Jesteśmy przyzwyczajeni do pięknych i wzruszających opowieści o przyjaźni łączącej człowieka z psem, kotem, może jeszcze z papużką, królikiem, ewentualnie chomikiem lub rybką, choć te ostatnie propozycje brzmią dość egzotycznie. Przyznam szczerze, że nigdy nie przyszło mi do głowy, by obdarzyć miłością świnię (nie, nie świnkę morską – taką domową, z chlewika). Prawdopodobnie z powodu, iż jako wieczny mieszczuch nie miałam okazji poznać, jak wyjątkowe są to zwierzęta; ale niewykluczone również, że bliższe było mi po prostu szczekanie niż chrumkanie. Książka Sy Montgomery, amerykańskiej przyrodniczki, pisarki i scenarzystki, Dobra świnka, dobra. Niezwykłe życie Christophera Hogwooda, pozwala mi nadrobić deficyt wiedzy i zrewidować własne poglądy. Otóż tytułowy prosiaczek zawojował nie tylko samą autorkę i jej najbliższych, ale również sąsiadów, znajomych, radio, prasę i telewizję. Moje serce ostatecznie też podbił, choć nie do tego stopnia, bym nosiła się z zamiarem zakupu prosiaczka. Poza tematyką, która naprawdę mnie urzekła (pomimo początkowych wątpliwości), ogromnie przypadła mi do gustu bardzo energiczna narracja oraz niezwykła ilość ciekawych informacji ze świata fauny. Montgomery w swojej książce przekonuje, że jej życie diametralnie zmieniło się dzięki jednemu, cherlakowatemu prosiakowi. Świni, która odniosła niebywały sukces – cudem uniknęła chłodni i przyniosła Sy łaski, które od wieków kojarzono z tym właśnie gatunkiem: siłę, przyjaciół, a nawet rodzinę…
Autorka na podstawie własnych doświadczeń krok po kroku dowodzi, że świnie to wyjątkowe zwierzęta. Ich mądrość podziwiano od wieków, a niebywała inteligencja została potwierdzona przez samego Karola Darwina. Są one tak samo bystre jak psy, równie rezolutne, silne i odważne. Ze względu na siłę i spryt dzikich świń naśladowali je wojownicy, czarownicy powoływali się na nie, a wróżbici zasięgali ich rady. Przedchrześcijańskiej Europie zaglądano w świeże wieprzowe wątroby, aby zobaczyć przyszłość, ponieważ mówiło się, że organy świń odbijają cudowne światło zsyłane przez bogów.
Nie inaczej było z Christopherem Hogwoodem. Przybył do domu Sy i jej męża, Howarda, z farmy znajomych George’a i Mary Iselinów, w pudełku po butach. Nie wyglądał jak typowy prosiak: miał wielką, niemal zbyt ciężką głowę, ogromne, puszyste uszy, biało-czarne łaty i był wyjątkowym pieszczochem. Mimo to sprawiał wrażenie niezwykle kruchego i wiotkiego osobnika, ponieważ miał problemy zdrowotne. Nie rósł, nie tył i niektórzy sugerowali, że humanitarniej byłoby go zabić niż skazywać na cierpienie. Tymczasem on, na przekór wszystkim, po podaniu odpowiednich leków zaczął rosnąć. Masowo zaczęli również napływać przyjaciele i sąsiedzi Sy, ot, tak, by na niego popatrzeć. Zupełnie tak, jak wpada się obejrzeć noworodka. Z tego, jak się z nami witał, radośnie pochrumkując, z iskierkami w oczach, wywnioskowaliśmy, że cieszy go (..) towarzystwo. Kiedy siła jego drobnego ryjka została uwolniona zaczął ryć (To siła natury. Kiedy dotykał nosem ziemi, tworzyła się imponująca dziura (…), a Chris stawał się miniaturowym buldożerem). Z czasem zaczął też uciekać – najpierw nauczył się rozwiązywać sznurek zabezpieczający drzwi stodoły, później otwierał już rygiel (Musieliśmy też zmierzyć się z faktem, że nasza świnka jest niebezpiecznie, być może wręcz diabolicznie, genialna). Poza tym uwielbiał piwo, więc gdy zobaczył[…] kogokolwiek z butelką w dłoni, jakąkolwiek, gonił[…] go, aż ten ktoś się poddawał i pozwalał [mu] wszystko wypić). Montgomery przyznaje bez ogródek: Byłam z niego dumna. Fascynowało mnie w zasadzie wszystko, co robił. Howard twierdził, że dałam się ‘zdziczyć’. A ona dodaje z radością, że ich życie stało się ‘świniocentryczne’, przede wszystkim dlatego, że spędzali z Chrisem mnóstwo czasu (Średnio raz na godzinę sprawdzaliśmy, co u niego). Poza tym każdy ich dzień dzięki tej niepozornej śwince stawał się lepszy, przynosił chwile wytchnienia i towarzystwo ludzi. Hogwood zmieniał ich samych. Czy to dziwne, że Sy i Howard rozmawiali o nim nawet na przyjęciach? Kochali go i ze swadą przyznawali, że ich świnia jest mądrzejsza od nich, bo wykombinował[a], jak z dwojga wykształconych ludzi zrobić darmowy personel zasuwający na pełen etat…
Podczas swoich ‘wędrówek’, Chris spotykał wiele osób i wywierał na nich niezatarte wrażenie. W przeciwieństwie do właścicielki, prosiak był towarzyski i łatwo zyskiwał przyjaciół: Podczas swoich wypraw był ambasadorem naszego podwórka. Jego popularność spływała na mnie. I nawet kiedy sprawiał kłopoty, prawie wszyscy go lubili, przyznawała. Oprócz splendoru, nieodzowna była przede wszystkim odpowiednia ilość pożywienia. A potrzeby Chrisa rosły równie szybko jak jego waga. I równie szybko przybywało [im] chętnych do pomocy: krewnych i przyjaciół. Ludzie ochoczo odprowadzali go do domu (co stanowiło nie lada wyzwanie!), poznawali jego zwyczaje, lubili go głaskać, zapewniali mu ‘świńskie spa’ lub traktowali go jako powiernika swoich tajemnic. Od sąsiadów, przyjaciół lub z miejscowej restauracji, dostawał resztki jedzenia, tzw. zlewki. Chris unikał roślin cebulowych, w tym dymki, pora i szalotki. Nie przepadał za cytrusami i nie dostawał mięsa. Poza tym jadł wszystko, a jego dobroczyńcy uwielbiali patrzeć, jak konsumuje przyniesione przez nich dary: Patrzenie na jedzącą świnkę daje niesamowitą możliwość przeżywania cudzej rozkoszy. Rzadko ma się tyle przyjemności z czyjegoś szczęścia. Oto ktoś, kto podąża za tym, co sprawia mu radość. Świnie są stworzone do jedzenia – zostały wyhodowane, aby jeść i szybko rosnąć…
Historia Chrisa łapie z serce. Oto przedstawiciel gatunku, który bez wątpienia częściej gości na naszym stole niż w przydomowym ogródku. Był mądry, subtelny i niezwykle inteligentny. Delikatny, słynący z cierpliwości do dzieci, dobrze radzący sobie z ludźmi na wózkach. Doskonale pamiętał ludzi, rozpoznawał ich po głosie i po wyglądzie, nawet tych, których bardzo rzadko widywał. Poruszył serca wszystkich swoim niebywałym urokiem: Ludzie kochali Chrisa, ponieważ był taki szczęśliwy. Ludzie kochali go, ponieważ był taki zachłanny. Ludzie kochali go, ponieważ był tak bardzo świński – i kochali go, ponieważ był tak ludzki. Kochali jego delikatność i poczucie humoru. Wiele osób podkreślało, że to właśnie on nauczył ich kochać, że sam był czystą miłością. To z pewnością dlatego nadesłano tak wiele kartek i maili z kondolencjami po jego odejściu, a automatyczną sekretarkę Sy i Howarda szybko zapchano, itp.
W Dobrej śwince Sy Montgomery udało się również coś niebywałego – przedstawiając swojego ukochanego Chrisa, z którym przeżyła wspólnie 14 lat, dowiodła, że nie zawsze należy myśleć praktycznie, podporządkować się społeczeństwu, rodzinie czy skostniałym prawom. Bo czasem warto pójść na przekór wszystkiemu i zamiast rozumu posłuchać serca. Zamiast śmierci, wybrać życie. Pojawienie się Christophera w rodzinie Sy i jej miłość do niego stały się przeciwwagą dla złego traktowania świń na świecie. (…) Oczywiście historia Christophera nie wymazuje wszystkich okropieństw wycierpianych przez świnie na całym świecie w ciągu stuleci (…) Ale Montgomery i Christopher stworzyli inną rzeczywistość: dzięki temu, że Chris mógł przeżyć całe życie, uhonorowali[…] [niejako]życie wszystkich świń.
Dobra świnka, dobra to wyjątkowa książka o nieprzeciętnej relacji człowiek-zwierzę. To wzruszająca historia kobiety, która dzięki obecności przeciętnego jakby się mogło zdawać cherlaka otworzyła się na drugiego człowieka i przezwyciężyła swoją nieśmiałość. Dzięki rozkoszy czerpanej z jego towarzystwa zrozumiała, że niezależnie od tego, co się dostanie od losu czy natury, kiedy się kocha, wszystko jest możliwe. Warto pamiętać, że to właśnie zwierzęta mogą nas zmienić, poprowadzić z powrotem do edenu i przypomnieć nam, że zawsze możemy zacząć od nowa…