Podróż Glacier Expressem jest ponoć jedną z najpiękniejszych podróży na świecie. To 275 kilometrów i 7 godzin widoków, które zapierają dech w piersiach. Lodowce, góry, łąki, 291 mostów i 91 tuneli. I co robić, gdy już zachłyśniesz się widokami tak, że więcej się nie da znieść? Że pięknem się nasycisz, że nie dasz rady już wchłonąć w siebie żadnego boskiego widoku?
Karol dostał bilet na Glacier Express od swoich przyjaciół. Bilet był podwójny, bo kiedyś miał żonę. Żona nie doczekała podróży i zmarła, więc Karol zabiera swojego najlepszego przyjaciela Maksa. Znają się kilkadziesiąt lat – to przyjaźń z serii tych nienaruszalnych, to przyjaźń, która wystarcza za cały bagaż na Glacier Express. Wystarczy usiąść naprzeciw siebie, wystarczy kilka kropel ulubionego alkoholu, jakaś książka pod ręką, bo żaden z nich bez książki się nie rusza, może muzyka i jest siedem godzin do przegadania. O kobietach, śmierci i życiu, o tym, co było, co sprawiło, że jadą teraz jednym pociągiem. O życiu całym, z perspektywy, bo są już przecież na końcu i mają pełne prawo do rozliczeń.
„Kiedyś wpadło mi do głowy, że warto by sporządzić listę, a nawet dwie. Jedna byłaby listą zjawisk, rzeczy, poglądów, ludzi, wszystkiego, czego dzięki śmierci pozbędziemy się z ulgą, druga tego wszystkiego, co kochaliśmy, co z żalem będziemy musieli tu zostawić.” [s.122]
Rozmyślają. To nie jest lista haseł i banałów. To lista, o której dyskutują, przemyślana, przegadana, na której nie można napisać po prostu muzyka – bo przecież nie całej muzyki żal. Na której musi być na przykład tylko jeden, najważniejszy utwór. I na której coś jest czasem po jednej i po drugiej stronie naraz, bo człowiek jest zawsze dualny, nie zawsze jednak czarno-biały.
To lista nieskończona, bo całe siedemdziesięcioletnie życie nie da się zamknąć w liście w siedem godzin. To lista nieskończona, bo gdzieś w podświadomości tli się, że póki się jej nie zamknie, to nie można naprawdę odejść… A przecież jeszcze tyle mają do przeżycia, do przekochania, do zobaczenia, przecież dopiero teraz, po 70 latach jadą Glacier Expressem!
Ta książka to metafora. Metafora łatwa do rozszyfrowania – podróż = życie. Bo Karol i Max wsiadają do pociągu i nie mają wyjścia – muszą nim jechać aż do końca. To podróż długa, czasem męcząca, ale piękna, ponoć najpiękniejsza. Niektórzy nie wytrzymują napięcia, wyskakują wcześniej z pociągu, ale Karol i Max dojeżdżają do samego końca, bawiąc się nawzajem rozmową. W tej rozmowie jest wszystko, bo są i łzy i radość i miłość i seks i nienawiść i ból i strach, jest choroba, jest zdrowie, jest kariera i przyjaciele, jest muzyka i jest chyba nawet jakiś rodzaj zgody na to, że ta podróż gdzieś się kończy, choć czasem chciałoby się jechać bez wysiadania. To podróż nie tylko przez Alpy, ale przez istnienie. Dwóch bohaterów, którzy są już tuż przy końcu życia, musiało rozliczyć się ze sobą, ze światem sporządzić listę, zajrzeć w głąb siebie, zrobić rachunek sumienia, żeby wiedzieć, czy nie są światu, czy nie są sobie nic winni.
Teraz mogą wysiąść z pociągu, w kieszeni niosąc swoje listy żalu i ulgi, wiedząc, że teraz czeka ich już tylko przyjemność, że ważna rozmowa się odbyła i na duszy może być już tylko lekko, że trzeba jeszcze trochę pożyć. I że mimo iż wydawało im się, że nic ich już nie czeka, to wciąż może być życie, które będzie na liście po stronie żalu.