Max Lamas marzy o kochance, która będzie mówić we wszystkich znanych mu językach. Poszukiwania prowadzą go ze Sztokholmu do Włoch, gdzie poznaje markizę stojącą na krawędzi bankructwa. Ellinor pochodzi ze wsi w Skanii. Pewnego dnia zamieszcza w sieci ogłoszenie: Mam trzydzieści sześć lat i szukam czułego, choć nie nazbyt czułego mężczyzny. Ci, których spotyka, nie spełniają jednak jej oczekiwań. A Lucrezia jest świadkiem skandalicznego romansu swojej babki.
Połączy ich pewien maszynopis, wielojęzyczny zapis miłosnej fascynacji i szaleństwa, dla jednych przedmiot troski, dla innych obiekt nienawiści.
W tym zagmatwanym splocie wydarzeń bohaterowie zmagają się i zatracają. Marzą o byciu zrozumianym. I o tym, by zaspokoić najskrytsze pragnienia. Jednak przede wszystkim poszukują miłości i języka, którym będą potrafili o niej opowiadać.
Powieść Liny Wolff trzyma w emocjonalnym klinczu, każe szukać kolejnych poziomów. Na pozór automatyczne postaci buzują od środka. Krzyczą o miłość, szczęście, zwykłe siedzenie przy kolacji i rozmawianie o tym, jak minął dzień. Ale krzyczą niemo. Wstrząsający obraz samotności.
Sylwia Chutnik
W „Poliglotycznych kochankach” Djuna Barnes, Stephen King i Michel Houellebecq spotykają się nad lodowatym Bałtykiem i idą razem na jagody. Nic miłego z tej wycieczki nie wynika, szczególnie dla bohaterów, którzy za każdym razem postępują zupełnie inaczej niżbyśmy sobie tego życzyli. Jeżeli marzycie o małym domku nad morzem i macie skłonności ku dyskretnej melancholii, ta powieść została napisana dla was: ku pocieszeniu lub ku przestrodze.
Olga Wróbel, Kurzojady