęła się również Ingą Lindgren i dostawała od każdej z nich po 35 dolarów miesięcznie. Za sprawą poczty pantoflowej w marcu 1947 roku, czyli pół roku po rozpoczęciu współpracy, Eileen miała już pod sobą dziewięć świetnych modelek. Zarobki Ford wzrosły do prawie sześciuset dolarów miesięcznie, jednak agentka nie brała wszystkiego do kieszeni. „Dochody firmy dzieliła równo między siebie i Natalie, bo szybko stało się jasne, że zostały wspólniczkami prowadzącymi firmę, która nie była niczym innym niż nowoczesną agencją modelek”.
Jerry wkracza do gry
Rozwojowi agencji żony cały czas przyglądał się Jerry Ford, który z początku zupełnie nie garnął się do tej branży. Jego nastawienie zmienił jednak Huntington Hartford, jeden z najbogatszych ludzi w USA, który w 1947 zainwestował we własną agencję modelek. Mając solidne zaplecze finansowe Hartford płacił swoim modelkom niezależnie od tego, czy otrzymał już przelew od klienta. Konkurencja nie mogła sobie na to pozwolić, przez co traciła najlepsze modelki na korzyść Hartforda. Jerry wiedział, że jego żona musi zaproponować swoim dziewczynom równie atrakcyjne warunki pracy. Państwo Ford zwrócili się po pomoc do majętnych przyjaciół, którzy pożyczyli im 35 tysięcy dolarów (co odpowiada dzisiejszym 400 tysiącom). „Jerry zajął się obsługą transakcji (...) i młody oficer marynarki w stanie spoczynku nagle stał się poważnym graczem na rynku modelingu”. Dzięki pożyczce modelki Eileen były pewne, że zawsze otrzymają 80 procent wynagrodzenia - na pozostałe 20 musiały czekać do przelewu od klienta. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nikt poza Hartfordem i Fordami nie oferował czegoś podobnego.
Rodzinny biznes
Jerry - spokojny, niesamowicie uprzejmy, a zarazem stanowczy był pod wieloma względami całkowitym przeciwieństwem Eileen - pewnej siebie, wygadanej agentki, która kładła kawę na ławę i nie zwykła gryźć się w język. Razem stanowili jednak duet, który doskonale się uzupełniał. „Eileen zawsze matkowała swoim modelkom, (...) grała rolę zaangażowanego działacza związkowego. Jerry także walczył o to, żeby dostawały lepsze wynagrodzenie i żeby miały lepsze warunki, ale na swój własny, uprzejmy sposób”. Jerry jako pierwszy zadbał, by modelki otrzymywały zapłatę za anulowane sesje, przymiarki i dodatki za pracę w trudnych warunkach atmosferycznych. Wypłacał premię za nadgodziny, a zarazem nie pozwalał sobie wchodzić na głowę. Grzecznie, ale stanowczo dawał do zrozumienia, że za każde spóźnienia modelki będą traciły część obiecanej stawki.
Topmodelki - tylko one się liczą
W latach 40. i 50. w amerykańskim modelingu wyróżniano trzy typu modelek: młodzieżowe (juniors, 165 cm wzrostu, 48 kg), panienki (misses; nieco wyższe i ważące maksymalnie 50 kg) i topmodelki reklamujące towary luksusowe. Takie dziewczyny mierzyły co najmniej 172 cm, a ich waga nieco przekraczała 50 kg. W przeciwieństwie do konkurencji, która angażując różne typy modelek mogła liczyć na więcej zleceń, Eileen Ford wolała się wyspecjalizować w kategorii „supersmukłych topmodelek”. Nie chciała, by agencja Forda była kojarzona z „reklamą produkciarską” i chwaliła się, że kiedyś „odrzuciła propozycję Grace Kelly, gdy ta była już całkiem znaną nowojorską modelką, choć jeszcze nie rozpoczęła kariery w Hollywood”. Eileen nie chciała jej u siebie, gdyż Kelly miała w swoim portfolio reklamy papierosów i środków owadobójczych. „Trzydzieści lat później Huntington Hartford uznał strategię specjalizacji za klucz do sukcesu Eileen”.
Zbuntowana anorektyczka
W latach 60. symbolem Agencji Ford stała się Penelope Tree. Anorektyczka wiodąca studenckie życie i zafascynowana wiarą w UFO. Tree była córką Marietty Peabody, jednej z pierwszych delegatek ONZ i Ronalda Tree, brytyjskiego polityka i milionera. Eileen wspominała po latach, że ojciec Penelopy miał za złe państwu Ford wciągnięcie jego 17-letniej córki w „podejrzany świat modelingu”. Kiedy jednak Jerry Ford uścisnął mu dłoń na powitanie i oczarował go swoją uprzejmością, panowie „spokojnie się dogadali”. Penelope nie była zachwycona takim obrotem spraw, gdyż wkrótce zrozumiała, że praca dla agencji nie będzie oznaczać swobody, do jakiej przywykła. „Eileen nie spuszczała ze mnie oka. Teraz wiem, że chciała dobrze, ale ciągle próbowała mną sterować. (...) Nie po to odsunęłam się od matki, żeby mi matkowała Eileen Ford” - podsumowała po latach.
Druga matka
O słynnym „matkowaniu” Eileen wspominała także Rene Russo, która pojawiła się w domu Fordów latem 1972 roku. „Punktualnie o 19:30 wzywano dziewczęta do jadalni na kolację. Przy każdym komplecie zastawy stała solniczka i pieprzniczka i leżały srebrne sztućce”. Podopieczne Eileen po raz pierwszy w życiu widziały widelczyk do wyciągania mięsa ze szczypców homara czy lnianą chusteczkę, którą miały rozłożyć na kolanach. „Nowością było dla nich także to, że kolację je się przy stole, przy którym zamiast oglądać telewizję trzeba zabawiać pozostałych biesiadników konwersacją”. Rene Russo wspominała, że Eileen stale im powtarzała: „Dziewczęta, musicie się uczyć”. Jerry Hall, aby odpocząć od kariery w Paryżu, przeprowadziła się do domu Fordów, „bo tam można było zrzucić buty i wystarczyło pozwolić [Eileen], żeby nam matkowała”. Miało to jednak swoją cenę: kiedy po Jerry przyszedł Mick Jagger (jej przyszły mąż), Eileen złapała za słuchawkę telefonu i wraz z matką topmodelki ustaliła, że dziewczyna ma wrócić do domu przed północą. Na tym właśnie opierał się fenomen Eileen Ford, która już w latach 40. wiedziała, że nie można traktować modelki jak wieszaka na ubrania.