Chłopcy ubierają się jak dziewczyny, by wyglądać groźniej. Dziewczyny męskimi ciuchami podkreślają łagodność albo maskują agresywne zamiary. Witajcie w świecie z powieści brytyjskiej pisarki Naomi Alderman, w którym rządzi "siła" - rzeczywistości tyleż szokującej, co dobrze znanej.
Czy Siła Naomi Alderman naprawdę jest jedną z najważniejszych książek poprzedniego roku, jak określili ją recenzenci "New York Timesa" i "Washington Post"? Na to pytanie każdy znajdzie własną odpowiedź, pewne jest natomiast jedno: powieść Naomi Alderman znakomicie wpisała się w ferment w świecie kultury i show-biznesu. W rozchodzący się falą ruch #MeToo. W walkę kobiet o rzeczywiste równouprawnienie. Wpisała się, ale nie bezrefleksyjnie, a bardzo przewrotnie.
Eksperyment na skalę światową
Większość z nas chyba słyszała o eksperymencie więziennym kierowanym przez Philipa Zimbardo. O tym, jak łatwo wchodzimy w przypisane nam społeczne role. Stajemy się ofiarami lub katami. To teraz wyobraźmy sobie, że – może nie z dnia na dzień – ale w ciągu 10 lat nasza rzeczywistość, uporządkowana przez miliony lat ewolucji i tysiące lat kultury, wywraca się do góry nogami: kobiety stają się silniejsze fizycznie od mężczyzn. Z nierozpoznanych do końca przyczyn w ich ciałach pojawia się "zwój" – nowy elektryczny organ. I przedstawicielki "słabej płci", rażąc prądem, mogą skutecznie bronić się przed przemocą, okaleczyć swojego oprawcę, a nawet go zabić. Właśnie takie ćwiczenie z wyobraźni proponuje nam w swojej "Sile" Naomi Alderman.
Skutek? Dopóki "problem" dotyczy jedynie nastolatek, określa się go jako chorobę, dziewczęta zaś kieruje na różnorodne terapie. Kiedy wychodzi na jaw, że nieznaną moc przekazują dorosłym kobietom, te ostatnie poddawane są testom i usuwane z rządowych stanowisk. Gdy staje się jasne, że zwoju nie da się usunąć bez ryzyka śmierci pacjentki, a liczba kobiet, które umieją z niego korzystać, lawinowo rośnie, zaczyna się batalia o sprawiedliwość. Przez państwa przetaczają się fale kobiecych protestów, których nikt nie śmie zignorować. Wkrótce walka przenosi się z ulic do pałaców. W Arabii Saudyjskiej i Mołdawii dochodzi do przewrotu. Rodzi się kult Boskiej Matki. W Stanach zakładane są militarne obozy szkoleniowe, w których dziewczyny doskonalą umiejętność posługiwania się "siłą". Powstaje państwo kobiet. Wojna płci przybiera zupełnie nowy obrót:
Nic z tego, co mówią ci dwaj faceci, nie jest istotne, bo mogłaby ich zabić trzema ruchami, zanim podnieśliby się z wygodnych krzeseł.
Nieważne, że nie powinna, że nigdy tego nie zrobi. Ważne, że mogłaby, gdyby tylko zechciała. Umiejętność robienia krzywdy to rodzaj bogactwa.
Odpowiedzią części mężczyzn są zamachy terrorystyczne wymierzone w kobiety, badania nad bronią nowego rodzaju, przeszczepy zwojów. Zagrożenie wojną nuklearną znowu staje się realne.
Eksperyment na skalę światową
Większość z nas chyba słyszała o eksperymencie więziennym kierowanym przez Philipa Zimbardo. O tym, jak łatwo wchodzimy w przypisane nam społeczne role. Stajemy się ofiarami lub katami. To teraz wyobraźmy sobie, że – może nie z dnia na dzień – ale w ciągu 10 lat nasza rzeczywistość, uporządkowana przez miliony lat ewolucji i tysiące lat kultury, wywraca się do góry nogami: kobiety stają się silniejsze fizycznie od mężczyzn. Z nierozpoznanych do końca przyczyn w ich ciałach pojawia się "zwój" – nowy elektryczny organ. I przedstawicielki "słabej płci", rażąc prądem, mogą skutecznie bronić się przed przemocą, okaleczyć swojego oprawcę, a nawet go zabić. Właśnie takie ćwiczenie z wyobraźni proponuje nam w swojej "Sile" Naomi Alderman.
Skutek? Dopóki "problem" dotyczy jedynie nastolatek, określa się go jako chorobę, dziewczęta zaś kieruje na różnorodne terapie. Kiedy wychodzi na jaw, że nieznaną moc przekazują dorosłym kobietom, te ostatnie poddawane są testom i usuwane z rządowych stanowisk. Gdy staje się jasne, że zwoju nie da się usunąć bez ryzyka śmierci pacjentki, a liczba kobiet, które umieją z niego korzystać, lawinowo rośnie, zaczyna się batalia o sprawiedliwość. Przez państwa przetaczają się fale kobiecych protestów, których nikt nie śmie zignorować. Wkrótce walka przenosi się z ulic do pałaców. W Arabii Saudyjskiej i Mołdawii dochodzi do przewrotu. Rodzi się kult Boskiej Matki. W Stanach zakładane są militarne obozy szkoleniowe, w których dziewczyny doskonalą umiejętność posługiwania się "siłą". Powstaje państwo kobiet. Wojna płci przybiera zupełnie nowy obrót:
Nic z tego, co mówią ci dwaj faceci, nie jest istotne, bo mogłaby ich zabić trzema ruchami, zanim podnieśliby się z wygodnych krzeseł.
Nieważne, że nie powinna, że nigdy tego nie zrobi. Ważne, że mogłaby, gdyby tylko zechciała. Umiejętność robienia krzywdy to rodzaj bogactwa.
Odpowiedzią części mężczyzn są zamachy terrorystyczne wymierzone w kobiety, badania nad bronią nowego rodzaju, przeszczepy zwojów. Zagrożenie wojną nuklearną znowu staje się realne.
Chłopcy ubierają się jak dziewczyny, by wyglądać groźniej. Dziewczyny męskimi ciuchami podkreślają łagodność albo maskują agresywne zamiary. Witajcie w świecie z powieści brytyjskiej pisarki Naomi Alderman, w którym rządzi "siła" - rzeczywistości tyleż szokującej, co dobrze znanej.
Czy "Siła" Naomi Alderman naprawdę jest jedną z najważniejszych książek poprzedniego roku, jak określili ją recenzenci "New York Timesa" i "Washington Post"? Na to pytanie każdy znajdzie własną odpowiedź, pewne jest natomiast jedno: powieść Naomi Alderman znakomicie wpisała się w ferment w świecie kultury i show-biznesu. W rozchodzący się falą ruch #MeToo. W walkę kobiet o rzeczywiste równouprawnienie. Wpisała się, ale nie bezrefleksyjnie, a bardzo przewrotnie.
Eksperyment na skalę światową
Większość z nas chyba słyszała o eksperymencie więziennym kierowanym przez Philipa Zimbardo. O tym, jak łatwo wchodzimy w przypisane nam społeczne role. Stajemy się ofiarami lub katami. To teraz wyobraźmy sobie, że – może nie z dnia na dzień – ale w ciągu 10 lat nasza rzeczywistość, uporządkowana przez miliony lat ewolucji i tysiące lat kultury, wywraca się do góry nogami: kobiety stają się silniejsze fizycznie od mężczyzn. Z nierozpoznanych do końca przyczyn w ich ciałach pojawia się "zwój" – nowy elektryczny organ. I przedstawicielki "słabej płci", rażąc prądem, mogą skutecznie bronić się przed przemocą, okaleczyć swojego oprawcę, a nawet go zabić. Właśnie takie ćwiczenie z wyobraźni proponuje nam w swojej "Sile" Naomi Alderman.
Skutek? Dopóki "problem" dotyczy jedynie nastolatek, określa się go jako chorobę, dziewczęta zaś kieruje na różnorodne terapie. Kiedy wychodzi na jaw, że nieznaną moc przekazują dorosłym kobietom, te ostatnie poddawane są testom i usuwane z rządowych stanowisk. Gdy staje się jasne, że zwoju nie da się usunąć bez ryzyka śmierci pacjentki, a liczba kobiet, które umieją z niego korzystać, lawinowo rośnie, zaczyna się batalia o sprawiedliwość. Przez państwa przetaczają się fale kobiecych protestów, których nikt nie śmie zignorować. Wkrótce walka przenosi się z ulic do pałaców. W Arabii Saudyjskiej i Mołdawii dochodzi do przewrotu. Rodzi się kult Boskiej Matki. W Stanach zakładane są militarne obozy szkoleniowe, w których dziewczyny doskonalą umiejętność posługiwania się "siłą". Powstaje państwo kobiet. Wojna płci przybiera zupełnie nowy obrót:
Nic z tego, co mówią ci dwaj faceci, nie jest istotne, bo mogłaby ich zabić trzema ruchami, zanim podnieśliby się z wygodnych krzeseł.
Nieważne, że nie powinna, że nigdy tego nie zrobi. Ważne, że mogłaby, gdyby tylko zechciała. Umiejętność robienia krzywdy to rodzaj bogactwa.
Odpowiedzią części mężczyzn są zamachy terrorystyczne wymierzone w kobiety, badania nad bronią nowego rodzaju, przeszczepy zwojów. Zagrożenie wojną nuklearną znowu staje się realne.
Świat bez mężczyzn – możliwy i lepszy?
Opisane pokrótce wydarzenia oglądamy z perspektywy kilku osób: robiącej przestępczą karierę Roxy, Allie, która dzięki swojej "uzdrawiającej" mocy staje się znana jako Matka Ewa, burmistrz Margot i jej córki Jocelyn oraz jedynego w tym gronie mężczyzny – dziennikarza Tundego. One budują nowy porządek. On chce być kronikarzem całego procesu. Podczas lektury szybko pojawiają się jednak pytania: czy kobiety, do tej pory słabsze, więc wykorzystywane na różne sposoby, będą budować czy raczej się mścić? Czy tak skomplikowaną układankę jak społeczeństwo da się naprawić bez uprzedniego jej zburzenia? Czy świat bez mężczyzn jest receptą na przemoc?
Matka Ewa pochyla się, kładąc dłonie na kolanach.
- Chcę uratować kobiety – mówi.
– Jak to, wszystkie? – Roxy znowu się śmieje.
– Tak – odpowiada Matka Ewa. – Jeśli dam radę. Chcę do nich dotrzeć i powiedzieć im, że teraz mogą żyć po nowemu. Że możemy żyć wspólnie, możemy wysłać mężczyzn, żeby poszli swoją drogą, że nie musimy przestrzegać dawnego porządku i możemy znaleźć sobie nową ścieżkę.
– Serio? Ale wiesz, kilku facetów się przyda, żeby robili wam dzieciaki.
"Siła" powstała w ramach projektu Rolex Mentor and Protégé Arts Initiative, łączącego ucznia i mistrza. Nie bez powodu powieść poprzedza więc dedykacja dla kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood. Podobnie jak jej starsza koleżanka po fachu w "Opowieści Podręcznej" (przypomnianej skutecznie dzięki serialowi), Alderman rozpisuje przed naszymi oczami scenariusz niedalekiej przyszłości, stawiając przy tym przygnębiającą diagnozę: do pełnej równości płci nadal bardzo nam daleko. Dobitnie jednak pokazuje, do czego prowadzą wszelkie rozwiązania "rewolucyjne".
Na szczęście, choć w powieści czuć ducha jej mentorki, Alderman ostatecznie poszła własną drogą. Na zmianę szokując i puszczając do nas oko, nie szczędząc ironii.
Ewolucja z nas zakpiła
W "Sile" nie brak brutalnych scen przemocy fizycznej i seksualnej – najpierw wobec kobiet, a potem sytuacja zmienia się o 180 stopni. "Kolejna agresywna feministka" – pomyślicie. Byłoby to uproszczenie. Niewątpliwie autorka punktuje w powieści wiele sytuacji dyskryminacji i wykorzystywania kobiet. Pokazuje, jak owa przemoc jest sankcjonowana przez religię, kulturę, rządy. W kontrze zaś tworzy nową rzeczywistość, w której kobiety stają się naprawdę równe mężczyznom – są tak samo jak oni skłonne do przemocy.
Naomi Alderman nie tyle więc szuka recepty na całe zło tego świata, ile przygląda się nam z dużego dystansu. Konstrukcyjnie bowiem "Siła" to powieść w powieści, napisana przez fikcyjnego autora z odległej – dla nas – przyszłości, a opisująca świat niedalekiej nam przyszłości. Ze wstawkami na temat archeologicznych artefaktów, takich jak dziwne obiekty ozdobione motywem "nadgryzionego owocu". Wygląda skomplikowanie, jednak w takim świecie na opak można oświadczyć z przekonaniem:
Instynktownie czuję (…) że świat rządzony przez mężczyzn byłby łagodniejszy, spokojniejszy, byłoby w nim więcej miłości i troskliwości. Wziąłeś pod uwagę perspektywę psychologii ewolucyjnej? W toku ewolucji mężczyźni rozwinęli się jako wydajni pracownicy, dbający o utrzymanie domowego ogniska, a kobiety stały się agresywne i skłonne do przemocy, bo przecież muszą chronić potomstwo.
Brzmi jak szyderstwo? Wtedy pozostaje poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, które pod koniec powieści zadaje jedna z bohaterek "Siły": "Czy ludzie mają prawo być słabi?". Zdaje się bowiem, że ewolucja z nas zakpiła.