Podróż zimowa – czyli zbiór czternastu opowiadań Cabra – jest czymś, do czego autor nie przyzwyczaił swoich czytelników. Krótka narracja i nazwisko autora całkowicie do siebie, na pozór, nie przystają.
Jednak Cabre tą skromną objętościowo książką udowadnia, że umie nie tylko tworzyć gigantyczne narracje, pełne zarówno wielkich idei, „przeklętych problemów”, jak i szeregu bardziej przyziemnych, „ludzkich” pragnień, marzeń, opowieści.
Czternaście opowiadań – zamkniętych krótkim, ale wypełnionym treścią epilogiem – jest dowodem na to, że Cabre, jak go nie oceniać, prawdziwie jest erudytą. Tematy wysokie (Schubert, Bach) sąsiadują z tymi, które opowiadane są ze ściśniętym gardłem (Pamiętam, prosta i przejmująca opowieść o „ocalonym” z Treblinki chłopcu). Obok ciekawostek z pogranicza historii i fantazji (Oczy jak diamenty), pojawiają się również przejmujące miniatury (Testament) czy zabawy z konwencją kryminału (Pac!). Nie sposób pominąć też Kurzu, czyli opowiadania o… książkach. Rembrandt, Schubert, Bach; Wiedeń, Amsterdam, Treblinka, Barcelona, Oslo, Watykan, Bośnia – wszystkie te elementy składają się na poukładany przez Cabra świat – świat fascynujący, w którym fikcja łagodnie miesza się z rzeczywistością, czas istnieje tylko teoretycznie, a życie, szczególnie życie bohatera, można wywrócić na nice zgrabnie rozegranym akapitem.
Wszystkie opowieści są w tajemniczy i subtelny sposób powiązane; obrazy i bohaterowie miejscami łączą się w gigantyczną sieć; miejscami ma się wrażenie, że to wciąż jedna, ciągła opowieść, rozgrywająca się w różnych czasach i w różnych miejscach. Sam Cabre pisze w Epilogu, że podczas pracy sądził, iż pracuje nad opowiadaniami niezależnymi od siebie; wszystko w życiu ma jednak ze sobą związek.
Cabre żongluje motywami i emocjami, które jego czytelnicy od razu rozpoznają: historią, miłością do sztuki (przede wszystkim: do muzyki), napięciem między wyrażaniem siebie w sztuce a czystą komercją, wolnością, nieskrępowanym poszukiwaniem, wiążącym się z zadawaniem pytań i poddawaniem w wątpliwość.
Charakterystyczna dla większości opowiadań – oraz charakterystyczna dla całej twórczości katalońskiego pisarza – jest zmienność narracyjna, do której początkowo trudno się przyzwyczaić i która na pierwszy rzut oka może wywołać konsternację. Często na przestrzeni jednego zdania dochodzi do pęknięcia, wymieszania głosów i nie do końca wiadomo, kto tu jest autorem, kto narratorem, a kto bohaterem. Początkowe rozdrażnienie niecodzienną konstrukcją przechodzi z każdym kolejnym akapitem, kiedy można dostrzec sens nietypowego zabiegu. Upłynnionego świata, zdaje się mówić Cabre, nie można inaczej oddać w słowach; poukładane, spokojne akapity, okrągłe zdania i realistyczne struktury przyczonowo-skutkowe dawno odeszły do lamusa; płynność, brak prostych rozwiązań, zakryte tożsamości bohaterów i wymagana od czytelnika potrzeba maksymalnego skupienia: rozsadzenie prostoty i wepchnięcie w narracyjną rzeczywistość – te wszystkie składniki, zręcznie wymieszane przez Cabra, tworzą niebanalne narracje.
Nie są to fabuły kipiące nagłymi zwrotami akcji, które burzą czytelniczą świadomość. „Rozpasanie” formalne (mnożenie perspektyw narracyjnych) jest dopełnieniem skromnych, ale autentycznych, intensywnych i emocjonujących fabuł. Mocne historie, pozostawiające bez tchu, utkane z okrucieństwa, tajemnicy, poezji, muzyki i tajemniczego obrazu Rembrandta.