Tove Jansson kochała listy. Pisała je przez całe życie – własnoręcznie odpisywała swoim czytelnikom z całego świata, często ozdabiając je rysunkami. Pisała też do tych, którzy byli jej najbliżsi: do rodziny, przyjaciół i ukochanych, między innymi do Tuulikki Pietilä, z którą spędziła czterdzieści lat. Mówi się, że napisała jakieś sto tysięcy listów.
Pierwsze pokazują Tove jako młodą dziewczynę, absolwentkę malarstwa, podróżującą po Włoszech, Francji i Anglii, ostatnie jako światowej sławy pisarkę i malarkę. Bywa w nich szczęśliwa, melancholijna, czasem zmęczona sławą Muminków. Ale przede wszystkim pełna empatii, dowcipna i przenikliwa. Niezwykła.
To bogato ilustrowany, poruszający dokument, wyjątkowo ważna część historii o Tove Jansson.
„Tove jest zawsze za mało. Muminki, powieści, opowiadania, komiksy i w końcu listy, a nam ciągle nie starcza. Tak to już mamy, my – nielegalni imigranci od lat koczujący w dolinie Muminków i okolicach. Dla nas sięgnięcie po tom jej listów jest pierwszą potrzebą, dla wszystkich innych to świetna okazja, by przez kuchenne drzwi odkryć pisarkę, z którą z powodzeniem można spędzić resztę życia”. - Szymon (dla wielu Wiercipietek) Kloska
„Tym listom nieprzypadkowo towarzyszą ilustracje, których oryginałom przyglądałam się długo na jubileuszowej wystawie poświęconej Tove Jansson w Helsinkach – z podziwem dla ich rozmiarów, niewiele większych od pocztowego znaczka. Rysunki i słowa dopełniają się. Jest w nich cała Tove – artystka i buntowniczka, osoba o bystrym oku i ciętym języku. Autoironiczna, bezczelna i szczera, szkicuje najbardziej osobiste ze swoich miniatur z typową dla siebie precyzją”. - Beata Chomątowska
„Z listów wyłania się portret kobiety wolnej, niezależnej, dostrzegającej częściej jasną stronę życia, konstruującej świat z drobiazgów – portret poszukującej artystki, dla której sztuka nie jest tylko dodatkiem. To zapis jej dojrzewania; poznawania samej siebie rozpięty między młodzieńczym entuzjazmem a melancholią. Najpierw jest dziewczyną, która zakochuje się w mężczyznach, kiedy wybucha wojna, podejmuje decyzję, aby „nie produkować dzieci do odstrzału”, chyba że mężczyźni przestaną zabijać. Nagle zakochuje się w kobiecie, „do szaleństwa”. Jest dumna i radosna. Tove Jansson ma odwagę żyć jak chce. Przez pół wieku będzie w szczęśliwym związku z kobietą. Te listy są jak jej opowiadania, kreślą rzeczywistość kilkoma pociągnięciami pióra, niedopowiedzeniem, ale są sugestywne, pełne barwy i wrażliwości. Nie mówią wszystkiego wprost. Jest w nich dużo czułości. To piękna i ważna książka”. - Remigiusz Grzela
Recenzja ukazała się na portalu o.pl
Tove Jansson pisała do tych, którzy byli jej najbliżsi i dotrzymywali jej kroku w życiu, pracy i miłości. Także w jej twórczości literackiej roi się od listów w najróżniejszej formie: od pływających w butelkach przez wiadomości aż po opowiadania-listy. Listy pisze się, wysyła i czyta w rozmaitych miejscach. A na komodzie w salonie domu Muminków leży wiosenny list Włóczykija.
Niepublikowane wcześniej, obejmują sześć dekad – od wczesnych lat trzydziestych do późnych osiemdziesiątych. Pierwsze z nich pokazują Tove jako młodą adeptkę sztuki w Helsinkach i Sztokholmie, ostatnie jako światowej sławy pisarkę i malarkę. Pisała do rodziny, przyjaciół i do ukochanych, między innymi do życiowej partnerki Tuulikki Pietilä. Część z nich powstała podczas podróży: do Francji i do Włoch u progu drugiej wojny światowej, a także do Londynu, gdzie w latach pięćdziesiątych trwał Muminkowy szał. Inne dotyczą szczęśliwych lat na Harun, na odległym szkierze w Zatoce Fińskiej. To bogaty, poruszający dokument, niezwykle ważna część historii o Tove Jansson.
Listy Tove Jansson opowiadają o niej samej. Miesza się w nich opis życia i pracy, ludzi i miejsc; dotyczą nadziei i rozpaczy, tęsknoty i szczęścia. Traktują o miłości i przyjaźni, samotności i swoim miejscu na świecie. Albo o polityce, sztuce, literaturze i społeczeństwie. Listy te dokumentują także chwile, zatrzymują czas i opowiadają o tym, co inaczej zostałoby zakopane w pamięci. Listy Tove można czytać jako mieszkankę autobiografii i historii kultury. Są literackie i liryczne, obserwacyjne i analityczne, potrafią być żwawe, smutne, wesołe, melancholijne, a czasem zupełnie zwyczajne. Ale nigdy wyprane z emocji.
Listy pozwalały Tove Jansson mieszkać wewnątrz siebie, w pamięci i tęsknocie. Ten wybór tworzy portret kobiety wolnej, niezależnej, dostrzegającej częściej jasną stronę życia, konstruującej świat z drobiazgów. To portret poszukującej artystki, dla której sztuka jest po stronie życia, a nie jest jedynie dodatkiem. To zapis jej dojrzewania; poznawania samej siebie rozpięty między młodzieńczym entuzjazmem a melancholią („dziwne, że wszystko będzie szło dalej, że człowiek będzie malował, podróżował, kochał, cierpiał, oszczędzał pieniądze, kupował rzeczy, będzie się starzał… czy tego chce, czy nie”). Najpierw jest dziewczyną, która zakochuje się w mężczyznach, kiedy wybucha wojna podejmuje decyzję, aby „nie produkować dzieci do odstrzału”, chyba że mężczyźni przestaną zabijać. Pisze manifest feministyczny. Nagle zakochuje się w kobiecie, „do szaleństwa”. Jest dumna i radosna. Wybiera życie po stronie „duchów”. Tove Jansson ma odwagę żyć tak jak chce. Przez pół wieku będzie w szczęśliwym związku z kobietą. Razem wyruszą w podróż dookoła świata. Ich listy zastępują objęcia.
Recenzja ukazała się na blogu literackie-zamieszanie.blogspot.com
Bardzo chciałam przeczytać Listy Tove Jansson i cieszę się, że miałam tę możliwość. Dlaczego chciałam?
Bo sztuka epistolografii upada ostatnio. Rzadziej się pisze listy, więc takie listy utalentowanych pisarzy są cennym wzorem dla nas, szarych ludzi. Druga sprawa to moralna wątpliwość, czy wolno było upubliczniać jak by nie było prywatne listy. Ale tę wątpliwość mam wobec wszystkich. Na szczęście nie mam szans na zostanie słynną pisarką, więc i moich listów nikt nie zechce. A tym czasem poczytam sobie listy Tove Jansson.
Drugi powód, dla którego chciałam przeczytać listy Tove był taki, że chciałam poznać postać autorki Muminków. Miałam intuicję, że pani Tove w listach się ujawni. I ujawniła się!
Listów Tove Jansson napisała ogromną ilość. Boel Westin i Helen Svensson wybrały 160 z setek. Są one podzielone według adresatów: do rodziców, partnerów i partnerek, przyjaciółek, współpracowników. Obejmują prawie całe życie pisarki. Jansson pisała barwnie, plastycznie. Pisała o tym co robi, jak się czuje, o otoczeniu, o czynnościach dnia codziennego, o uczuciach itd. Mamy tu kopalnię wiedzy o postaci Tove Jansson jako osoby, jako pisarki i artystki. Mamy świetnie zobrazowane tło społeczne. Tove Jansson przez swoje życie sporo podróżowała i z każdej podróży pisała dużo i o wszystkim. Dzięki temu możemy dowiedzieć się jak wyglądały nastroje polityczne we Włoszech Mussoliniego, jak należało uważać na to co się pisze w nazistowskich Niemczech, jak wyglądała wojna oczami Finów, kto popierał Nazistów, jak wyglądało życie w powojennej Finlandii, ale i jak ciężko było być żołnierzem fińskim, jak tereny zmieniały właścicieli: raz Rosję, raz Finlandię (oglądałam program o tym, więc było to dla mnie bardzo ciekawe).
Kolejnym wielkim tematem listów jest burzliwe życie uczuciowe Tove Jansson. Jak się wydaje, wojna złamała jej serce. Po niej wszystko było inaczej. Okazuje się, że autorka Muminków była osobą wrażliwą, szczerą w miłości i przyjaźni, lojalną i taką, której wielokrotnie łamano serce.
Następnym wielkim tematem jest świat Tove Jansson. Ona uwielbiała burze, huragany, samotność. Często pisze, że woli samotnię, że miasto to smutna konieczność. Lubi krzątaninę wśród skał. Jest taki cytat o burzy na jej wyspie. 10 w skali Botforta, a ona komentuje to tak, że 'cała wyspę ożywiła atmosfera katastrofy' (str. 410)!. Domu prawie im nie zmiotło, statki porozbijane, a Ją to 'ożywiło'! Niesamowita kobieta. Muminkach, o ich powstawaniu, o ilustrowaniu książek, o malarstwie, o okładkach, ołtarzach, wiele, wiele faktów, które bardzo mnie ciekawiły.
Pod koniec książki dowiedziałam się, że Tove Jansson uważała Alicję w Krainie Czarów za dzieło, które mógłby ilustrować Hieronimus Bosch.
Uważam, że to cenna uwaga i zgadzam się z nią w pełni.
Książka zawiera wspaniałe fotografie, na których wydaje się, że Tove Jansson z wiekiem wyglądała coraz lepiej i była szczęśliwsza. Są też wybrane ilustracje i kilka listów graficznych!
Na końcu jest też bardzo użyteczna bibliografia, w której wyliczono wszystkie polskie wydania książek Tove Jansson oraz audiobooki, a także książki dorosłe, i te jeszcze w Polsce nie wydane.
Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl
Doskonale pamiętam czas, kiedy czytałam Mamę Muminków. Byłam zafascynowana Tove Jansson i marzyłam, żeby móc kiedyś przeczytać listy jakie pisała, ponieważ udostępnione w biografii fragmenty były dla mnie zaskakująco bliskie. No i moje życzenie zostało spełnione.
Chciałabym napisać coś mądrego, konstruktywnego i okrągłego, żeby Was zachęcić do przeczytania książki. Pozostaję jednak bezradna. Podczas lektury zaznaczałam co ciekawsze fragmenty, do których albo wracałam, albo uznałam je za ważne dla mnie albo/ i zamierzałam z nich skorzystać podczas pisania recenzji. Problem w tym, że takich fragmentów jest kilkadziesiąt … Ale ok. zanim rozpłynę się w zachwytach nad intelektem Tove bystrością jej umysłu i inteligencji, trzy słowa skrótu.
Zacznę od komplementów jakim artystkę obdarzył jej ówczesny partner Atos i z którymi nie mogę się nie zgodzić:
„(…) Piszesz dla ludzi w każdym wieku. Jestem obecnie na dobrej drodze ku 100 (latom), ale czułem się jakbym miał 10 (lat), Gdy Cie czytałem. Sama jesteś w każdym wieku, najmłodsza i najstarsza, i wciąż na początku swojego życia, które przeżyłaś już kilka razy. Jest na to krótkie precyzyjne słowo: geniusz”.
Listy zawarte w książce to oczywiście wybór spośród zapewne tysięcy (Tove całe życie pisała listy – kiedy ona znajdowała na to czas?) i są kierowane do najbliższych, przyjaciół (w tym wydawcy), rodziców i partnerki. Wyraźnie widać w nich jak Tove ewoluuje zarówno jako człowiek oraz jako artystka. Trudno mi powiedzieć że Mama Muminków dojrzewa na naszych oczach, bo wydaje mi się, że ona urodziła się dorosła, dojrzała i odpowiedzialna. Ale widać jak wahanie i wątpliwości przechodzą w pewność, poczucie własnej wartości (ale nie nadęcie!) jak jej poglądy się krystalizują, nabierają konturów i jak mieszczą się w słowach.
Wspomniałam, że Tove była przenikliwa, była też bystrą obserwatorką, niezwykle szczerą i prawą. Nie brakowało jej też empatii, ciepła i zrozumienia. W listach wyraźnie widać jakim zainteresowaniem obdarza osobę, do której pisze, ile w niej serdeczności, uwagi. To nie są monologi do lustra, gdzie przeważa zaimek „ja” we wszystkich możliwych formach. Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że Tove pisze do kogoś ale jakby do siebie, to był czas na jej zadumę, na medytację, przemyślenie, na nazwanie uczuć, przeżyć i myśli, na określenie się względem nich. To był niemal dialog, który możemy podsłuchać.
Zapewne dlatego tyle w nich mądrości. Niebanalnych. Niewątpliwie również dlatego z takim zachwytem udaje nam się w nich odnaleźć, dopasować do siebie, zatrzymać się nad czymś czy zastanowić.
Tove ma charakterystyczny styl, rodzaj refleksji czy spostrzeżeń, czuć zawsze, że to ona stoi za słowami. Nie wszystkie listy jednak podobały mi się jednakowo. Najbardziej wzruszyły mnie jej listy do matki (jaka miłość!) a najwięcej zakładek mam chyba w listach do Evy Konikoff. Ile tam ciekawych spostrzeżeń, przemyśleń i jakże trafnych obserwacji! Być może czytelnik będzie pokładał największe nadzieje w korespondencji do Tuulikki Pietila, w końcu panie dzieliły ze sobą życie. Jednak odniosłam wrażenie, że najważniejsze i najlepsze rzeczy obie mówiły sobie prosto w twarz.
Zbiór listów jest niewątpliwie gratką dla fanów Muminków czy Tove, ale jestem przekonana, że zainteresują wszystkich tych, którzy w książkach szukają czegoś więcej niż taniej sensacji i gładkich tekstów. Tove Jansson to nietuzinkowa postać . Szkoda nie skorzystać z okazji, która pozwala ją tak dobrze poznać. I tyle się od niej nauczyć.
P.S. Bardzo chciałam coś zacytować ale nie umiem się zdecydować na żaden fragment, a nie przepiszę przecież połowy książki. Więc zachęcam, przeczytajcie.
Recenzja ukazała się na blogu niebieskapapuzka.wordpress.com
Sztuka epistolarna jest w dzisiejszych czasach na wymarciu. Świat i rozwój technologii pchnął nas ku temu, aby pisać szybkie i krótkie wiadomości, a formę korespondencji całkowicie zdominowały wszelkiego rodzaju chaty, komunikatory internetowe i e-maile. Jak wielu z nas pisze jeszcze tradycyjne listy? Pochyla się nad każdym pięknie zapisanym słowem, płacze, śmieje się, dołącza do szarej papeterii swoje fotografie, aby nie pozwolić czasowi zatrzeć o sobie pamięci? Jak wielu z nas może pochwalić się pokaźnym stosikiem białych kopert w górnej szufladzie swojego biurka? Jak wiele wspomnień i osób się przez nie przewija?
Tove Jansson kochała pisać listy i robiła to przez całe życie. Pisała do rodziny, przyjaciół, miłości swojego życia, wydawców „Muminków”, a nawet własnoręcznie odpisywała swoim fanom, często ozdabiając wiadomości swoimi rysunkami. Mówi się, że jej dorobek epistolarny liczy sobie jakieś sto tysięcy listów… „Listy Tove Jansson” opracowane przez Boel Westin i Helen Swensson to zbiór ponad stu sześćdziesięciu listów z ponad setek, które napisała.
Każdy ze zbiorów opatrzony jest tytułem, który stanowi cudowną kwintesencję całości korespondencji. Pierwsze zbiory: Tak więc zastanawiam się nad przyszłością i Myślę o Was cały czas przeznaczone są do najbliższych. Chociaż zwraca się w nich do całej rodziny, to najczęściej do Sigme tytułuje listy, co podkreśla niesamowicie bliskie stosunki, które łączą córkę i matkę, dwie bliźniacze dusze. Względem zachowania w książce porządku chronologicznego na początku ukazuje nam się obraz bardzo młodej dziewczyny, świeżo upieczonej absolwentki szkoły średniej, dopiero później poznajemy Tove starszą, dojrzalszą, bardziej doświadczoną. Z jej pierwszych listów bije swoista aura młodości i charakterystyczna temu radość. Tove jest ambitna i pomimo swojego młodego wieku wytrwale dąży do celu. W listach do rodziców opisuje zawirowania związane ze wyższymi uczelniami, ich wyborem i zmienianiem. Skupia się na relacjach z mistrzami, od których czerpie wiedzę, rozwleka się nad pięknem Paryża i tradycyjnie pyta o to, co słychać w domu, oczekuje wieści z tej drugiej strony, których niestety nie poznajemy, bo listy Tove zawsze pozostają bez odpowiedzi, dzięki czemu czyta się je niczym swoistą autobiografię czy pamiętnik.
Przyznam, że późniejsze zbiory listów, które ukazują Tove jako początkującą artystkę, młodą kobietę, próbującą odnaleźć się w wielkim świecie sztuki i miłości bardziej mi się spodobały. Tove dojrzewała poprzez podróże, o których pisze w listach do przyjaciółki, Evy Konikoff. Dzięki temu możemy dowiedzieć się jak wyglądały Włochy pod panowaniem Mussoliniego, jak barwny i cudowny okazał się dla Tove Rzym, jak deszczowa Florencja, a jak słonecznie powitał ją Neapol, w którym się zakochała. Wiele jej listów naznacza cenzura, Tove zresztą wspomina o tym, jak trzeba uważać na to, co się pisze w nazistowskich Niemczech.
Autorka wielokrotnie skupia się na swoim życiu miłosnym, uczuciach do mężczyzn, zanim jeszcze przeszła na stronę „duchów”. W jednym z listów do Evy Konikoff pisze tak:
„Wróciło do mnie wszystko, co sprawia, że nie chcę wyjść za mąż, wszyscy mężczyźni, których przejrzałam i którymi gardzę – presja Faffana w domu – cały ten męski świat lojalnie trzymający się razem i chroniący piedestał przywilejów, upiększanie męskich słabości w tylu nietykalnych sloganach, niekonsekwencjach i bezwzględność w całym tym cechu chłopców, którzy bronią swojej pozycji, nie zważając na niuanse, i od rana do wieczora opiewają swoje zasługi. Nie mam pieniędzy ani czasu, ani ochoty wychodzić za mąż! Nie zdążę podziwiać i pocieszać, i udawać, że to nie kulisy! Żal mi ich, tak – lubię mężczyzn – ale nie chcę oddawać swojego życia przedstawieniu, które przejrzałam na wylot. Widzę, jak Faffan, najbardziej bezradny, najbardziej krótkowzroczny, tyranizuje cały dom, widzę, że Ham jest nieszczęśliwa, bo zawsze mówiła „tak”, wygładzała, wyrzekała się, zrezygnowała z własnego życia, niczego nie dostając w zamian, tylko dzieci, które zabije wojna mężczyzn albo które zamieni w zgorzkniałych ludzi pełnych złych emocji”.
Niemalże przez całe listy do przyjaciółek i kochanek Tove wspomina o Faffanie, co, przyznam, najbardziej mnie w tym zbiorze korespondencji fascynowało. Ojciec nieraz jawi się dla niej jako mit artysty, legenda, bóstwo, z drugiej strony przez tą swoją wyjątkowość jest od niej oddalony. Tove wspomina o presji Faffana w domu, nie chcąc wychodzić za mąż, biorąc ojca za wzór „prawdziwego” czy „typowego” mężczyzny, dostrzegając jego cechy w swoich kochankach i przyjaciołach. Postać ojca jest wyraźna i wyczuwalna niemalże na każdej stronie. Tove jest z nim blisko, ale jednocześnie przez całą wielkość jego postaci wzajemnie się od siebie oddalają. Taką relację można już zauważyć w „Córce rzeźbiarza”, gdzie obraz jest jednak nieco inny, bo widziany oczami dziecka, nie dorosłej kobiety. W innym miejscu autorka żali się przyjaciółce, że musi chować swoją korespondencję, aby Victor jej nie przejrzał, co z pewnością doprowadziłoby do kolejnej kłótni. W ich stosunkach pojawiało się wiele nici nieporozumień, związanymi z proniemieckimi, antykomunistycznymi poglądami Victora, który niejednokrotnie nie krył swojej awersji wobec Żydów, co doprowadzało córkę do pasji. Mówi też o ostatecznym przełomie w ich relacjach:
„31.I.42 Nadszedł wielki „krach”, którego się obawiałam i na który czekałam przez kilka lat. Tym razem to ostateczne. Faffan i ja powiedzieliśmy sobie, że się nienawidzimy. Jest mi strasznie szkoda Ham. Ale nie odczuwam winy ani smutku, nic. Czuję się jak kamień. Przyjemnie byłoby nie musieć żyć, ale człowiek i tak idzie dalej (…)”
Z drugiej strony wciąż jest dla niej „tym” Faffanem, wiecznym chłopcem, który nigdy nie powinien dorastać. Tove z zaskoczeniem odkrywa, że jego zawsze brązowa grzywa nagle posiwiała, chociaż tak nie powinno być, po „pomimo swoich lat wciąż jest chłopcem”. Niewyobrażalna staje się myśl o śmierci, która w końcu każdego ze sobą zabierze, nawet Faffana. Ich relacje są niczym morze – czasem fale są bardzo niskie i przyjazne, ale zdarzają się i sztormy, które powodują wiele zniszczeń, wiele razy nieodwracalnych.
W listach do Evy Konikoff Tove Jansson opisuje też swój pierwszy romans z kobietą i przejście na stronę duchów. Chociaż przyjaciółka nie popiera ją w jej wyborze, Tove ma w osobie Evy wierną powierniczkę, której może zwierzyć się z każdego problemu. Z początku nie czuje się „całkowicie lesbijką”, bo na miejscu Vi (jej pierwszej kochanki) nie mogłaby pojawić się inna kobieta. Tove czuje, że jej stosunek do mężczyzn nawet się polepszył, wszystko stało się łatwiejsze, radośniejsze, bez towarzyszącego stale napięcia. W listach do Viviki Bandler szczerze i otwarcie wyznaje swoją miłość, pisząc:
„Zabrałaś moją miłość do Atosa – ale dałaś inne rzeczy, które dopiero teraz zauważam i dziwię się im. Już się go nie obawiam. Mój respekt wobec niego jest oczywiście naturalny, zawsze odczuwam go wobec osób przewyższających mnie intelektualnie, ale moje poczucie własnej wartości i spokój z nim związany wzrosły. Po prostu jest tak, że artysta myśli inaczej, możliwe, że obrazami. Wyraża się w barwach, nie w Słowach. Zaczęłam się wypowiadać bez przytłaczającej obawy przed blamażem, nie wysilam się na uduchowienie, jestem tylko sobą. Tym samym mamy sobie do powiedzenia więcej niż wcześniej, mamy więcej powodów do śmiechu, do przemyślenia. Być może to przyjaźń w najlepszym wydaniu. Erotyka ma teraz takie małe znaczenie. Jakbym spała. Nic nie czuję i nawet nie tęsknię za tym. Wprawdzie to częste, gdy jest się zanurzonym w jakiejś dużej pracy, ale to coś więcej. Moje serce jest z Tobą, a nigdy nie potrafiłam kochać bez niego”.
Przed listami do Viviki Bandler pojawia się jednak cały zbiór pięknych i poetyckich listów do jej cudnego filozofa – Atosa Wirtanena: Widzę jak pomysły rosną niczym drzewa prosto przez Ciebie.
W końcu na ścieżce swojego życia Tove poznaje swoją największą miłość, której poświęcony jest cudowny zbiór Czy naprawdę wiemy, jakie jesteśmy szczęśliwe…? To niezwykłe listy, nasycone ciepłej i spokojem, w który wkradają się sytuacje życia codziennego – nieporozumienia, spory, tęsknota, rozstania czy inni ludzie, którzy zakłócają ich słodką idyllę.
Są jeszcze w tej książce kolejne trzy zbiory: do przyjaciółki, matki oraz wydawcy i przyjaciela zarazem.
Życie Tove Jansson cały czas jawi się tak samo fascynujące i niezwykłe. Jej otwartość, wrażliwość na świat, a zarazem szczerość i cały strzęp prywatnego życia, które nam odsłania zapierają dech w piersiach, czarują czytelnika aż do ostatniego słowa. Szymon Kloska stwierdził, że Tove jest wciąż za mało – mamy Muminki, komiksy, opowiadania, powieści, listy, a nam wciąż jest mało. To prawda, Tove wiecznie brakuje, dlatego też w tym wpisie, którego nie chcę nazywać recenzją, bardziej szczegółowo omówiłam Wam zawartość tej książki. To pełen liryzmu zbiór kawałów życia wyjątkowej Finki, który składa się na nią całą. To świetna, bardzo drobiazgowa i ciekawa książka o życiu i twórczości tej niesamowitej kobiety.
A, no i zapomniałabym dodać, że całość uzupełniona jest wyjątkowymi fotografiami. Naprawdę wyjątkowo piękna pozycja, niemalże obowiązkowa, dla każdego poszukiwacza wrażliwości i niezwykłości.
Wywiad ukazał się na portalu lubimyczytac.pl
Nie tylko tłumaczy Pani literaturę skandynawską, ale też ją promuje. Skąd to zamiłowanie?
Zanim zaczęłam tłumaczyć na dobre, pracowałam w kilku międzynarodowych instytucjach kultury. W pierwszej pracy zajmowałam się promowaniem kultury szwedzkiej, później pracowałam w Duńskim Instytucie Kultury, teraz poprzez Tove Jansson doszła do tego Finlandia. Zresztą od zawsze w wolnych chwilach promowałam Skandynawię. Fascynuje mnie spotkanie nie tylko literatury z nowym czytelnikiem, ale też autorów i w ogóle ludzi, a co za tym idzie idei z różnych kultur. Od paru lat kultura i literatura ze Skandynawii jest mocno obecna w polskim dyskursie, ale z drugiej strony grozi to tworzeniu się stereotypów, które należy zwalczać.
Jakiego nurtu literatury skandynawskiej brakuje na polskim rynku?
Jestem wielką fanką współczesnej młodej poezji szwedzkiej. Te niewielkie próby pokazania jej polskiemu czytelnikowi, jakie czyniłam, okazały się trafione. Więc marzyłabym o tym, by przełożyć więcej poezji. Czekam poza tym na powieści obyczajowe współczesnej Skandynawii. Moja Walka Knausgårda jest taka, ale to męski punkt widzenia, tymczasem w Szwecji jest wiele świetnych autorek piszących z perspektywy kobiecej wspaniałe książki obyczajowe.
Czy jest jakaś konkretna autorka? Może zachęcimy wydawnictwa do tłumaczeń.
Poleciłabym bardzo Åsę Linderborg i Kristinę Sandberg.
Czym jest projekt Odnalezione w tłumaczeniu i dlaczego postanowiła się Pani w to zaangażować?
Jest to festiwal wymyślony przez tłumaczy, o tłumaczach i tłumaczeniu, ale nie tylko dla tłumaczy, lecz dla szerokiego grona miłośników literatury światowej. Tłumacze bardzo dobrze znają literaturę i najpiękniej o niej opowiadają. Festiwal odbywa się w Gdańsku co dwa lata i jest organizowany przez Instytut Kultury Miejskiej. Za każdym razem przyświeca mu inna myśl, w przyszłym roku będą to mniejsze literatury i języki mniejszości.
Myśleliśmy, że to będzie festiwal niszowy, a okazał się bardzo potrzebny i został doceniony. Odbywają się debaty, rozmowy czy sparing tłumaczy – taka sceniczna gra, bitwa na rozwiązania translatorskie. Ponadto od drugiej edycji podczas festiwalu przyznawana jest nagroda za przekład literacki im. Boya-Żeleńskiego. Kolejny festiwal odbędzie się w kwietniu 2017 roku. A zaangażowałam się weń, ponieważ tu spotykają się dwie moje natury: ta samotnicza spośród czterech ścian z tą towarzyską.
Nad czym teraz Pani pracuje?
Właśnie ukazały się dwie książki w moim przekładzie, oprócz Listów Tove, niewielka, ale przepiękna książka Poleciały w kosmos Idy Linde. Jestem zaangażowana w ich promowanie, więc bardzo trudno mi teraz znaleźć czas na kolejną książkę, ale już za chwilę siądę do powieści autorki, o której tłumaczeniu marzyłam od lat, Agnety Pleijel. Niedawno skończyłam tłumaczyć powieść Tove Jansson, która ukaże się w Marginesach jeszcze w tym roku. Słoneczne miasto to opowieść o grupie staruszków, którzy dożywają swoich ostatnich dni w miasteczku na Florydzie, mają różne przygody i w specyficzny sposób podchodzą do rzeczywistości.
Brzmi ciekawie, ale pewnie to historia bardzo nostalgiczna?
Ależ skąd! To jest najśmieszniejsza rzecz, jaką do tej pory tłumaczyłam.
Artykuł ukazał się na łamach Gazety Wyborczej
Z wydanych właśnie listów Tove Jansson wyłaniają się dwie bezkompromisowe twarze pisarki. Artystki, dla której "muminkowy biznes" stał się przekleństwem. I kobiety, która kochała inne kobiety.
Lekko skwaszone niemowlę: en face i z profilu, pojawiło się w szkicowniku matki, rysowniczki Signe Hammarsten, nazajutrz po swoich narodzinach ("Brzydka, że aż strach! Jak mała, pomarszczona staruszka" - pisała Signe do męża Viktora Janssona).
Potem drobna kilkulatka ze spiczastym nosem zostaje ulubioną modelką ojca - rzeźbiarza. Kiedy Tove dorośnie, dla samej siebie stanie się najciekawszym obiektem.
Namalowała dziesiątki autoportretów. Nastoletnia Tove w dziwnej czapce i futrzanej kamizelce siedzi na tle okna i poważnie wpatruje się w widza. 26-letnia zaciąga się papierosem. Jako 60-latka portretuje się z bliska: łagodna twarz, półuśmiech.
Urodziła się tuż przed wybuchem I wojny. Od najmłodszych lat wiedziała, że księżniczki muszą czasem mieć bezbarwne włosy, bo złota farba jest droga; że największym nietaktem jest pytanie, czy twórca ma dziś natchnienie. Wszystko dzięki rodzicom - artystom.
- Matka przy swoim stole, Tove obok niej z kartką i ołówkiem. Podpatrywała, co rysuje mama, i naśladowała ją - opowiadał telewizji BBC Per Olov, młodszy brat Tove. Z każdego kąta domu spoglądały na nich gipsowe twarze, wszędzie porozstawiane były sztalugi, wokół walały się szkice.
Mała Tove prowadziła ilustrowany dziennik. Dzięki niemu wiemy, że jako dziecko "pisze, rysuje, maluje, szyje, wyrabia przedmioty z drewna i redaguje gazety, buduje tratwy, szałasy i chatki". Kiedy ma 14 lat, jej ilustracje po raz pierwszy ukazują się w prasie. Pierwszy obraz - oczywiście autoportret - wystawia w galerii w Helsinkach jeszcze przed 20. rokiem życia.
Narysować Hitlera
Z rodzicami przestała mieszkać dopiero jako 28-latka. Wyprowadziła się w 1942 r. Na Helsinki spadały radzieckie bomby. Gdy starszego z jej braci posłano na front, namalowała portret rodzinny: dwaj bracia, Lars i Per Olov, grają w szachy, ojciec stoi przy Larsie, matka przy Perze Olovie i pali papierosa. W centrum Tove ubrana na czarno, jak wdowa.
W satyrycznym magazynie "Garm" Tove daje upust swojej wściekłości. Na jej karykaturach Hitler jest rozkapryszonym dzieckiem, którego nic nie jest w stanie zadowolić. Kiedy niepokój staje się nie do zniesienia, Tove siada przed kartką papieru i zaczyna pisać. Wraca do postaci z dzieciństwa. Ich świat pozwala choć na chwilę oderwać się od widoku żołnierzy na ulicach i bombowców na niebie.
Zimny nos przy nogach
Muminki były z nią od małego. "W bardzo wczesnym dzieciństwie szperałam w spiżarni. I mój wujek powiedział: Uważaj na zimne trolle Muminki. Jak tylko szabrowniczka się pokaże, opuszczają swoje komórki i trą nosem o jej nogi, aż zrobi jej się zimno i wszyscy zobaczą, że to ktoś, kto wykrada dżem i pasztet". Zgroza.
Do dziecięcych strachów wróciła, by przegonić dorosłe. Po latach Jansson wspominała, że w latach 40. potrzebowała opowieści, która zaczynałaby się od "Dawno, dawno temu...": - To te przecholerne czasy wojny zmusiły mnie, malarkę, do pisania baśni - opowiadała.
Nastrój "przecholernych czasów" jest u Muminków wyczuwalny. Pierwszą książką serii jest wydana w 1945 r. Małe trolle i duża powódź. Drugą - Kometa nad Doliną Muminków. Kataklizmy, atmosfera zbliżającego się końca świata - nietypowo jak na literaturę dziecięcą. Być może dlatego jej książki nie od razu zdobyły popularność. Wszystko zmienią lata 50.
20 milionów codziennie
Z deski klozetowej spoglądają na nas Muminek i Panna Migotka. Są też w kuchni (sztućce z ich wizerunkami), w sypialni (pościele i dywany) i na poczcie (znaczki). W sprzedaży muminkowych gadżetów specjalizują się cztery oficjalne sklepy w Finlandii, po jednym w Wielkiej Brytanii, Hongkongu, Meksyku, Korei Południowej i aż sześć w Japonii. Jest też park rozrywki Moomin World w ojczyźnie okrągłych trolli, a kolejny powstaje w Japonii. W 1962 r. pewna firma chciała nawet produkować podpaski o nazwie "Mała Mi", ale nie uzyskała zgody autorki.
Muminkomania zaczęła się w roku 1954, gdy londyński "Evening News" zamówił u Tove Jansson codzienne krótkie komiksy z Muminkami. Z konkretnymi zastrzeżeniami: żadnej śmierci, polityki i jakichkolwiek nawiązań do rodziny królewskiej. Rusza taśma produkcyjna. Tove wytwarza sześć komiksowych pasków tygodniowo przez kolejnych siedem lat.
Muminki na Wyspach są czytane przy stole, w autobusach, w pracy. Po czym "Evening News" sprzedaje komiksy do 40 krajów. Każdego dnia czytało je 20 mln ludzi.
Sława, czytelnicy i dużo pieniędzy. Szczupła, drobna kobieta pisząca o dobrotliwych trollach ku zaskoczeniu kontrahentów ostro negocjowała każdą umowę. Spłaciła długi, wydawałoby się, że udało jej się osiągnąć to, czego pragnęła. Tymczasem ona czuła się tak, jakby trafiła do więzienia "Cała ta muminkowa dłubanina zdaje się mnie przerastać" - pisała. Na oczach świata przeobraża się w Mamusię Muminków.
Rzygam na te trolle
- Kiedy wychodzę z pracy i zamykam od środka drzwi do domu, nadal jestem Jansson. Ale w czasie wolnym ludzie wciąż pytają mnie o Muminki - opowiada mi Sophia Jansson, bratanica Tove, dyrektor artystyczna firmy Oy Moomin Characters Ltd, która zajmuje się spuścizną Jansson. 54-letnia blondynka nie przypomina z wyglądu ciotki, elfa o trójkątnej twarzy. - Ta praca się nie kończy. Skoro ja mam takie wrażenie, to jak Tove musiała się czuć? - zastanawia się Sophia.
"Te cholerne Muminki. Rzygam na te trolle" - pisała Tove w notatkach.
Próbowała odsuwać od siebie obowiązki związane z Muminkami. Rysowanie codziennych komiksowych "pasków" z Muminkami po sześciu latach z ulgą przekazała Larsowi, swojemu bratu. Po kolejnych dziesięciu latach ogłosiła, że "Listopadem w Dolinie Muminków" zakończy serię. Chciała zająć się malowaniem i pisaniem dla dorosłych. - Bardzo zależało jej na akceptacji artystów - uważa Sophia Jansson. - Ale oni dotkliwie ją krytykowali. "Zarabia miliony, a zachciewa się jej jeszcze malować" - mówili.
W 1968 r. Tove wydała "Córkę rzeźbiarza", w której pokazała swoje dzieciństwo wśród artystycznej bohemy. Opowiadała o matce, ojcu, sztuce, dziecięcych zabawach i życiu w nietypowym domu. To urokliwe, świetnie napisane opowiadania, które pozwalają spojrzeć na świat oczami dziecka.
Wydawca nie miał jednak złudzeń wobec "dorosłej" literatury Jansson. Córka... wyszła w Szwecji w raptem 4 tys. egzemplarzy, a pierwsze wydanie Doliny Muminków w listopadzie - w 25 tys. Sophia Jansson: - Głównym tematem dyskusji było wtedy to, że Tove postanowiła skończyć z Muminkami. Ludzie nie mogli tego zrozumieć.
Krytycy, którzy w ogóle zajęli się książką, podkreślali, że oto można poznać "prawdziwą Dolinę Muminków". Pierwowzór.
Topik, Topcia i Too-Tiki
W Dolinie Muminków pojawiają się dwie tajemnicze postaci: Topik i Topcia. Przybysze rozmawiają ze sobą w języku zrozumiałym tylko dla nich dwojga, ciągną za sobą walizkę z zagadkową, cenną zawartością. Ów skarb chce od nich przejąć Buka, przerażający stwór o pustych oczach, którego kroki mrożą ziemię (kto w dzieciństwie nie bał się Buki?).
Co to wszystko znaczy? Otóż Tove się zakochała, i to z wzajemnością.
W mężatce Vivice Bandler.
"Jest zbudowana przepięknie, kobieco, kiedyś ją namaluję, głównie jako bogactwo owoców i rozwiniętych kwiatów" - zachwyca się Jansson w liście do znajomej.
"Topciu, Ty moja cudowna!" - pisze Tove do kochanki. - "Muminkowa książeczka jest gotowa. Topik i Topcia zaszalały dziko pod koniec, ostatecznie pokonując Bukę. Są nierozłączni, śpią razem w szufladzie komody. Nikt nie rozumie, co mówią, ale to nic, dopóki same wiedzą, o co chodzi. (...) Kochasz mnie? Jafne! Dzięfuję, nafsajem!".
A Buka? Jest rok 1946, homoseksualizm w Finlandii jest nielegalny. Będzie tak jeszcze przez kolejnych 25 lat. "Musimy być ostrożne" - prosi Vivica w listach do Tove.
W pewnym momencie Topik i Topcia znikają z Doliny Muminków. A najpierw z życia Jansson. Tove: "Nie mam już siły być nieszczęśliwa i walczyć o Ciebie z radością, której mi brak". Kochanki rozstają się, ale pozostają w przyjaźni. Ich korespondencja przetrwa 30 lat, a Vivica wyreżyseruje wiele przedstawień na podstawie cyklu o Muminkach w Finlandii, Szwecji i Norwegii.
Na muminkową scenę wchodzi nowa postać: Too-Tiki.
Rok 1955, bożonarodzeniowa impreza gildii artystów. Tove przynosi najlepsze płyty gramofonowe i zamierza zająć się muzyką. Ale przy gramofonie już ktoś jest. To graficzka Tuulikki Pietila. Tove prosi Tuulikki do tańca, ta waha się przez chwilę, ale odmawia: "Nie wypada". Później jest jeszcze świąteczna kartka od "Tooti" - tak Tove ją nazywała, a tuż po Nowym Roku Jansson idzie do pracowni Pietili. Słuchają razem płyt z Paryża. Potem nic już nie będzie takie samo.
"Nareszcie jestem dogłębnie pogodzona z moim światem" - pisze po kilku miesiącach Tove. "Kocham Cię jednocześnie w oczarowaniu i z wielkim spokojem, nie boję się niczego, co życie nam gotuje. (...) Każda rzecz, którą robię, wszystko nowe, co widzę - jest zarazem myślą: to pokażę Tuulikki". Tooti zachęca ją do pracy, powstaje Zima w Dolinie Muminków.
Too-Tiki, nowa osoba w świecie białych trolli, jest krępa, w bezkształtnym swetrze w paski, ze sterczącą blond fryzurą. Mówi Muminkom: "Wszystko jest bardzo niepewne, i to właśnie mnie uspokaja". Spokój dzięki Tooti - okrągłej blondynce o rozwichrzonej czuprynie - pojawia się też w życiu Tove.
Listy Tove i Tuulikki, Tove i Vivicy oraz korespondencję z innymi bliskimi dla Jansson osobami (matką, rodziną, przyjaciółmi, niedoszłym mężem) można przeczytać w niedawno wydanym u nas tomie Listy Tove Jansson. To fascynująca korespondencja, która tworzy wyjątkowy autoportret pisarki.
Na początku lat 60. kobiety zaczynają mieszkać pod jednym dachem - choć osobno. Tuulikki wprowadza się do tego samego budynku, w którym znajduje się atelier Tove. Będą razem do końca życia.
Wyprowadzka z Doliny
"Kiedy opuszcza się Dolinę Muminków, może powiać chłodem po nogach" - pisała Tove do przyjaciela przed premierą swojej pierwszej książki po skończeniu z historiami o trollach. Przerzuciła się na malarstwo abstrakcyjne, pisała opowiadania i nowele. Jej "dorosłe książki" z czasem były coraz lepiej przyjmowane przez krytykę i nieźle się sprzedawały. Mimo to każdy jej krok przez następne 30 lat życia był analizowany przez pryzmat Muminków.
Gdy w latach 90. zachorowała na raka, wycofała się z życia publicznego. Przestała nawet palić, a paliła całe życie.
W 2000 r. miała wylew, niemal rok spędziła w szpitalu. Umarła w Helsinkach, gdzie przyszła na świat. Miała 87 lat. W jej nekrologu zacytowano piosenkę Włóczykija: "Jak zawsze ulubiony kapelusz na głowie mam/ Gram przez dzionek cały i w nocy też gram/ Niczego dla siebie nie pragnę, wolności trzeba mi/ By pieśni nowych szukać, i własnej melodii".