Na ten komiks nie czekałem, nie wiedziałem o nim, spadł na mnie niespodzianie i... zakochałem się w nim. Mówi bowiem on o trudnej relacji człowieka z naturą, o tym jak zachwialiśmy tą relację, jak próbujemy naturze narzucić swoje sztucznie stworzone prawa nie licząc się przy tym z konsekwencjami. Mówi też o pokorze człowieka, który poznał potęgę natury, potęgę żywiołu oraz zrozumiał, że on jest tylko jednym z wielu stworzeń na tej planecie, które ze sobą koegzystują. Że nasza Błękitna Planeta może się pozbyć rodzaju ludzkiego i nadal będzie trwać odradzając się w nowym życiu, gdzie człowiek stanie się zbędny. Chyba, że nauczy się ją szanować.
Sama historia jest z pozoru bardzo prosta. To opowieść o dwóch odwiecznych wrogach - wilku oraz pasterzu. Jeden poluje, drugi pilnuje swego stada, obaj jednak są drapieżnikami. Jak szybko, bo niemal na samym początku, zauważa jeden z głównych bohaterów tego dramatu, pasterz imieniem Gaspard: "W sumie i tak wszystkie skończą w rzeźni, prawda? Co to niby za różnica, umrzeć tu czy tam? Kwestia zwitka banknotów.". Te słowa brzmiały mi w głowie przez całą lekturę, szczególnie, że kilka stron wcześniej Gaspard zastrzelił wilczycę szukającą łatwego łupu w jego stadzie. Młoda wilcza matka musiała nakarmić swego potomka, ale niestety poległa z ręki człowieka. Drapieżnika, który z jednej strony dzielił się swą zdobyczą z innymi mieszkańcami gór, z drugiej chciwie spoglądał na swe stado owiec, nie chcąc się podzielić z głodnym wilkiem choćby jedną sztuką. W efekcie tego przyszło mu zapłacić wysoką cenę.
Ta historia opowiada również o zemście i wytrwałości. Pokazuje Gaspara i młodego, białego wilka w ich odwiecznej wojnie o terytorium, która finalnie przybiera nieoczekiwany przebieg zdarzeń. Coś co pchało obie istoty w otchłań zemsty i szaleństwa, przerodziło się w wyścig o przetrwanie w okowach srogiej zimy. Natura bowiem nie zna litości, nie wybacza błędów, ale też nie zabija bezmyślnie. To robi człowiek. Człowiek, który chce narzucić naturze swoje prawa. Swoją wolę. I choć może się wydawać, że przez chwilę faktycznie mu się to udaje, finalnie to natura zawsze z nim wygra. Ona się odrodzi, gdy nas już nie będzie, gdy sami zniszczymy nasz świat, nie przestrzegając zasad koegzystencji.
Ten komiks nie narzuca czytelnikowi propagandy szerzonej przez różne pseudo ekologiczne instytucje. Nie. On pokazuje gdzie jest nasze miejsce w szeregu. W cyklu życia. Nakłania do zdroworozsądkowej hodowli oraz roli, pokazuje, że musimy współistnieć z dziką przyrodą z jej fauną i florą, że zwierzę, które dla rolnika czy pasterza jest szkodnikiem, tak naprawdę jest ważnym elementem całego ekosystemu. Ten komiks nie piętnuje ludzi jedzących mięso, nie narzuca im "jedynego słusznego" stylu życia. On piętnuje ludzką głupotę. Ludzką chciwość i zachłanność. Zwraca uwagę na masowe przetwórstwo, na masowe niszczenie naturalnego środowiska pod uprawy rolne czy fabryki produkujące przetworzoną na masową skalę żywność. Zwraca uwagę, że łatwiej jest kupić mięso czy inne produkty z bezdusznych farm, niż od pasterza albo rolnika żyjącego w zgodzie z naturą. Tak. Ten komiks jest ostrzeżeniem. Pięknie zilustrowanym, obłędnie pokolorowanym i prosto napisanym ostrzeżeniem z bardzo ważnym posłowiem. Pytanie tylko, czy czytelnicy je zrozumieją, czy przejdą koło niego obojętnie. Mam nadzieję, że jednak to pierwsze, choć lękam się, że może być to drugie.