Ilustratorki i ilustratorzy – znakomici malarze, graficy, projektanci, którzy zamienili sztalugi i wielkie sale wystawowe na książki dla najmłodszych. Dzisiaj są skarbem narodowym. Stworzyli wyjątkowe pod każdym względem ilustracje, bo nie szli na kompromisy, nie brnęli w infantylizm, a dziecko traktowali poważnie i nie narzucali swojej wizji. O najwyższą jakość prac dbali nie tylko sami artyści, ale też zespoły graficzne działające pod kierownictwem prawdziwych mistrzów.
I choć do dziś nie istnieje muzeum ilustracji dziecięcej, a nieskatalogowane prace pozostają rozproszone, często w rękach prywatnych kolekcjonerów, cieszą się one coraz większym zainteresowaniem, o czym świadczą ceny, jakie osiągają na aukcjach dzieł sztuki.
Dlaczego literatura dla dzieci fascynowała wybitnych artystów? Opowiadają o tym m.in. Elżbieta Gaudasińska, Krystyna Michałowska, Zdzisław Witwicki, Bożena Truchanowska, Teresa Wilbik, Józef Wilkoń, a tych, których już nie ma – Olgę Siemaszko, Janinę Krzemińską, Danutę Konwicką, Zbigniewa Rychlickiego, Janusza Grabiańskiego, Janusza Stannego czy Adama Kiliana – wspominają najbliżsi.
Ilustratorzy i ilustratorki zdobywali nagrody, a ich prace pokazywano na międzynarodowych wystawach. To oni wynieśli ilustrację dla najmłodszych na najwyższy poziom. Co znaczyły te sukcesy dla ich artystycznych wyborów? Co działo się z nimi, kiedy polską literaturę dla dzieci dotknął kryzys? Jak poradzili sobie z kolorową szmirą lat 90.?
Gdyby nie oni, dzieciństwo większości z nas byłoby naprawdę szare!
Grzegorz Kasdepke
Ilustracje z dzieciństwa ukształtowały moją wrażliwość estetyczną, poczucie humoru i myślenie abstrakcyjne. Miałam szczęście, że tworzyli je Mistrzowie.
Ewa Stiasny
Moje dzieciństwo to czas wspaniale ilustrowanych książek, bo przecież większość wydań dla dzieci w latach 70. to ilustracje Stannego, Butenki, Szancera, Eidrigievičiusa. Czyli klasa i klasyka. Na tym się wychowałam, a teraz już świadomie podziwiam i odkrywam na nowo na przykład Olgę Siemaszko czy Danutę Konwicką.
Marianna Sztyma
Butenko, Stanny, Szancer z wdziękiem i erudycją powoływali do życia całe światy – zabawne, barwne i tajemnicze – w których jako dziecko pragnęłam zamieszkać. Dziś każda ponowna lektura to powrót do dawnych emocji, ale też rosnący podziw dla niedoścignionej elegancji, z jaką konstruowali owe światy.
Zosia Dzierżawska
Gdybym musiała wybierać najukochańszych ilustratorów, byliby to Butenko, Szancer i Stasys. Odpowiadają za zachwyty, wzruszenia, chichoty i gimnastykę mojej wyobraźni. Gdyby nie oni, zajmowałabym się pewnie czymś zupełnie innym.
Joanna Rusinek
Jedną z moich ulubionych książek z wczesnego dzieciństwa pozostają Baśnie Andersena wydane przez PIW w roku moich narodzin (1976). Czytała mi je mama. Uwielbiam zwłaszcza pierwszy tom ze wspaniałymi, tajemniczymi ilustracjami Janusza Stannego. Drzewo-twarz, góra-twarz, baba leżąca ponad miastem podparta dwoma wieżami, miasto-czaszka, żaba gigant. Wszystko spowite w mrocznych zgniłych zieleniach i brązach. I najstraszniejsza pod słońcem (moja ulubiona wtedy) bajka – Mały Klaus i duży Klaus!
Patryk Mogilnicki
Moje dzieciństwo upłynęło wśród ilustracji Grabiańskiego, Kiliana, Rechowicza, Butenki, Boratyńskiego, Wilkonia, Wilbik, Stannego, Lenicy, Tomaszewskiego, Pokory, Rychlickiego, Szancera… Nie wiem nawet, na kim skończyć tę wyliczankę. Do dziś mam je wszystkie przed oczami, pod skórą, w sercu.
Paweł Pawlak
Byłem studentem profesora Stannego. Kiedyś, oglądając moje ilustracje, powiedział: „Chce pan przepłynąć ocean dziurawym kajakiem”. Zrozumiałem to tak: „Jest pan ambitny, panie Socha, ale brak panu umiejętności, musi się pan jeszcze wiele nauczyć”. To była dla mnie bardzo cenna rada. Starzy mistrzowie, klasycy polskiej ilustracji, nie używali komputerów, tworzyli piórkiem i pędzlem. Bardzo podziwiam i szanuję to, co potrafili wyczarować tak prostymi narzędziami. Mieli znakomity warsztat i bogatą wyobraźnię. Wiedzieli, że czasami mniej znaczy więcej. Po mistrzowsku posługiwali się pustką, niedopowiedzeniem. Pozostawiali dużo miejsca wyobraźni odbiorców.
Piotr Socha